W PRL Święto Pracy było jednym z najważniejszych w polskim kalendarzu. Obecnie to po prostu kolejny wolny dzień, który poświęcamy na wypoczynek, nad jego wymową i sensem już się nie zastanawiamy.
Aleksandra Sylburska: Bo to święto źle się nam kojarzy - z dawno minionym systemem i z przymusem uczestniczenia w pochodzie pierwszomajowym. Były takie czasy, że nieobecność na obchodach mogła skończyć się bardzo przykro, np. zwolnieniem z pracy. Na szczęście z tego zrezygnowano; były specjalne delegacje wybierane do udziału w pochodzie, co miało też cel praktyczny, bo np. w roku 1946 pochód w Łodzi trwał aż sześć godzin. Nawet dla przedstawicieli władzy stanie na trybunie i pozdrawianie uczestników przez tyle godzin było zbyt uciążliwe.
Ubolewam nad tym, że to święto ma u nas taką historię i takie budzi skojarzenia, bo wszystko zaczęło się od bardzo słusznej sprawy - walki o ośmiogodzinny dzień pracy. W roku 1886 w Chicago w pierwszych dniach maja odbyła się kilkudniowa demonstracja w tej sprawie, która została brutalnie rozpędzona przez policję. Trzy lata później na pierwszym kongresie II Międzynarodówki uznano, że 1 maja, gdy zaczęły się protesty, to dobra data na święto ludzi pracy i wezwano wszystkich robotników na całym świecie do jego obchodzenia. Co ciekawe, mimo że wydarzenia związane z uchwaleniem święta miały miejsce w Stanach Zjednoczonych, to w tym kraju Święto Pracy obchodzi się obecnie w innym terminie - na początku września.
Jakie były pierwsze obchody 1 Maja na ziemiach polskich?
Na ziemiach polskich, zwłaszcza w zaborze rosyjskim, święto z początku kojarzono z protestem przeciwko opresyjności caratu. Hasła poprawy bytu robotników przeplatały się z narodowowyzwoleńczymi. Łódź wyróżniała się wówczas, jeśli chodzi o burzliwość tych obchodów, np. bunt łódzki z 1892 roku trwał kilka dni i dochodziło do licznych starć z rosyjskim wojskiem oraz policją. W czasie zaborów święto to było nielegalne; już sam fakt, że robotnicy tego dnia nie przystępowali do pracy, był niezgodny z obowiązującym prawem.
Warto podkreślić, że obchody 1 Maja były wtedy inicjatywą oddolną, wynikającą z faktycznej potrzeby poprawy warunków życia robotników. Podobnie było po I wojnie światowej, gdy już odzyskaliśmy niepodległość. W czasach zaborów i już w odrodzonej Polsce ważną siłą była Polska Partia Socjalistyczna, zatem pochody utrzymano, mimo że nie ustanowiono tego dnia święta państwowego.
W tamtym okresie zdarzało się, że w mieście odbywało się nawet pięć różnych pochodów, bo każda partia organizowała swój. Ich przebieg też był często burzliwy, ale z innych powodów, np. dochodziło do starć między komunistami a socjalistami. Ci pierwsi bardzo chcieli łączyć siły z socjalistami, aby pokazać, że to oni są siłą wiodącą w środowisku robotników. Z kolei socjaliści nie chcieli mieć nic wspólnego z komunistami, którzy 1 maja 1920 roku nawoływali do zakończenia wojny z bolszewikami - było jasne, że są obcą agenturą. W 1926 roku pomiędzy tymi partiami doszło nawet do strzelaniny, w której zginęło pięć osób.
Po II wojnie światowej oddolna chęć do obchodzenia 1 Maja znika i zastępuje ją obowiązek, a nawet przymus.
Mówiło się, że 1 Maja to były imieniny PRL-u, zaś urodziny przypadały 22 lipca (rocznica ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego - przyp. red.). Imieniny - dlatego, że obchodzono je we wszystkich państwach komunistycznych. W Polsce 1 Maja był świętem państwowym od 1950 roku, ale pierwsze pochody odbywały się już w 1945 roku, między ruinami zburzonej Warszawy. Był to dogodny moment do wygłaszania przemówień, mobilizowania ludzi pracy do walki z imperialistami, do walki o odbudowę kraju, czy wielokrotnego podkreślania sojuszu ze Związkiem Radzieckim.
