Niejednej mamie trudno pojąć, że ich córkom nie spieszy się do zamążpójścia! A obraźliwa niegdyś etykietka "stara panna" jest dla nich synonimem ambitnej, wykształconej kobiety, która doskonale wie, czego chce. I tak właśnie uważa dwudziestosześcioletnia Iwona. Co jej mamie, Barbarze, nie mieści się w głowie.

Barbara: Iwonko, najwyższy czas, byś się ustatkowała, wyszła za mąż, urodziła dziecko. A ty co? Na co czekasz? Zerwałaś z kolejnym chłopakiem. Piotr to przecież idealny kandydat na męża: ma dobrą pracę (menedżer) i świetnie zarabia (osiem tysięcy złotych). Zapewniłby ci dobrobyt, a ja spałabym spokojnie, wiedząc, że moja Iwona jest w dobrych rękach.

Iwona: Mamo, ty widzisz wyłącznie jego pozycję i pieniądze. Fakt, facet jest ustawiony. Ale zabezpieczenie finansowe nie wystarczy, by stworzyć związek, założyć rodzinę. Piotr traktował mnie nie jak kobietę, tylko jak cyborga. "Bądź silna, przebojowa, twarda. Rób karierę"- to całe ciepło i wsparcie, jakie od niego dostawałam w trudnych chwilach. Nie akceptował słabości, gorszych dni i mojej potrzeby wypłakania się w kryzysie. Nie wyobrażam sobie życia z egoistą, który myśli tylko o sobie, o swojej karierze, a kobietę traktuje jak trofeum. Tak, mamo, nie rób tej swojej miny niedowiarka. On tak naprawdę nigdy nie miał dla mnie czasu. Zaraz powiesz, że przecież biegaliśmy po knajpach i na imprezy. Owszem, ale tylko po to, by pokazać się w modnych miejscach, dla szpanu zjeść pozbawione smaku sushi i pochwalić się jego garniturem uszytym na miarę- oczywiście z najdroższego materiału- przez wietnamskich krawców. I te koszule z wyhaftowanymi inicjałami na kieszonce... Straszny obciach!
Czy ty wiesz, że my w ogóle nie rozmawialiśmy ze sobą?! Uściślę: wyłącznie on mówił. Rozprawiał o drogich zegarkach kontrahentów, szalonych weekendach w Tajlandii i innych egzotycznych miejscach, o autach stojących przed restauracją. W jego życiu wszystko jest na pokaz. Począwszy od niego, skończywszy na mnie. Nie mogłabym spędzić całego życia z kimś, kto nawet na spacer z psem wkłada firmowe majtki... Wiesz, ile było krzyku, gdy Berti skoczył na niego w przypływie szczęścia i ubrudził te jego trendowe spodnie z mięciutkiego płótna za całe pięćset złotych?! Po co zakładał je do lasu, pytam? Poza tym to typ apodyktyczny, zimny, nieczuły, a ja jestem jego przeciwieństwem. Miałam wrażenie, że jemu było wszystko jedno, czy jestem, czy mnie nie ma. Nie ta, to inna. I to ma być partner na całe życie? Uwierz mi, mamo, pieniądze to nie wszystko. Przynajmniej nie dla mnie.

Barbara: No dobrze, a Krzysiek? Spokojny, dobrze wychowany domator. Szalał za tobą. Prawie się nie rozstawaliście. Planował z tobą przyszłość. Troszczył się o ciebie. Marzył o rodzinie, domu, dzieciach. Co z nim było nie tak?

