Wszyscy mieli ich za idealne małżeństwo. Pasowali do siebie jak ulał. Ale pół roku temu sytuacja się zmieniła. On znalazł sobie nową partnerkę, jeszcze fajniejszą od poprzedniej. A może to ona zakochała się w kimś innym? Ile słyszałaś takich historii? Na pewno mnóstwo. Gdzie się nie obrócić, tam rozpada się jakiś związek, bo jedna ze stron stwierdziła, że właśnie spotkała swój ideał. Dlaczego zmieniamy obiekty zainteresowania? Czasem tak często, jak rękawiczki? I wcale nie dlatego, że stare są zużyte, tylko dlatego, że na sklepowej wystawie olśnił nas nowy model w szałowym kolorze.

W serialu "Złotopolscy” jedna z bohaterek, Marta, czuje się znudzona swoim mężem, policjantem. Od dawna adoruje ją pewien przystojny kapitan marynarki. W końcu Marta decyduje się na romans. Wypływa z czarującym kapitanem w rejs. Gdy wraca, spotyka się z przyjaciółką. "Jak tam, no, jak było?” - dopytuje przyjaciółka, bo Marta jakaś taka niewyraźna. "E, wiesz… W kapciach to on wygląda tak samo, jak mój Wiesiek” - pada odpowiedź.

czytaj dalej



Gdy miłość powszednieje

Zakochanie, podobnie jak wszystko, co bardzo intensywne i piękne, szybko traci barwy. Wypłukuje się, jak kolor z twoich włosów. Trzeba farbować je co miesiąc, żeby nie zszarzały. Nie straciły blasku ani głębi. Stan zakochania trwa nieco dłużej. Od roku do trzech lat. Co wtedy się czuje? Gdy się zakochujesz, jest tak, jakbyś jednym haustem wypijała drink z hormonów szczęścia, energii i zadowolenia: dopaminy, oksytocyny oraz endorfin. Czujesz rozpierającą cię radość, z zadowoleniem przeglądasz się w lustrze, lubisz siebie. Podoba ci się on. Gdy cię dotyka - po twoim ciele przebiegają dreszcze, kiedy się całujecie - odlatujesz do siódmego nieba.

Jego przywary cię rozczulają. Jego zaletami jesteś zachwycona. To trochę tak, jakbyś pojechała na wycieczkę do egzotycznego kraju: piękne krajobrazy, odmienna kultura, w okolicznych wioskach bieda, aż piszczy - ale w końcu to tylko taki folklor lokalny. Wakacje. Pamiętaj - zakochanie to też takie wakacje. Natura zaprogramowała nas tak, byśmy na początku poza ukochaną osobą świata nie widzieli. Seks, seks, seks i jeszcze raz seks. Taki jest cel biologiczny zakochania. Chodzi o to, żeby zwiększać szanse na zapłodnienie. Czysta proza życia. Po to właśnie są te wszystkie hormony, naturalne dopalacze. A efekt rozkosznych motyli w żołądku… Cóż, jedynie uboczny.

Dlatego stan zakochania musi mijać. Bogdan Wojciszke, autor "Psychologii miłości”, pisze, że miłość składa się z kilku składników: namiętności, zaangażowania, intymności. Stan zakochania to w zasadzie czysta namiętność. Bliskość, chęć bycia z drugą osobą wbrew przeciwnościom losu. Wierność, lojalność są wtedy jeszcze w powijakach. Namiętność i te motyle w żołądku wszystko z początku tłumią. Ale po tym roku, dwóch, trzech latach, gdy namiętność spada dramatycznie, mają szansę rozwinąć się pozostałe składniki miłości. Tak naprawdę dopiero wtedy rodzi się prawdziwe uczucie. To, co było wcześniej, to tylko zakochanie, zauroczenie, szał ciał. Tylko…

A niektórzy to mylą. Olga (33) robi karierę w banku. Rzadko ma czas spotkać się z przyjaciółkami ze studiów. Widują się dwa razy do roku. Scenariusz za każdym razem jest taki sam. Spotkanie wiosenno-letnie (zazwyczaj wypada przed wakacjami). Olga jest zakochana. "Dziewczyny, to jest właśnie TEN. No słuchajcie, wreszcie spotkałam miłość mojego życia. Jest dokładnie taki, jak sobie wymarzyłam. Delikatny, czuły, w łóżku fantastyczny, ma własne zdanie. Chyba się pobierzemy”. Przyjaciółki się cieszą, choć umiarkowanie. I mają rację. Na spotkaniu jesienno-zimowym sytuacja wygląda inaczej. "Nie wiem, dziewczyny, ale to nie jest mężczyzna dla mnie. Nie, no on w ogóle nie ma własnego zdania. Ciągle się ze mną zgadza. Mięczak taki. I w tym łóżku… Co z tego, że chciałby często, skoro ja stawiam na jakość, nie ilość. Myślę, że się rozstaniemy” - krzywi się Olga.

