Gniew obrońców praw człowieka na Supernianię przybrał takie rozmiary, że skargi na popularny program rozpatrzy wkrótce Komitet Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych. Nie chodzi jednak o znany w Polsce program prowadzony w TVN przez Dorotę Zawadzką, tylko o brytyjską wersję show, czyli "Supernanny", nadawany przez Channel 4. Obiektem ataku stała się psycholożka Jo Frost, która przed kamerami sadza dzieci na karne stopnie schodów (podobnie jak nasza Superniania, która wysyła małych bohaterów swojego programu na "karne jeżyki"), i rodzice, którzy zapraszają ją wraz z ekipą telewizyjną do swoich domów.
Co oburza doradców Komitetu Praw Człowieka? Uważają, że publiczne pokazywanie dzieci w złym świetle narusza ich godność i prywatność. W dodatku program portertuje małych bohaterów, a raczej antybohaterów wyłącznie negatywnie, pokazując jedynie sytuacje, w których zachowują się skandalicznie, co jest dla nich krzywdzące.
Trudno nie przyznać racji tym argumentom. To rodzice decydują o tym, że pokażą publicznie swoje dzieci w sytuacjach dla nich kompromitujących, także oni zgadzają się na to, że miliony widzów zobaczą, jak udało im się, przy pomocy psychologa, pociechy poskromić. Dzieci natomiast nikt o zgodę nie pyta.
Mimo tych wątpliwości polski rzecznik praw dziecka nie zamierza powtórzyć drogi brytyjskich obrońców praw człowieka i wysyłać skarg na show z udziałem Doroty Zawadzkiej. "Można byłoby zadać pytanie, czy brak umiejętności wychowawczych rodziców nie jest równie albo bardziej krzywdzący dla dzieci niż ich udział w programie" - pisze w komunikacie wysłanym do dziennika.pl rzecznik Marek Michalak. Dodaje: "Wydaje się, że Superniania jest nawet osobą, która pomaga dziecku w mierzeniu się z problemem, który podarowali mu niedojrzali do pełnienia funkcji rodzica dorośli".
Eksperci, z którymi rozmawiał dziennik.pl, są już jednak bardziej krytyczni. "Korczak by powiedział <stop>" - mówi psycholog dziecięcy Michał Kawecki. Uzasadnia - kiedy dziecko dorośnie i zobaczy, jakie publiczne widowisko urządzili sobie z niego rodzice, może mieć o to do nich dozgonny żal. "Nie potępiam tego programu, ale nie dziwię się, że może mieć wrogów" - mówi Kawecki. "Rodzice mogą wyprowadzić z niego błędne przekonanie, że wystarczy zastosować kilka prostych sposobów, żeby odnieść sukces wychowawczy. A wobec dzieci nie można stosować schematycznych metod, z każdym z nich trzeba pracować indywidualnie" - dodaje.
Choć argumenty te brzmią przekonująco, faktem jest, że polska Superniania stała się dla wielu rodziców prawdziwym guru. Ci, którzy nie mają ze swoimi pociechami takich problemów, jak ludzie, którzy występują w programie, oglądając metody Doroty Zawadzkiej poznają mechanizmy, które pomagają im rozwiązać drobne problemy - jak nauczyć dziecko samodzielnie zasypiać, albo jak nie dać wymusić na sobie trzeciego lizaka w hipermarkecie. Jednak dzieci tych rodziców nie występują wbrew swojej woli w telewizji, w roli rozwydrzonych potworów.