Iwona: Chciał tylko jednego: żebym siedziała w domu, niańczyła dzieci, prała, sprzątała, gotowała. I tak w kółko. Najchętniej zamknąłby mnie w czterech ścianach, odizolował od świata. Nawet moje przyjaciółki mu przeszkadzały. Ograniczał mnie. Pamiętam, jak był przeciwny, żebym poszła na studia. Przypomnij sobie. Ciebie też to wściekało. Przez niego straciłam rok nauki, bo mu uległam. I co? Miałabym rezygnować z siebie, z moich ambicji i kariery, tylko dla jego widzimisię? Jak długo można robić coś wbrew sobie? Na pewno nie przez całe życie. Jak sam nie chce prać swoich skarpetek, to niech zatrudni gosposię. Zresztą Krzysiek nie miał żadnych pasji.
A może po prostu żałował na nie pieniędzy? Potworny skąpiec. Do wszystkiego podchodził zbyt racjonalnie. Rany, mamo, on był aż nadto ugrzeczniony. Takie ciepłe kluchy bez krzty spontaniczności. Nie wytrzymałabym z takim nudziarzem. Kapcie, fotel, gazeta lub telewizja- to jego całe życie. No i oczywiście ja pastująca podłogi i donosząca mu kolejne schłodzone piwo...

Barbara: Dziecko, jakie ty masz wymagania! W czasach mojej młodości liczyło się przede wszystkim to, by uzbierać na mieszkanie, godziwie żyć i dobrze wychować dzieci. A dobry mąż, to po prostu taki, który pracował, dbał o rodzinę i nie w głowie mu były głupoty. Hobby? Szaleństwa? A po co? Żeby go wiecznie w domu nie było? I co złego w tym, że kobieta prowadzi dom? Jeśli nie ona, to kto? Nie rozumiem was, moje dzieci. Nie wiecie, czego tak naprawdę chcecie. Przewraca wam się w głowach. A ty, Iwonko, chyba szukasz ideału. I obawiam się, że masz małe szanse na znalezienie go. Dużo mówisz o samorealizacji i własnym rozwoju. Miałaś Jacka. Przystojny był, do tego oczytany i rozsądny. Pamiętasz, jak zapisywał cię na przeróżne kursy, prowadził na wykłady, odczyty literackie, wystawy? Nawet do nauki francuskiego cię przekonał. I co? Też ci nie odpowiadał?

Iwona: O nie! Ten pseudofilozof, który na każdą okazję (nawet na walentynki!) dawał mi książki? Mamo, po co mi profesorek? Żeby mnie stale oceniał, poprawiał, strofował? Przy nim czułam się jak na wiecznym egzaminie. A już nie do zniesienia było, gdy zwracał mi uwagę w towarzystwie: "Iwonuś, nie mówi się "w każdym bądź razie tylko w każdym razie", mój ty głupolku". Nie mógł poczekać, aż będziemy sami? Koniecznie musiał kompromitować mnie przy ludziach? A nasze rozmowy ograniczały się do polityki, gospodarki i wskaźników ekonomicznych. Lubię wiedzieć, co się dzieje, ale żeby przez cały dzień dyskutować o sytuacji w kraju? I to bywanie w gronie sztywnych intelektualistów, ich akademickie dyskusje... Zgroza. Rzadko udawało mi się przekonać go do wieczoru tylko we dwoje. Nudziło mu się bez mędrkowania. Mamo, zrzuć różowe okulary! Owszem, Jacek jest wykształcony, ale totalnie niezaradny życiowo! Miał problemy ze znalezieniem i utrzymaniem pracy. Bujał w obłokach. Jego oczekiwania były wygórowane i abstrakcyjne. Miał wieczne pretensje do świata. Obciążał tym mnie. Doszło do tego, że bałam się odbierać telefony od niego- wiedziałam, że będzie narzekał, bałam się, że znowu stracił pracę... Mam nowoczesne spojrzenie na związek, ale faceta nie będę utrzymywała. Nigdy w życiu! A w ogóle to ubierał się jak profesorek. Te jego kamizeleczki w kratkę i dziadkowe koszule. Facet musi mieć w sobie trochę luzu i nosić się ze smakiem.

Barbara: Ja już za tobą nie nadążam, Iwonko! W każdym mężczyźnie znajdujesz cechy, które go całkowicie dyskwalifikują. Zobaczysz, jeszcze będziesz płakała! Starzejesz się, nabierasz nawyków starej panny. Uroda przeminie i nim się obejrzysz, nikt cię już nie zechce. Zejdź na ziemię, dziewczyno! Jeden za próżny, drugi za nudny, trzeci profesorek. A Kajtek? On nie nosił marynarek po dziadku. Miał w sobie tyle luzu, że wystarczyłoby dla trzech.

