Dla Charli Muller pomysł urodzinowego prezentu dla męża okazał się rewolucją. Na wielu płaszczyznach. Najpierw zaskoczyły ją koleżanki - którym zresztą zwierzyła się dopiero w połowie eksperymentu. Popukały się w czoło. "Jedna stwierdziła, że miałam chyba kryzys wieku średniego, inna uznała, że pewnie byłam pijana" - powiedziała Amerykanka "Daily Mail”. "Przeraził je czas. Niektóre wyobraziły sobie tydzień, miesiąc, ale rok?”

Najbardziej jednak zaskoczył Charlę fakt, że nawet mąż, Brad, uznał to za nierealne. "Nie chciałam, żeby się zastanawiał, co takiego dałam mu na 40. urodziny. Uznałam, że to świetny pomysł. Czy nie o tym marzy każdy facet?”. Spodziewała się, że Brad aż podskoczy pod sufit, a zobaczyła zaskoczenie na twarzy. "Odmówił, twierdząc, że nie chce, żebym zmuszała się do seksu, jakby to był jakiś obowiązek”.

Ale to nie powstrzymało Charli. Przekonała męża, że jej oferta jest szczera. Ustalili, że 1 lipca 2006 roku rozpoczną - jak to później nazwała - Taniec Dobrego Uczynku. Nie przeszkodził im harmider i zamieszanie w domu rodziców Brada, gdzie akurat wtedy nocowali. I trzymali się swojego postanowienia przez cały rok. Sukces nie był stuprocentowy, ale średnia i tak jest oszałamiająca: 28 razy w miesiącu przez cały rok.

Rok namiętności zrobił z Charli guru seksu

"Nie mogę powiedzieć, że nie lubiłam seksu z Bradem” - mówi Charla o ich pożyciu przed czterdziestką. "Zazwyczaj był bardzo miły. Ale nie miałam na niego zbyt często ochoty. Zawsze coś było ważniejsze.” A wyrozumiały mąż zrezygnował z ilości na rzecz jakości. Bo zawsze uważał, że seks musi być spontaniczny.

Co się zmieniło po "rocznym maratonie"? "Wszystko” - podkreśla Charla. "Bardziej o siebie dbamy. Nie tylko w łóżku, ale w takich życiowych drobiazgach. Zbliżyliśmy się. Bliskość z sypialni emanuje na pozostałe aspekty życia. No i jestem bardziej pewna siebie. Mąż pożąda mnie taką, jaką jestem".

No i pojawił się jeszcze aspekt komercyjny. Charla upiekła bowiem kilka pieczeni przy jednym ogniu. Nie dość że maż nigdy jej nie wygarnie, że nie chce się z nim kochać, to jeszcze na podstawie swoich doświadczeń napisała książkę "365 Nights: A Memoir Of Intimacy” ("365 nocy: pamiętnik intymny”). Dzięki niej stała się seksualnym guru Amerykanek. A jest zwykłą żoną: chodzi do kościoła, piecze ciasteczka, nie ma świetnej figury i przekroczyła rubikon czterdziestki. "Nie jestem seksownym kociakiem. Ale jak się zastanowić, ile kobiet jest?" - stwierdza rozsądnie.

Książka Charli nie jest o samym seksie, tylko o tym, co staje mu na przeszkodzie - o praniu, zmywaniu, pracy zabieranej do domu, bezsensownym gapieniu się w telewizor, depresji, czy takich banalnych sprawach jak konieczność ogolenia nóg. Świeżo upieczonej, młodej żonce może to się wydawać śmieszne i pewnie się będzie zarzekać, że jej taki los nie spotka. Cóż, niezbadane są wyroki losu.

Co guru doradza innym? "Gdy koleżanki mnie pytają, czy uprawiać seks raz czy trzy razy w tygodniu, odpowiadam - dwa razy częściej niż robicie to teraz. Mężowie was za to pokochają, a i wy siebie też”.

Charla nie jest odosobniona. W Stanach ukazała się też książka "Just Do It” ("Po prostu to zrób") Douglasa Browna. To kronika 101 gorących nocy, które autor spędził z żoną. Oba tytuły (można je kupić w księgarni Amazon) wywołały zamieszanie w Stanach. Amerykanki zaczęły bowiem zaczęły analizować i zmieniać (tak!) swoje życie erotyczne. Może czas, by wzięły się za to także Polki?