Warto wspomnieć, że przed każdym większym świętem w PRL-u była organizowana akcja zobowiązań. Już od początku marca prasa wypełniała się zobowiązaniami zakładów pracy, ale też różnych środowisk - lekarzy, naukowców, studentów. I tak naukowcy zobowiązywali się, że napiszą 200-stronicową rozprawę naukową o ruchu robotniczym, a uczniowie, że poprawią stopnie, czy też będą pomagać kolegom.
Szczególnym przykładem jest rok 1952 - 18 kwietnia, czyli krótko przed Świętem Pracy, obchodzono hucznie 60. rocznicę urodzin Bolesława Bieruta, więc podjęto liczne zobowiązania. Można byłoby się spodziewać, że robotnicy dostaną trochę wolnego, bo wysiłek był ogromny. Nic z tego - następnego dnia, gdy prasa przestała opisywać obchody urodzin Bieruta, pojawiły się nowe, pierwszomajowe zobowiązania. Pamiętajmy też, że 9 maja obchodzony był dzień zwycięstwa, więc powodów do następnych zobowiązań nie brakowało, a cel był prosty - zmusić robotników do nadzwyczajnego wysiłku.
W zakładach pracy i szkołach powstawały plakaty z hasłami odnoszącymi się do wspomnianych zobowiązań, a także "walki o pokój" bądź "o wykonanie planu sześcioletniego". Sam pochód miał w PRL swoją dramaturgię...
Starsze osoby bardzo dobrze to pamiętają, natomiast młodszym możemy wyjaśnić, że powstawał scenariusz przebiegu pochodu i faktycznie były tam reprezentowane różne grupy zawodowe, społeczne, sportowe. Jak wspomniałam, na początku przemarsz trwał nawet sześć godzin, później skrócono go do trzech. Obecnie ten dzień kojarzy nam się z wypoczynkiem, spotkaniami z rodziną, grillowaniem.
A czy 1 Maja mógłby stać się znowu takim oddolnym świętem, podczas którego formułowane są aktualne postulaty związane z pracą?
Gdybyśmy potrafili pozbyć się złych konotacji, co będzie trudne bez przypomnienia początków tego święta, to we współczesnym świecie także możemy mówić o realnych potrzebach robotników. W żaden sposób nie można porównać warunków pracy w XIX wieku do tych, jakie mamy obecnie, ale przecież fakt, że mamy umowę o pracę wcale nie jest jednoznaczny z tym, że jej zapisy są zawsze przestrzegane - np. mamy naciski, by wydłużać dzień pracy bez dodatkowego wynagrodzenia, jest szara strefa, w której pracownicy są pozbawieni wszelkich praw. Wydaje się, że takich problemów do omówienia w Święto Pracy znalazłoby się więcej, ale pewnie podjęłyby się tego młodsze pokolenia, bo starszym 1 Maja zawsze już kojarzyć się będzie z nudnymi pochodami...
Może nie wszystkim tak się kojarzy, bo jest to także święto kościelne poświęcone świętemu Józefowi, patronowi ludzi pracujących.
Wspomnienie świętego Józefa rzemieślnika zostało wprowadzone do kalendarza liturgicznego w 1955 roku jako kontrpropozycja w stosunku do rządów krajów komunistycznych, które zawłaszczyły sobie to święto. Ciekawostką jest to, że nam pierwszomajowe manifestacje kojarzą się z komunizmem i ateizmem, tymczasem w czasach zaborów i II Rzeczypospolitej robotnicy byli osobami bardzo pobożnymi i bardzo często na pochody zabierali obrazy z wizerunkiem Maryi, czy Świętej Rodziny.
Co więcej, tuż po II wojnie światowej, wcale nie zrezygnowano z porannej mszy świętej 1 maja. Niektórzy dygnitarze partyjni wychodzili z założenia, że dla prostego robotnika święto bez mszy to nie święto. Więc przez te pierwsze lata, aby "wprowadzić w świąteczny nastrój" klasę robotniczą, przymykano oko na jej obecność na mszy, co potem zresztą nie przeszkadzało w zachęcaniu do skandowania antyklerykalnych haseł podczas pochodu.
Rozmawiała Agnieszka Grzelak-Michałowska
Autorka: Agnieszka Grzelak-Michałowska (PAP)
agm/ jann/