Iwona: Mówisz o tym metroseksualnym czarusiu... On mógłby być modelem na wybiegu, a nie moim mężem. Jedyne, co dobrze wspominam, to nasze wspólne zakupy. Mamo, nie mogłabym być z facetem, który w łazience spędza więcej czasu niż ja, trzy razy w tygodniu odwiedza kosmetyczkę i fryzjera, a jedyną jego pasją są zakupy. Ty wiesz, że on nawet do stylisty-wizażysty biegał?! Co kilka dni manikiur i depilacja. Zaczynałam mieć kompleksy. On był obrazem, ja ramą. To nie ja pachniałam, to on pachniał. To nie ja świetnie wyglądałam, tylko on. Jego obsesja na punkcie perfum, kremów i kosmetycznych nowości doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Facet powinien być facetem, a nie lalką Barbie. Nie wytrzymałam, kiedy okazało się, że wydaje prawie całą pensję na swój wygląd. I tyle na jego temat.

Barbara: A może ty po prostu źle wybierasz? Szukasz oryginałów, zamiast zwracać uwagę na normalnych facetów. Każdy z twoich byłych ma jakieś skrzywienia. Myślę, że masz za duże wymagania i dlatego wybrzydzasz. Rozumiem, że Marek, z którym jeździłaś na spływy kajakowe i rajdy po Europie, też nie spełniał twoich oczekiwań?
Z nim byś się nigdy nie nudziła. Ciekawa jestem, dlaczego on też nie nadawał się na męża...

Iwona: Uwielbiam podróże i spontaniczne wypady w weekend. Ale nie jestem, jak Marek, typem obieżyświata. Nienawidzę koczowania w namiocie. Znasz mnie. Poza tym nie umiem pływać i te nasze wypady na wodę przypłacałam zawsze ogromnym stresem. Nie chcę żyć na walizkach. Marek kocha wolność, nie w głowie mu ustabilizowane życie. O rodzinie i dzieciach nawet nie chciał słyszeć. Kręci go przygoda, lubi smak ryzyka. I to w jego ręce miałabym oddać los mój i dzieci?

Barbara: Poddaję się. No to może powiesz mi, jaki powinien być ten idealny kandydat na męża?

Iwona: To proste. Przede wszystkim muszę go kochać, a on mnie. Mąż powinien mnie rozumieć, szanować moje potrzeby, akceptować wady i tolerować drobne fanaberie. Ma o mnie dbać, pozwalać na realizowanie moich marzeń i zaspokajanie ambicji. Ważny też jest dialog między nami: od spraw egzystencjalnych, po domowe, zawodowe, uczuciowe... Musi być moim partnerem, przyjacielem, kochankiem. Dla mnie najbardziej liczy się oddanie i wzajemne zaufanie. Bez zmrużenia oka pozwolę mu na wyjazd z kolegami na ryby. A on będzie spał spokojnie, gdy ja wypuszczę się z koleżankami na babski wieczór. Jasne, musi być odpowiedzialny, bo rodzina to ogromne wyzwanie i poświęcenie. I szarmancki, żebym u jego boku czuła się prawdziwą kobietą. Niech zaskakuje mnie czasem miłymi niespodziankami. Chętnie polecę do Paryża na drugą rocznicę naszego ślubu i nie pogniewam się na bukiet róż podarowany bez okazji....

Barbara: Wystarczy, moje dziecko. Chyba muszę pogodzić się z faktem, że zostaniesz starą panną z ideałami.

Iwona: A ja wierzę, że pewnego dnia spotkam mężczyznę, z którym zechcę się zestarzeć. Jestem jeszcze młoda, nigdzie nie muszę się spieszyć. Na założenie rodziny mam jeszcze kilka lat...