Wczoraj Oliver skierował do brytyjskich ministrów otwarty list. Domaga się w nim "podjęcia natychmiastowych działań", by uczyć Brytyjczyków właściwego odżywiania się i gotowania.
"Jeśli nic nie zrobimy, otyłość i schorzenia zdrowotne z powodu złej diety będą miały dramatyczne konsekwencje dla naszej służby zdrowia. Już teraz otyłość kosztuje nas więcej (4,2 mld funtów) niż palenie (2,7 mld funtów)" - pisze jeden z najsłynniejszych szefów kuchni. "Eksperci szacują, że problem postępuje tak szybko, iż za 10 lat 75 proc. Brytyjczyków będzie otyłych" - alarmuje.
Co można zmienić? Oliver ma na to osiem bardzo konkretnych pomysłów. Domaga się m.in. powołania centrów żywieniowych w każdym mieście. "Potrzebujemy takiego ośrodka, gdzie mieszkańcy mogliby spotkać profesjonalnych nauczycieli gotowania, zdobyć doświadczenie w postępowaniu z jedzeniem i przejść kurs od podstaw" - uzasadnia. W każdym centrum ponadto powinno się uczyć ekonomicznego gotowania, tak aby nie nadwyrężyć budżetu przeciętnej rodziny. Z całą ideą doskonale współgrałaby rządowa promocja niedrogiego jedzenia. Oliver proponuje m.in., by w supermarketach lansować świeże produkty, z których można tanio coś upichcić.
Jakby tego było mało, trzeba poważnie zająć się dorosłymi, którzy często nie potrafią nawet ugotować jajka. Rząd więc powinien fundować lekcje gotowania dla rodziców. A że zdrowe nawyki trzeba wyrabiać już u najmłodszych, podobne zajęcia powinno się przeprowadzać w szkołach dla dzieci i młodzieży.
Czas pokaże, czy manifest kuchennego gwiazdora rzeczywiście sprawi, że Wielka Brytania posłusznie zaciśnie pasa, stanie "przy garach" i porzuci frytki i hamburgery. Jak dotąd programy Jamiego Olivera i jego pięknej rywalki Nigelli Lawson powodowały raczej wyłącznie większą sprzedaż książek kucharskich, a nie wzrost umiejętności kulinarnych.