W wywiadzie udzielonym "Gali", Ania Jagodzińska opowiada o tym, w jaki sposób znalazła się w gronie top-modelek na okładce "Vogue’a". Zawdzięcza to prawdopodobnie fotografowi, którego słynna Anna Wintour poprosiła o zrobienie zdjęć. Steven Meisel przyjaźni się z Anią od czasu ich wspólnej pracy dla Gainfranco Ferre i to on zaproponował, żeby wzięła udział w castingu.

Reklama

PRACA MODELKI TO CIĘŻKI CHLEB

Podczas samej sesji atmosfera była miła. Ania zdradza, że bardzo podziwia Natalię Vodianovą (koleżankę z okładki), która rozluźniła atmosferę opowiadając historie o swoich dzieciach. A stres pochodził stąd, że groźna Wintour już nie raz spowodowała, że cała sesja zdjęciowa wylądowała w koszu, bo nie przypadła jej do gustu.

Na szczęście tym razem się udało i sesja, jak mogliśmy już wcześniej przeczytać, okazała się hitem.

Ania, zapytana czy inne polskie modelki, którym nie udało się dostać na tę okładkę, przykładowo Anja Rubik i Magdalena Frąckowiak, były zazdrosne, odparła: "Myślę, że też mają liczne sukcesy, którymi mogą się z dumą pochwalić. Nie jesteśmy rywalkami. Nie walczymy o te same kontrakty, bo mamy trochę inne cele. Często spotykamy się na pokazach i zawsze serdecznie ze sobą rozmawiamy".

Pracując z najlepszymi i bywając na najbardziej prestiżowych okładkach świata, Ania zarabia sporo pieniędzy. Nie szaleje jednak potem po sklepach wydając tysiące dolarów na torebkę, bo uważa to za głupotę.

"Nie jestem rozrzutna" – mówi - "To głupota. Lubię nosić proste rzeczy. T-shirt, skóra i fajne dżinsy to mój styl. Oczywiście mam w szafie kilka bardzo drogich rzeczy, m.in. od mojego ulubionego Karla Lagerfelda i Balenciagi. W większości są to jednak prezenty od projektantów. Mam także kilka ciekawych pomysłów, jak zainwestować moje pieniądze. Ale na razie nie chcę ich nikomu zdradzać".