Nastolatki podróżujące w niedzielę do Aszdodu usłyszały od kierowcy, że powinny zasłonić ramiona i nogi. Kazano im również usiąść z tyłu autobusu. Kiedy próbowały protestować, usłyszały, że "są nagie i nic nie rozumieją". Jadącym z nimi chłopcom kierowca nie pozwolił usiąść obok koleżanek. „Byliśmy w szoku” – powiedziały dziewczyny. „Wszyscy odwracali od nas wzrok. Czułyśmy się bezradne i upokorzone". Pasażerami autobusu, powiedziały nastolatki, byli poza nimi tylko członkowie ultraortodoksyjnej społeczności.
Tego samego dnia w autobusie innego przewoźnika kobiecie usiłującej wsiąść do pojazdu, powiedziano, że jest to linia "obsługująca tylko mężczyzn" - podała izraelska telewizja Kan. W trzecim przypadku kobieta podróżująca z mężem usiłowała zadać kierowcy pytanie, jednak była systematycznie ignorowana. Kiedy jej mąż zwrócił uwagę prowadzącemu autobus, usłyszał że kierowca "nie rozmawia z kobietami".
Premier Izraela Benjamin Netanjahu potępił opisane incydenty, stwierdzając, że Izrael jest wolnym krajem, w którym "nikt nie może ograniczać nikomu dostępu do publicznej komunikacji, ani dyktować, gdzie kto ma siedzieć. Ktokolwiek tak postępuje, łamie prawo i powinien ponieść karę" - powiedział.
Portal podkreślił, że są to zaledwie ostatnie z przypadków, w których kobiety są dyskryminowane w autobusach z powodu noszonej odzieży, lub tylko z powodu swojej płci. W końcu lipca - przypomniał portal - kierowca odmówił przewiezienia pasażerki, ponieważ nosiła bluzkę bez rękawów. Zaledwie parę dni później innej nie wpuszczono do autobusu, bo - jadąc na siłownię - miała na sobie legginsy i T-shirt. A w ubiegłym tygodniu dwie kobiety miały zostać zaatakowane przez ultraortodoksyjnych pasażerów, przy czym mimo ich próśb kierowca odmówił zatrzymania pojazdu do przybycia policji.
Izraelska minister transportu Miri Regev zapewniła, że kobiety nie będą wykluczane w transporcie publicznym. "W opisanych przypadkach kierowcy zostali natychmiast zawieszeni w obowiązkach do czasu zakończenia dochodzenia" - podkreśliła. (PAP)
os/ tebe/