I faktycznie, gdy spotykają się pół roku później, po TYM mężczyźnie nie ma śladu. A Olga jest znowu zakochana. Są ludzie, którzy uzależnieni są od stanu zakochania, od koktajlu hormonów, zawrotów głowy na widok wybranka i motyli w żołądku. Biorą te burzliwe emocje za miłość. I gdy zakochanie właśnie mogłoby zacząć przeradzać się w miłość, odchodzą przekonani, że to miłość odeszła wcześniej. Cóż, nie poznali jej. Jak w tej bajce o wróżce przebranej za staruchę. Tylko ci, którzy wpuszczą staruszkę do domu w zimną noc, nakarmią i napoją, mogą liczyć na to, że czarodziejka spełni ich trzy życzenia. Miłość też może spełnić twoje największe życzenia, o ile rozpoznasz ją w tej niepozornej, zwykłej, zdawałoby się postaci.

czytaj dalej



Nie wszystko złoto…

No właśnie, nie wszystko złoto, co się świeci. Tombak też się świeci, a zakochanie to taki właśnie tombak. Ale przecież nie każdy ma wzrok jubilera, żeby to dostrzec. Bywa, że przejście ze stanu zakochania do dalszych stadiów więzi łączącej partnerów odbierane jest jak koniec świata, prawdziwa katastrofa.

Psychoterapeutka Zofia Milska-Wrzosińska w książce "Bezradnik. O kobietach, mężczyznach, miłości, seksie i zdradzie” pisze, że wiele kobiet pamięta ten wieczór, kiedy ukochany zaczął czytać gazetę, zamiast rzucić się na wybrankę i przetestować na niej wszystkie pozycje z Kamasutry. Niby to normalne, że związek powszednieje, erotyczna fascynacja staje się mniejsza. "Ale o ileż byłoby przyjemniej, gdyby nasz mężczyzna był tak mocno podekscytowany naszą obecnością, że żadne zajęcie - z wyjątkiem tych związanych z nami - nie byłoby dla niego możliwe. Wspólne bycie dzieliłoby się na wielokrotnie powtarzane Przedtem - kiedy on dąży do bliskości z nami - i Potem, kiedy porażony tym, co od nas uzyskał, okazuje wdzięczność i adorację” - uważa autorka "Bezradnika”.

Takie traktowanie tego przechodzenia od święta w związku do codziennego życia jako stanu chorobowego jest typowe dla kobiet, które miały wielu partnerów, ale raczej nie na długo i nie na poważnie. Bohaterka serialu "Seks w wielkim mieście”, Carrie, wreszcie złowiła swojego Pana Idealnego - Pana Biga. Początki są cudowne: seks, randki, seks, kolacje, seks, wypady do nocnych klubów. I nagle on… pewnego wieczoru chce iść po prostu spać. Carrie jest zaniepokojona, ale cóż, raz może się zdarzyć. Jednak sytuacja powtarza się. Po tygodniu, gdy Pan Big woli obejrzeć mecz niż nagą Carrie, ta wpada w złość, wygarnia mu, że chyba nie pasuje do jego idealnego życia. I wybiega z mieszkania, trzaskając drzwiami pewna, że on wyjdzie za nią. Ale on nie wychodzi. Przecież chciał obejrzeć mecz! Carrie zaczęła wątpić, że Pan Big jest jej ideałem. I zaczęła znowu szukać. W końcu gdzieś obok może żyć ktoś lepszy, mądrzejszy, przystojniejszy.

