W drogeriach sieci "Rossmann" młode osoby, które chcą kupić prezerwatywy, są proszone o pokazanie dowodu osobistego. Odmawiając sprzedaży nieletnim sprzedawcy powołują się... na konwencję o prawach dziecka.

Reklama

Rzecznik sieci Roman Lewandowski twierdzi, że w sklepach wcale nie ma takiego zakazu. Przyznaje jednak, że dwa lata temu do "Rossmanna" zaapelowała ówczesna Rzecznik Praw Dziecka Ewa Sowińska (ta starsza pani od torebki Tinky Winkie'go), by - chroniąc dzieci przed demoralizacją - nie sprzedawały im prezerwatyw. Sieć zastosowała się do zakazu.

"Ale chodziło o to, by nie sprzedawać prezerwatyw kilkuletnim dzieciom, a nie nastolatkom" - zastrzega Lewandowski. Pytany o te sprawę obecny rzecznik Marek Michalak mówi, że w Polsce nie ma przepisu, który zabraniałby nabywania prezerwatyw przez osoby niepełnoletnie. Nie ma również obowiązku okazywania dowodu tożsamości podczas ich kupna.

Tylko jeden komentarz ciśnie się na usta. Kilkuletnie dzieci nie kupują prezerwatyw, a jeśli młody człowiek chce się w ten sposób zabezpieczyć, to należy mu to ułatwić, a nie stawiać przed nim absurdalne bariery. Chyba, że ktoś pragnie, aby w Polsce było jeszcze więcej niechcianych ciąż wśrod małoletnich i szerzyły się wśród nich choroby? Jeśli tak - to przepraszamy.

_____________________________________________

NIE PRZEGAP:

>>> Nastolatki: seks jest dla zwierząt
>>> Oto 10 najgłupszych przesądów o seksie
>>> Plusy i minusy wakacyjnego romansu