Wszystkie duże stacje telewizyjne postanowiły w tym sezonie w ten sam sposób zdobyć masowe ilości widzów - każda z nich wyprodukowała wielkie, drogie widowisko, oparte na zagranicznym formacie. To miały być pewniaki. Odpowiedniki każdego z tych programów odniosły sukces za granicą. Z tego właśnie powodu miały wciągnąć w swój świat widzów polskich. Czas pokazał, że licząc na taką zależność, bardziej mylić się nie można.

Reklama

>>>Zobacz, jakie programy najchętniej oglądają Polacy

Zanim czarne konie każdej ze stacji weszły na ekrany, odbywała się medialna licytacja walorów. "To połączenie <Idola> i <Big Brothera> święciło triumfy w 50 krajach" - reklamował Polsat swoją "Fabrykę gwiazd". Dwójka w tym samym czasie zachwalała oparte na francuskim formacie widowisko "Fort Boyard". "We Francji jest emitowany w najlepszym czasie antenowym już przez 18 sezonów" - zachwalał producent programu. Polaków to jednak nie przekonało. Ani jeden, ani drugi show jak na razie nie podbił widowni. Postępy akcji rozgrywającej się w riunach francuskiej twierdzy śledzi niewiele ponad 2 miliony widzów (dane AGB Nielsen Media Research). Natomiast śpiewających amatorów w Polsacie ogląda zaledwie pół miliona więcej osób. To mniej więcej trzy razy mniej niż "Taniec z gwiazdami" w czasach jego największej świetności.

>>>Przeczytaj o seksie w polskiej telewizji

"Trafić w dobry format to sztuka, można wywalić olbrzymie pieniądze, a polska widownia i tak tego nie kupi. Gdyby sukces zależał tylko od tego, że to, co sprawdzone na Zachodzie, sprawdzi się i u nas, nie mielibyśmy klap" - mówi jeden z producentów wielkich widowsk. A spektakularnych klap w ostatnich latach było wiele. "Gwiezdny cyrk" Polsatu czy "Przebojowa noc" robiona przez Janusza Józefowicza dla TVP to tylko ostatnie przykłady potężnych niewypałów. 13 odcinków "Przebojowej nocy" kosztowało telewizję ponad 20 mln złotych, a oglądało je średnio 2 mln widzów.

Ból nieprzewidywalnej reakcji publiczności poznała na własnej skórze stacja TVN, kiedy cztery lata temu musiała się przyznać do sromotnej porażki programu "Wyspa Robinson". W Stanach Zjednoczonych to był hit. Jednak gdy za Oceanem powstawała 8. edycja zmagań pozostawionych na pastwę losu na bezludnej wyspie rozbitków, w Polsce TVN zrezygnował z nadawania programu, zanim wystartowała jego druga edycja. Władze stacji rzekomo skazaną na sukces licencję wyrzuciły do kosza. Za to nowy program stacji, czyli "Mam Talent!", który - podobnie jak inne - oparty jest na sprawdzonej zagranicznej licencji, okazał się strzałem w dziesiątkę. Show, w którym amatorzy prezentują przed trzyosobowym jury swoje dowolne umiejętności, od miesiąca ogląda ponad 4,7 mln widzów, a TVN cieszy się zwycięstwem w rankingu najchętniej oglądanych weekendowych widowisk. Sukces smakuje dobrze, jednak nie wiadomo, jak długo potrwa. Szefowie telewizji mówią wprost: Łaska widzów na pstrym koniu jeździ.

Nic nie jest pewne. Także sukces może zaskoczyć i trwać nieprzewidywalnie długo. Za przykład może służyć niezdarty, choć już nieraz skazywany przez znawców mediów na śmierć show "Taniec z gwiazdami". Zaczynał od 3,3 mln widzów. Po dwóch edycjach miał już jednak niemal siedmiomilionową widownię. I choć w końcu powinna zacząć działać żelazna zasada widowisk, według której żywotność show się kurczy, a więc każda kolejna edycja zainteresuje radykalnie mniej widzów, to ósmą edycję "Tańca z gwiazdami" śledzi właśnie ponad 4 mln osób. Czyli więcej niż na początku.