czytaj dalej



Ideał w laczkach

Żyjemy w świecie "naj” i „maxi”. W sferze uczuciowej ten postulat maksymalizacji przybiera często formę pogoni za kolejnym ideałem. Tak bardzo chcemy go doścignąć, że gotowi jesteśmy naginać rzeczywistość do naszych marzeń. Celują w tym kobiety. Uwielbiają dopowiadać, spekulować, interpretować zachowania partnera. Pół biedy, jeśli przyrównujesz swojego mężczyznę do ideału w mało ważnych kwestiach. Gorzej, jeśli tworzysz iluzję w tej sferze, która jest dla nas, kobiet, najważniejsza. Chcemy, by partner o nas dbał i był czuły, a potem każde jego zachowanie interpretujemy tak: "On nie pozwala mi samej chodzić na imprezy, tak mu na mnie zależy” (a tymczasem on jest po prostu obsesyjnie zazdrosny). "On nie chciał, żebym pozmywała naczynia - pewnie sam je pozmywa” (a on po prostu chciał obejrzeć boks w telewizji, a stukanie garnków mu przeszkadzało). Wtedy, gdy minie zakochanie, okaże się, że w ogóle nie znamy swojego ukochanego. I nasz związek będzie musiał rozpaść się z hukiem. Ideały nie są więc najlepsze. Korzystniej jest nie marzyć, jaki ma być partner, ale przyjąć go z "dobrodziejstwem inwentarza”. Zresztą, nie utożsamiaj "ideału” z "potrzebami”.

Jesteś fanką serialu „Ally McBeal”? Pamiętasz pewnie odcinek, w którym Ally odpadła zupełnie na punkcie spoconego drogowca w kraciastej koszuli. To był jej ideał męskości. Prawda jest jednak taka, że w prawdziwym życiu takie związki się nie udają. Ideał męskości czy kobiecości ukształtowany przez rodziców, bajki z dzieciństwa, archetypy kulturowe, pierwsze doświadczenia miłosne i seksualne ma się najczęściej nijak do ciebie i twoich potrzeb. A poza tym, jak ideał będzie wyglądał w kapciach? Ideał w domowych pieleszach obuty w kraciaste laczki, wołający przez drzwi z toalety: "Papier się skończyyyyyył!”, zostawiający kłąb włosów na sitku w łazience i podniesioną klapę sedesową - wygląda mniej idealnie. Twarde zetknięcie z rzeczywistością może bowiem przeżyć tylko mężczyzna z krwi i kości. Zwyczajny, taki, jakiego potrzebujesz. Taki, jakiego być może masz w domu.

czytaj dalej



Zrób pranie… mózgu

Hm, tylko jak sprawić, by namiętność wróciła? By nawet w kapciach twój mężczyzna był dla ciebie bardziej pociągający niż kapitan marynarki, umięśniony robotnik, Brad Pitt? Po pierwsze, rozmawiaj z nim. Kobiety rozumieją się bez słów. Chciałyby, by ich mężczyźni też posiedli tę magiczną umiejętność skanowania ich myśli. Niestety, to nierealne. Jeśli ona i on siedzą w pokoju i jemu zrobi się zimno, powie: "Kochanie, zamknij okno”. Jeśli natomiast jej zrobi się zimno, zapyta go: "Kochanie, jest ci zimno?”. On odpowie: "Nie” i będzie uważał sprawę za zamkniętą. Tymczasem ona chciała, żeby on zrozumiał cały podtekst tego pytania: „Jest mi zimno, zamknij okno”. Nie chciała jednak mówić tego wprost, bo bała się, że on poczuje się urażony, że ona mu rozkazuje. To klasyczna kobieca nadinterpretacja. Mów prosto z mostu, jeśli chcesz, żeby twój mężczyzna cię zrozumiał. Mów: "Mam wrażenie, że nie jest między nami jak kiedyś. Czuję się zaniedbywana. Chciałabym, żebyś powiedział mi czasem komplement, pochwalił, żebyś zabrał mnie od czasu do czasu do restauracji, na randkę, jak za starych dobrych czasów”. Masz duże szanse na to, że on będzie stara się przynajmniej zmienić swoje podejście do ciebie. Popatrz też na siebie. Księżniczka wymaga od swojego rycerza, żeby znowu walczył o nią na turniejach i przynosił smocze serca. Ale czy księżniczka nie zamieniła się aby w żabę?

Czy ty też nie spoczęłaś na laurach, gdy opadła w waszym związku namiętność i przeminęło zakochanie? Nie zaczęłaś buczeć na ukochanego: "Wynieś wreszcie te śmieci, do pioruna!”, "Nie mam siły, cały dzień gotowałam i szorowałam podłogi, nie w głowie mi amory!”. Przypomnij sobie, jaka kiedyś byłaś dla niego. Zabiegaj. Kuś. Adoruj. Wyrzuć z głowy ideał mężczyzny i wzorzec stuprocentowego samca. Nie ma sensu zaśmiecać sobie nimi myśli. Przecież w kapciach twój mężczyzna i tak wygląda lepiej. A wszak w normalnym życiu częściej oglądamy go w kapciach, niż skaczącego z dziesiątego piętra we fraku i muszce, strzelającego z broni maszynowej do terrorystów, jak Bruce Willis w "Szklanej pułapce”.