Ritesh Menezes z wydziału medycyny Uniwersytetu w Mangalore w Indiach twierdzi, że wszystkiemu może być winien jeden hormon - prolaktyna. Produkowana w przysadce mózgowej prolaktyna u kobiety pobudza wzrost piersi w czasie ciąży i wywołuje laktację; u mężczyzny natomiast - rozbudza instynkt ojcowski.

Podwyższony poziom prolaktyny już wielokrotnie wiązano z tyciem - na przykład ojcowie oczekujący na przyjście na świat potomka robią się okrąglejsi i przybierają na wadze. Problemy z nadwagą mają też osoby chore na hiperprolaktynemię. I ten trop poprowadził hinduskich naukowców do sformułowania tezy, że “podniesiona aktywność seksualna może prowadzić do tycia". Bo okazuje się, że po zbliżeniu seksualnym poziom prolaktyny w organizmie znacznie się podnosi.

Myślenie jest tu dość proste. Często się kochasz, masz stale podwyższony poziom prolaktyny, a więc tyjesz. Jednak okazuje się, że nie potwierdzają tego wyniki badań konkurencji. Stuart Brody z Uniwersytetu Zachodniej Szkocji twierdzi, że hinduscy naukowcy są w błędzie. "Jest związek między seksualną aktywnością ludzi a ich figurą, ale raczej odwrotny". Z badań Brody’ego wynika, że zdrowi mężczyźni I kobiety, którzy uprawiają seks, są szczuplejsi od tych, którzy się nie kochają. I ma chyba sporo racji, bo przecież inaczej na świecie roiłoby się od grubiutkich lubieżników.