W ubiegłym roku padł rekord. Jak wynika z danych urzędu stanu cywilnego w Warszawie, prawie połowa par w 2007 roku ślubowała sobie przed urzędnikiem, a nie księdzem.

Reklama

Ślub kościelny czy cywilny?

Eksperci nie są zaskoczeni postępowaniem warszawiaków. Co więcej, twierdzą, że wkrótce podobne zjawisko będzie zauważalne w całym kraju. "Zachodzące w stolicy zmiany upodabniają nas do rozwiniętych społeczeństw zachodu Europy" - mówi Maciej Duszczyk, zastępca kierownika Instytutu Polityki Społecznej UW. "Ten etap kraje starej Unii mają już za sobą. W Polsce najszybciej zmienia się mentalność ludzi w dużych miastach, szczególnie szybko zaś w Warszawie. Dlatego to tu jest najwięcej rozwodów, a najmniej par decyduje się na śluby wyznaniowe. Ponadto w stolicy nie brakuje towarzyskich pokus. Wielu młodych warszawiaków, gdy spotka kogoś bardziej interesującego od małżonka, zostawia go i zaczyna nowe życie" - tłumaczy dr Duszczyk.

Przysięga w kościele jak jazda samochodem...

Opinie specjalistów potwierdzają sami warszawiacy. "Moim zdaniem branie ślubu kościelnego w wieku dwudziestu kilku lat jest tak samo niebezpieczne jak robienie prawa jazdy w wieku dwunastu lat" - mówi Magdalena Konopacka, studentka z Warszawy. "Lepiej wziąć ślub cywilny".

Reklama

Szybki ślub, szybki rozwód...

Powodem takich decyzji jest również zmieniająca się rola kobiety. Małżonkowie coraz częściej żyją jak partnerzy. "To jest moim zdaniem pewna szczerość obyczajowa" - twierdzi Manuela Gretkowska, pisarka i założycielka Partii Kobiet. "Nie należy się temu dziwić, tylko raczej taki stan rzeczy podziwiać. Młodzi ludzie nie chcą brać ślubów kościelnych, bo chcą mieć świadomości, że w każdej chwili mogą się wycofać. Takie myślenie jest bardzo rozsądne" - dodaje.

Reklama

Małżeństwa cywilne rezygnują z czegoś wyjątkowego

Z taką tezą nie zgadza się jednak rektor kościoła akademickiego św. Anny ksiądz Bogdan Bartołd. "W pogoni nad sukcesem, władzą czy pieniędzmi coraz częściej zapominamy o istocie małżeństwa, jego duchowości" - mówi ks. Bartołd. "Wewnętrzne bogactwo, jakie daje sakrament, umacnia łączącą kobietę i mężczyznę więź. Ludzie powinni się zastanowić, czy rezygnując z niego, nie tracą czegoś wyjątkowego. Niestety, ludzie coraz częściej rezygnują obecnie z walki o związek, gdy pojawi się w nim kryzys czy choroba" - dodaje.

Pozycja na koncie to pozycja w małżeństwie

Kolejnym sygnałem zmieniających się obyczajów warszawiaków jest stale rosnąca liczba rozwodów. Często to żona zarabia więcej i jest odpowiedzialna za domowy budżet. Jeżeli związek jej nie odpowiada, odchodzi. Jeszcze kilka lat temu kobieta rzadko kiedy miała odwagę zostać po rozwodzie sama z dziećmi. Dzisiaj już nie, bo jest niezależna finansowo. Widać to zwłaszcza w Warszawie. Ludzie stali się zamożniejsi, do podziału jest już nie tylko wspólne, spółdzielcze mieszkanie, ale często dom, działka, samochód, oszczędności. Jest o co walczyć. Do kancelarii notarialnych trafia znacznie więcej osób chcących podpisać umowę o rozdzielności majątkowej.
"W ostatnich latach mam zdecydowanie więcej takich spraw" - mówi notariusz Danuta Kosim-Kruszewska. "Kiedyś ludzie dokonywali podziału majątku po rozwodzie. Teraz coraz częściej robią to przed zawarciem małżeństwa. Warszawiacy biorą obecnie ślub, gdy już mają ugruntowaną pozycję w firmie i pieniądze na koncie. Nie chcą tego stracić, gdy przychodzi rozwód" - dodaje.

Tymczasem eksperci są zgodni. Tego typu zjawisk z roku na rok będzie coraz więcej. "Takie są skutki społeczne bogacącego się społeczeństwa i mody na niezależność finansową obu małżonków" - dodaje dr Duszczyk.