Czy to naprawdę koniec legendy modowego dziennikarstwa i promowanego przez nią stylu opartego na znanych markach?
Anna Wintour to figura rozpoznawalna bardziej niż Kate Moss, Gisele Bundchen i Marc Jacobs razem wzięci. To ona odkryła oraz wypromowała większość sław, które brylują dziś na wybiegach. Opowieści o jej nieprzystępnym sposobie bycia, żołnierskim wręcz rygorze organizacji pracy i wreszcie niemal boskiej potędze traktuje się już od dawna jak wciągającą miejską legendę. Zresztą niepozbawioną podstaw. Bo kto wysyła obiad ze stekami do obrońców praw zwierząt demonstrujących przed siedzibą redakcji na nowojorskim Times Square (Wintour znana jest z miłości do naturalnych futer)? Albo odmawia Oprah Winfrey okładkowej sesji zdjęciowej do czasu, gdy gwiazda talk-show zrzuci kilka zbędnych kilogramów?
"Vogue" przegrywa z blogami
Tajemnicą poliszynela jest co prawda, że naczelna ma poważne problemy z wysławianiem się, na współpracowników zwykle warczy, rozkazy wydaje monosylabami, a sklecenie tekstu z kilku zdań przekracza jej możliwości. Ale jednocześnie mówiło się, że robi najlepszy magazyn o modzie na świecie, a wizytówką pisma były dopracowane wielostronicowe sesje zdjęciowe, do których zapraszała najlepszych fotografów. Helmut Newton, Jimmy Moore czy Guy Le Laube to tylko niektórzy z nich. Co się stało, że zbudowana przez nią legenda już tak nie pociąga? Bo nikt nie ukrywa, że ewentualna posada w ekipie nowego prezydenta Ameryki to degradacja, poszukiwanie miękkiego lądowania po upadku z modowego szczytu.
Od czasu, gdy Anna Wintour przejęła stery amerykańskiego "Vogue’a" w 1988 r., na rynku magazynów dla kobiet zmieniło się bardzo wiele. Żeby nie powiedzieć - prawie wszystko. Przede wszystkim gazet, które wyznaczają dziś trendy, jest poza "Vogue’iem" dużo więcej. " Amerykańska edycja kompletnie straciła kontakt z młodszymi czytelniczkami" - twierdzi dobitnie Cathy Horyn z "New York Timesa". "Wintour nie ma pomysłu, jak zetrzeć się z bardzo poważną konkurencją w postaci blogów i poświęconych modzie stron internetowych, które codziennie zamieszczają świeże historie i smaczki z branży. <Vogue> stał się sztywny i przewidywalny" - podsumowuje.
Trudno się z nią nie zgodzić. Od lat amerykański "Vogue" nie oferuje żadnych niespodzianek - kolorowe i błyszczące sesje, a sympatyczna dziewczyna z sąsiedztwa Reese Witherspoon ma chyba karnet na pojawianie się na okładkach. Podczas gdy włoska edycja pod wodzą charyzmatycznej Franki Sozzani zaskakuje innowacyjnością rozwiązań graficznych i materiałami zdjęciowymi pokazującymi modę w kontekście terroryzmu, operacji plastycznych, pomocy Afryce, Wintour od lat podąża utartą ścieżką wyznaczoną przez znajome rumiane buzie celebrities i zaprzyjaźnionych projektantów: Proenzy Schoulera czy Marka Jacobsa.
Naczelna traci czujność?
Na dodatek liczby mówią same za siebie: dziś "Vogue" jest odchudzony o ponad 40 proc. w stosunku do ubiegłego roku. W sumie trudno się dziwić: nie ma powodu, aby turbulencje na Wall Street nie odbiły się na rynku dóbr luksusowych, którego atrybuty na swoich łamach niezmiennie przedstawia magazyn. Coraz mniej reklam (o prawie 10 proc.) też robi swoje: w jednym z ostatnich wydań Wintour proponowała przegląd kurortów wakacyjnych dla podróżujących ze szczupłym budżetem. Jednorazowy zryw nie zmienił jednak profilu pisma, o którym czytelnicy mówią teraz jako niedopasowanym do odbiorcy i sytuacji ekonomicznej. Czyżby Anna Wintour straciła rynkową czujność? Jeśli dodamy do tego fakt, że w ubiegłym roku na gali w nowojorskim Metropolitan Museum of Art szefowa zaliczyła w sukni Karla Lagerfelda modową wtopę roku (według prestiżowego tygodnika "Time"), widzimy, że teren, po którym Wintour tak dumnie dotąd spacerowała w szpilkach od Christiana Louboutina, jest coraz bardziej grząski.
Kto zastąpi Wintour? Mówi się o szefującej francuskiej edycji magazynu Carine Roitfeld, którą wymienia się dziś jako jedną z najważniejszych osobowości w tej branży (czemu jej biuro prasowe w rozmowie z DZIENNIKIEM jednak stanowczo zaprzeczyło). Ale zaraz za nią pojawiają się m.in. nazwiska Nicoli Formichetti, dyrektor artystycznej kontrowersyjnego, odważnego pisma "Dazed & Confused", czy Katie Grand, do niedawna szefującej poświęconemu modzie i sztuce "Pop", a teraz ukazującemu się dwa razy do roku magazynowi o stylu "Love". "To te pisma, często działające w lokalnych środowiskach, wyłapują dziś najwięcej młodych talentów" - mówi DZIENNIKOWI Jared Abramson, nowojorski fotograf specjalizujący się w street fashion. "Nikt już nie ma wątpliwości, że aprobata Anny Wintour to dla projektanta zielone światło do intratnych kontraktów reklamowych. Ale nowe pomysły, trendy? Przecież offowe magazyny i blogi znają je długo przed nią. W środowisku nie ma już co do tego wątpliwości" - uważa Carolina Garcia, stylistka i makijażystka zatrudniona na pokazach Nowojorskiego Tygodnia Mody.
Zaciskanie pasa
Anna Wintour chyba nie sądziła, że doczeka takich czasów. Zresztą już w listopadzie Richard Johson, reporter poczytnej rubryki towarzyskiej w "The New York Post", stwierdził, że 59-letnia naczelna dawno wyczerpała swoje pomysły i czas na zmiany. I choć siły jej oddziaływania nie da się podważyć - to w końcu dla niej przesunięto rozkład pokazów tygodnia mody w Mediolanie, żeby zdążyła polecieć do domu przed prezentacjami kolekcji w Paryżu - nikt nie wątpi, że mija pewna era. Odchodzi też wyznawana przez Amerykankę filozofia stylowego życia, które kręciło się wokół mody. Wintour odeszła od proponowanych przez poprzednią naczelną na łamach magazynu tematów społecznych i skupiła się niemal wyłącznie na prezentowaniu nowych sukienek, butów, biżuterii, dzięki czemu w czasach gospodarczej koniunktury początku lat 90. wyszła na prowadzenie przed dotychczasowymi liderami w branży, magazynami "Elle" i "Harper’s Bazaar".
W dobie zaciskania pasa jej zasługi dobiegają najwyraźniej końca. "Czy Anna Wintour jest diabłem, tak jak się o niej mówi? Nic podobnego. Pracuje otoczona tymi samymi ludźmi od wielu lat. Kto wytrzymałby z potworem?" - mówi DZIENNIKOWI Plum Sykes, dziennikarka "Vogue’a", autorka książek o nowojorskiej śmietance towarzyskiej. Jak widać, są tacy, którym chyba już się znudziło.