Dysleksja to schorzenie, które ujawnia się najczęściej wtedy, gdy nasze dziecko idzie do szkoły. I wtedy zaczynają się kłopoty, bo dla dyslektycznych maluchów nauka szkolna oznacza drogę przez mękę. Wprawdzie są równie inteligentne, jak ich rówieśnicy, jednak mają ogromne kłopoty ze składaniem liter, a później z prawidłowym pisaniem.

Uczeni wiedzą już, że u podstaw dysleksji leżą pewne problemy neurologiczne. Aby je dokładnie zbadać, amerykańscy naukowcy przeprowadzili eksperyment. Doświadczenie objęło 18 dzieci dyslektycznych w wieku 9-12 lat (5 dziewczynek i 13 chłopców) oraz grupę kontrolną 21 ich rówieśników (8 dziewcząt i 13 chłopców) o podobnym poziomie IQ. Dzieciom wyświetlano pary nic nieznaczących słów. Maluchy miały stwierdzić, czy kombinacje liter podświetlone w każdym z tych wyrazów mogą oznaczać ten sam dźwięk (w języku angielskim istnieje kilka sposobów zapisania niektórych dźwięków, podobnie jak w języku polskim mamy różne formy zapisu, np. rz/ż i ch/h). Podczas wykonywania tego zadania mózgi dzieci były skanowane za pomocą rezonansu magnetycznego.

Eksperyment przeprowadzony przez naukowców z University of Washington wykazał, że podczas zadań związanych z przypisywaniem liter dźwiękom, mózgi dzieci z dysleksją wykazywały nadmierną aktywność. Na jego podstawie uczeni opracowali specjalny trzytygodniowy kurs, który następnie przeszli mali dyslektycy. Polegał on na przyswojeniu nowego sposobu łączenia liter z dźwiękami. Chodziło o to, by nauczyć dzieci rozkładać poszczególne etapy tego procesu w czasie: najpierw rozpoznawać litery w słowie pisanym, potem przenieść uwagę na dźwięki, jakie one oznaczają.

Po trzech tygodniach ponownie zbadano pracę mózgu najmłodszych. Ku zaskoczeniu uczonych okazało się, że aktywność mózgu dyslektyków przypomina teraz pracę mózgu dzieci bez dysleksji - donosi DZIENNIK.

Największa zmianę badacze zaobserwowali w połączeniach pomiędzy lewym i prawym zakrętem czołowym dolnym. Uważa się, że pierwszy z nich może zawiadywać używaniem języka mówionego, drugi zaś kontrolować przetwarzanie liter w słowach pisanych. Na początku eksperymentu u dyslektyków połączenia między tymi dwoma obszarami mózgu były silniejsze niż u pozostałych dzieci. Ich lewy zakręt czołowy dolny był też silniej połączony z zakrętem czołowym przyśrodkowym. Wszystkie te połączenia "włączały się" u dzieci dyslektycznych jednocześnie, dlatego miały one problem z przetwarzaniem natłoku informacji. Tymczasem, aby funkcjonować poprawnie, poszczególne części mózgu powinny przetwarzać niektóre informacje jedne po drugich. Tak właśnie zaczynały funkcjonować mózgi dzieci po trzytygodniowym kursie czytania opracowanym przez amerykańskich neurolingwistów.

Ten sukces nie oznacza jeszcze, że znaleziono lekarstwo na dysleksję. Jednak odpowiednia metoda pracy z dyslektykami może przynieść ogromne korzyści. Uczeni przyznają, że u dyslektyków objętych ich eksperymentem poprawiła się umiejętność czytania. A co najważniejsze, w niektórych przypadkach poprawa ta trwała nawet dwa lata - pisze DZIENNIK.

Dorota Firley: Jak najprościej wytłumaczyć, czym jest dysleksja?
Dr Grażyna Gunia*: Potocznie mówimy, że dysleksja to trudności w czytaniu i pisaniu. Jednak należy pamiętać, że są to trudności specyficzne, różniące się od tych, które występują np. u osób niepełnosprawnych intelektualnie. Dysleksja powoduje, że cierpiące na nią maluchy muszą wkładać więcej wysiłku w opanowanie czytania i pisania niż dzieci zdrowe.

Czy dyslektycy mają jeszcze inne problemy?
Zdecydowanie tak. Zdarza się, że nie potrafią prawidłowo rozpoznawać tego, co widzą lub słyszą. Dysleksji często towarzyszą zaburzenia mowy, koncentracji uwagi, pamięci. Dzieci z dysleksją mają też słabszą koordynację ruchową, a więc trudniej przychodzi im np. uprawianie sportów. Uczeń chorujący na dysleksję ma problemy nie tylko na polskim, ale i na matematyce, a także na geografii czy językach obcych.

A jak rodzice mogą rozpoznać objawy dysleksji?
Przede wszystkim trzeba podkreślić, że to właśnie rodzice są pierwszymi osobami, które mogą dostrzec dysleksję. A więc powinni uważnie obserwować swoje dziecko. Muszą zwracać uwagę, jak ich pociecha zachowuje się w różnych sytuacjach dnia codziennego, jak się bawi. Pierwsze oznaki, jakie powinny zaniepokoić rodziców, to mylenie przez malucha głosek, niezgrabne ruchy, a także strach przed wejściem na huśtawkę czy rzucaniem piłki. Ważnym sygnałem jest też to, że dziecko nie raczkuje, choć to naturalny etap rozwoju ruchowego. A później, że ma kłopoty z zapamiętaniem wierszyków czy piosenek.

Gdy spostrzeżemy któryś z tych objawów, od razu trzeba szukać fachowej pomocy? Nawet jeśli dziecko nie chodzi jeszcze do szkoły?
Im wcześniej rozpocznie się terapia, tym lepiej. Terapeuci powinni wkroczyć z fachową diagnozą i pomocą już około 3. roku życia.

*Dr Grażyna Gunia jest pracownikiem Katedry Pedagogiki Społecznej Akademii Pedagogicznej w Krakowie























Reklama