Zadanie to łatwe i trudne zarazem. Jak wiemy kiedyś po karpie trzeba było odstać swoje w długiej kolejce. Najłatwiej było kupić ryby jakiś tydzień przed świętami. Jednak przetrzymanie ich do wigilii nastręczało sporo trudności. Przede wszystkim blokowało się wannę. A karpia sprawiało się tylko w wigilię. Dlatego pewnego roku postanowiłem nabyć ryby właśnie w wigilię. Nie słuchałem niczyich rad, że karpia może zabraknąć i ze stoickim spokojem przechodziłem obok krótkich kolejek. Uparcie czekałem na ostatni dzień. Mój spokój został jednak zmącony, gdy na dwa dni przed świętami, zniknęli z ulic sprzedawcy karpia, a w sklepach rybnych powiedziano mi, że karpia w tym roku już nie będzie.
Wigilia bez karpia w moim domu była nie do pomyślenia. Zacząłem się miotać jak w ukropie, żeby dostać choć jedną, symboliczną rybkę. Nie mogłem zawieść rodziny. Objechałem wszystkie okoliczne miasta i miasteczka, odwiedziłem wszystkie stawy hodowlane, ale zewsząd wracałem z pustymi rękami. Zacząłem biegać po znajomych, żebrać o jedną, jedyną choćby rybkę. Bez rezultatu. Wszyscy moi koledzy wiedzieli o moim zmartwieniu i wielu obiecało coś załatwić.
Niestety nadeszła wigilia i musiałem przyznać się do porażki. W domu zapanowała konsternacja. Nie chcę tu opisywać, jakie słowa posypały się na moją głowę. "Niedojda" - należało do najdelikatniejszych.
Około godziny 13-tej wywołał mnie z domu mój dawny znajomy i z zakłopotaną miną powiedział, że nie dogadali się z żoną i oboje kupili po trzy karpie, a na ich rodzinę to jest zdecydowanie za dużo i czy ja nie byłbym tak miły i nie odkupił od nich choć dwie sztuki? - Wybawco mój - ucałowałem go. - Z nieba mi spadłeś!!! Uratowałeś mój honor i święta całej rodzinie. Biorę wszystkie trzy.
Z tryumfalną miną przyniosłem swą zdobycz do kuchni i przystąpiłem do jej sprawiania. Jeszcze nie zdążyłem się nacieszyć i zabrać przeprosin od całej rodziny, gdy ktoś zapukał do drzwi. W progu uśmiechnięty od ucha stał mój przyjaciel Gienek. - Mam! - zawołał - Załatwiłem ci trzy sztuki. Nie dziękuj, po świętach postawisz połówkę.
Z osłupieniem przejąłem od niego torbę i omal ręki mi nie urwało. Te trzy karpie ważyły chyba z osiem kilo. Podziękowałem, zapłaciłem i powiedziałem, że oczywiście pół litra mu się należy.
Później zadzwonił nasz sąsiad i powiedział, żebyśmy się nie martwili, bo on ma dla nas cztery, nieduże wprawdzie, ale takie w sam raz karpiki, a jakbyśmy chcieli więcej to on jest w stanie załatwić. Podziękowałem i powiedziałem, że wystarczą te cztery, bo głupio mi było odmówić.
Pierwsze karpie już się smażyły, kiedy do okna kuchni zapukał jakiś nieznajomy człowieczyna i powiedział, że słyszał skądś, że my potrzebujemy karpi i on właśnie nam je przywiózł. Podziękowałem i powiedziałem, że trochę się spóźnił, bo mamy już ryby. - To co ja teraz zrobię - zamartwił się człowieczyna - Ja przyjechałem rowerem, aż z drugiego końca miasta. Cóż było robić? Zapłaciłem mu za te ryby i życzyłem wesołych świąt. Kuchnia zawalona już była karpiami a ja zacząłem się bać, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze ktoś przyjdzie i przyniesie nam ryby. Jakbym wykrakał. Przyszło naraz dwóch moich przyjaciół i przynieśli po jednym karpiu. - Na nas możesz polegać - powiedzieli - Podzieliliśmy się z tobą. Koło szóstej przyjdzie jeszcze Zdzisiek i też przyniesie wam jedną sztukę, oni mają ich aż sześć. - Nie trzeba, starczą nam te dwa, powiedziałem i plecami zablokowałem drzwi kuchni, gdzie aż roiło się od ryb. - Jak to nie trzeba - oburzyli się - mogliśmy my się podzielić, może i on, łachy nie robi. Cóż było robić? Podziękowałem im z całego serca, w duchu zaś miałem cichą nadzieję, że Zdzisiek nie przyjdzie . . . Przyszedł !
Siedzieliśmy już przy wigilijnej wieczerzy i zaśmiewaliśmy się do łez z całej tej historii, kiedy ktoś zapukał do drzwi. - Niespodzianka - zaszczebiotała od progu mieszkająca w pobliżu serdeczna przyjaciółka Mamy. Wigilia bez karpia to nie wigilia. Nie mogłam przełknąć kęsa, kiedy wiedziałam, że zostaliście bez ryb - tu z pogardą popatrzyła na mnie i odkryła trzymany w ręku półmisek. Prychnąłem i omal nie udławiłem się ością, na półmisku leżało kilka dzwonków smażonego karpia. - Postaw na stole, zbielałymi wargami wyszeptała Mama. Sąsiadka spojrzała na stół i półmisek wypadł jej z rąk. Stół aż uginał się od ryb. W różnej postaci: karp smażony, karp faszerowany, karp po żydowsku, po włosku, po wiejsku, karp z pieczarkami, karp w jarzynach, w sosie greckim, w wermucie, zapiekany w cieście, w zalewie octowej, karp, karp, karp. . .
Jakimś niepisanym prawem, byłem w moim domu odpowiedzialny za dostarczenie karpie na wigilijną kolację. Od zawsze moim jedynym świątecznym obowiązkiem był zakup tej ryby i jej sprawienie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama