Brytyjski projektant mody, Christoper Bailey, w rozmowie z "Financial Times" wrócił wspomnieniami do czasów, gdy był jeszcze niezamożnym studentem, uczącym się na Royal College of Art w Londynie. "Pewnego razu mój ojciec (był stolarzem - przyp. PAP Life) postanowił podarować mamie zegarek luksusowej marki. To była niezwykła sytuacja, bo nie kupowaliśmy niczego w ekskluzywnych butikach. Wysłał mi więc pieniądze i poprosił, bym wziął ten zegarek" - wspomina Bailey.
- Wejście do sklepu i wybór tego wyjątkowego prezentu - to powinno być czymś ekscytującym. Ale nie było... Czułem się strasznie. To było takie onieśmielające. Wydawało mi się, że jestem kimś gorszym, ponieważ nie miałem na sobie odpowiednich ubrań i mówiłem z prowincjonalnym akcentem - zwierza się artysta.
Bailey, który projektuje teraz dla ekskluzywnego domu mody Burberry, wciąż pamięta o tym niemiłym doświadczeniu. Wyciągnął z niego wnioski i stara się nie oceniać z góry ludzi, którzy wchodzą do sklepów reprezentowanej przez niego marki. "Dzisiaj nawet chłopak w kapturze na głowie może okazać się milionerem" - puentuje Bailey.
Antoine Arnault, który jest synem najbogatszego Europejczyka i prezesa koncernu luksusowych marek LVMH, w przeciwieństwie do Bailey'ego, od zawsze żył w bogactwie i od dzieciństwa był oswojony z luksusem. Mimo to zdaje sobie sprawę z tego, że wielu ludzi czuje się w butikach Diora czy Louis Vuitton niekomfortowo. Goście sklepu mogą np. bać się, że zostaną zignorowani przez sprzedawców, bo nie wyglądają na bogaczy.
- Kiedy widzę, że jeden ze sprzedawców zaniedbuje kogoś, ponieważ nie wygląda na dobrego klienta, natychmiast go zwalniam. Nie znoszę, gdy pracownicy zachowują się jak aroganci i nie mówią "Dzień dobry". Takie zachowanie jest niedopuszczalne - mówi dziennikowi "The Guardian".
Arnault podzielił się też ciekawą anegdotą, która pokazuje, że nie wolno ignorować żadnej osoby, która wchodzi do sklepu. "Pamiętam jak na Bienalle w Wenecji, w jednej z galerii znajdowała się piękna statua Konstantina Brancusiego. By ją zobaczyć, każdy musiał stanąć w kolejce. Pojawił się tam tajemniczy mężczyzna. Powiedziano mu, by kupił bilet i wrócił kiedy indziej. Facet odszedł. Stanął przy innej ekspozycji i niespodziewanie kupił trzy dzieła Picassa. Tym kimś okazał się być Bill Gates" - wspomina Arnault.
- Nie chcę, by takie sytuacje zdarzały się w mojej firmie. Nawet, jeśli kogoś nie stać na zakupy, zobaczy w naszych sklepach piękne produkty. Być może tego kogoś będzie kiedyś stać na te dobra. Wtedy przyjdzie do nas już na zakupy - tłumaczy swoją filozofię syn Bernarda Arnaulta.
>>> ZOBACZ RÓWNIEŻ!