Panna Agnieszka Frykowska rodem z miasta Łodzi to ładna kobieta. Tak, piszemy to z pełną odpowiedzialnością, bo na żywo nieraz ją widzieliśmy. Zgrabna, drobna, o doskonałych nogach i ponętnym dekolcie. Można nie znosić jej za upodobanie do seksu z obcymi facetami w jaccuzzi albo za niewyparzony język, ale uczciwie przyznać należy, że maszkaronem raczej nie jest (tak wiemy - zoperowała sobie nos, ale ładnie wyszło, więc złośliwość jest w tym momencie nie na miejscu).
Agnieszka nie zawsze jednak potrafi się ubrać. Kreacja, którą włożyła na pokaz mody duetu Paprocki i Brzozowski wzbudza naszą nostalgię za letnią niedzielą na dalekiej prowincji. Jest rok 1985, jesteśmy na wakacjach. Nasza ukochana ciocia Zosia właśnie wybiera się na niedzielną mszę. Wyciąga z naftaliny swoją najlepszą, połyskliwą czarno-białą sukienkę ze sztucznego materiału i przepasuje się kawałkiem białej tkaniny. Układa włosy według obowiązującej mody - czyli na Urszulę z "Budki Suflera" - i trzaskając obcasikami wychodzi.
Sielanka. Ale co było dobre w 1985 roku, to w 2009 nie za bardzo się sprawdza. Sukienka Agnieszki wygląda tak, jakby gwiazda "wystała" ją w długaśnej kolejce w MHD, w stoisku odzieżowym. Piórko przy pasie (a może to jest mała torebka?) miało pomóc, ale okazało się, że to istna mission impossible - nawet dzielny Tom Cruise nie byłby w stanie uratować tej kreacji. Frytko, nie idź tą drogą! Apelujemy - takie sukienki dodają ci lat, kilogramów i wpisują cię w siermiężny, ale jakże polski styl bankietowy!
______________________
NIE PRZEGAP:
>>> Rachel Weisz idzie na wojnę z botoksem
>>> Tak bankrutują największe gwiazdy
>>> Jak ladacznica zmieniła się w świętą