W autobiografii "Fierce" Kelly Osbourne opisuje swoje nie najłatwiejsze dzieciństwo. Jej uzależnienie od leków przeciwbólowych i antydepresantów zaczęło się, gdy miała zaledwie 13 lat.
ZACZĘŁO SIĘ NIEWINNIE
Po operacji usunięcia migdałków, zażyła pierwszy w swoim życiu Vicodin (środek przeciwbólowy zawierający hydrokodon oraz paracetamol). Spodobało jej się. Jako 16-latka imprezowała już pełną parą. W jej uzależnieniu sporą rolą odegrali różni znajomi, którzy na jej prośbę dostarczali jej pigułki. Wtedy zabawa z proszkami stała się już codziennością.
Zabawa zamieniła się w nałóg, gdy matka Kelly, Sharon, zachorowała na raka w 2002 roku. "Starałam się być silna – mówi Kelly – więc brałam Vicodin, by ukryć swoje wielkie przygnębienie. Do tego czasu budziłam się i brałam w dłoń po 6 tabletek. Wkrótce brałam ich po 50 dziennie, choć większość ludzi przedawkowałaby po 10".
500 UKRYTYCH PIGUŁEK
Jej rodzina zorientowała się, gdy pokazano im zdjęcia Kelly kupującej narkotyki. Po przeszukaniu jej pokoju, rodzice znaleźli 500 pigułek ukrytych w różnych miejscach. Wtedy Kelly po raz pierwszy trafiła na odwyk – do tej pory była na nim już trzy razy, a ma tylko 24 lata.
Pomimo że dziś dobrze radzi sobie w życiu i kontroluje nałóg, wie, że jest wciąż duża szansa, że może do niego wrócić przy jakimś załamaniu.
W swojej autobiografii wydanej właśnie w Wielkiej Brytanii (w księgarniach od 3 września) ujawnia szokujące fakty ze swego życia i zwierza się też, jak to jest być dzieckiem tak sławnych rodziców. I wygląda na to, że wiadomo już, gdzie szukać źródła uzależnienia Kelly. Zdecydowanie jej dzieciństwo nie należało do tych najbardziej typowych.