Wyglądają, jakby za chwilę miały eksplodować. I czasem naprawdę mogą wybuchnąć. Poza tym obciążają kręgosłup, przyczyniają się do powstawania blizn, a z czasem opadają. Sztuczne piersi mają więcej wad niż zalet. Najgorsze jest jednak to, że potrafią kompletnie przytłoczyć osobowość kobiety. Aktorki i piosenkarki, które decydują się na implanty w rozmiarze większym niż C, muszą się liczyć z tym, że cokolwiek by nie zrobiły i tak będą postrzegane przez pryzmat swojego biustu.
Nic więc dziwnego, że nawet posiadaczki najsłynniejszych sztucznych piersi w show-biznesie w pewnym momencie mają ich zwyczajnie dosyć. Pamela Anderson zastanawia się nad definitywnym pozbyciem się implantów, zaś Katie Price przechodzi kolejne operacje zmniejszania swoich słynnych piersi. Niedawno miseczkę G wymieniła na D, po czym stwierdziła, że to wciąż za dużo i zapowiedziała, że następnym razem poprosi chirurga o jeszcze mniejszy rozmiar. Wytłumaczyła nawet, że to wcale nie jej fanaberie, tylko najnowszy trend. "Miałam wielkie piersi wtedy, kiedy były pożądane. Teraz nie są już modne, więc mogłam z nich zrezygnować” - powiedziała.
I trudno się z nią nie zgodzić. Wielkie nabrzmiałe piłki doczepione do klatki piersiowej wyglądają po prostu śmiesznie. Niestety, nie do wszystkich to dociera. Znana w Wielkiej Brytanii z kiepskich reality show, Jodie Marsh (na zdjęciu u góry) wciąż jest przekonana, że dzięki piersiom o zadziwiającym kształcie gigantycznych kul będzie sławna. To prawda - w porównaniu z jej implantami biust Pameli i Jordan wygląda nędznie - ale im więcej, to wcale nie znaczy lepiej.
Brytyczyjczy zamiast uznać Jodie za seksbombę, traktują ją jak kuriozum i bezlitośnie z niej drwią. Prasa uznała ją zaś za właścicielką najbardziej groteskowych piersi na Wyspach.