Artur Grabarczyk: Zrealizował pan noworoczne postanowienie sprzed roku?

Jacek Santorski*: Nie miałem żadnego. Już wiele lat temu przestałem robić postanowienia.

Jak to? Nie stawia pan sobie żadnych celów? Nie ma pan potrzeby zmian?

Oczywiście, że mam. Ale wiem, że jeśli tego, co chcę osiągnąć, nie zacznę robić natychmiast, to nic mi z tego nie wyjdzie. W tym roku miałem taki moment, kiedy poczułem, że muszę wrócić do marszobiegów. I gdy sobie to uświadomiłem, jeszcze tego samego dnia zacząłem biegać. A gdybym to odłożył do nowego roku, zapewne nic by z tego nie wyszło.

Reklama

Większości z nas nic nie wychodzi z noworocznych postanowień. A mimo to, co roku je mamy. Jaki więc w tym wszystkim sens?

Ludzie odziedziczyli po swoich praprzodkach skłonność do myślenia magicznego. To jest naiwna wiara, że sama chęć zmiany przyniesie sukces. Ta wiara, że w nowym roku wszystko samo zmieni się na lepsze, jest dla mnie rozczulająca, ale nie zmienia to faktu, że nie wynika z niej żadne działanie.

Dlaczego?

Reklama

Kiedy ludzie planują przyszłość, kieruje nimi motywacja bądź determinacja. Motywacja to myślenie: dobrze by było, gdybym to zrobił. A determinacja: chcę to zrobić i natychmiast zaczynam działać, by ten cel osiągnąć.

Czyli szansę na spełnienie postanowień mają tylko zdeterminowani?

Ale oni nie robią noworocznych postanowień. Oni postanawiają, że coś zrobią, i nie czekając na magiczną datę, wcielają ten plan w życie. Dzięki temu osiągają sukces. A ludzie robiący noworoczne postanowienia kończą na... postanowieniach.

To dlaczego tego zwyczaju nie porzucą?

Dlatego, że zrobienie noworocznego postanowienia doskonale poprawia samopoczucie. To jest nałóg. Jeśli ktoś postanawia, że w nowym roku schudnie 10 kilogramów, to oczami wyobraźni widzi siebie już szczupłego i jest zadowolony tak, jakby rzeczywiście schudł. Samo postanowienie traktuje jak wykonanie, a postawienie celu jak jego osiągnięcie. Dlatego uważam, że noworoczne postanowienia to placebo, które ma na kilka dni poprawić nastrój, a nie zmobilizować do działania.

A jeśli taki człowiek przypomni sobie po kilku miesiącach, że w styczniu postanowił schudnąć, a waga nie pokazuje ani grama mniej, to...

...to będzie miał kaca moralnego. I stwierdzi, że jest beznadziejny. Ale nie ma się czemu dziwić - jeśli zamiast działać, czarujemy, to się rozczarujemy. Co gorsza, taki człowiek nie wyciąga wniosków z tej nauczki. Zamiast stwierdzić, że nie warto robić noworocznych postanowień przed kolejnym nowym rokiem, wymyśla tysiąc powodów, które przeszkodziły mu w realizacji ubiegłorocznej obietnicy, i znów powie sobie: w tym roku schudnę 10 kilogramów. I tak na okrągło. A w dodatku przekazujemy to z pokolenia na pokolenie, bo składanie noworocznych obietnic nieświadomie narzucamy dzieciom. I w ten sposób zaraża się je magicznym myśleniem, które nie skłania do działania. Zamiast tego powinniśmy zapytać dziecko, co planuje zrobić. I pomóc mu działać.

Więc co zrobić z noworocznymi postanowieniami?

Zrezygnować z nich. Jednym z efektów będzie na pewno ulga, że wreszcie nie musimy sobie niczego narzucać. Może się też pojawić uczucie głodu, jaki czują nałogowcy odstawieni od używki. Ale to będzie świadczyć jedynie o tym, że jesteśmy uzależnieni od noworocznych postanowień, których robienie tylko na chwilę poprawia nastrój.

A co potem?

A potem przez cały rok szukać w sobie determinacji, która pozwoli niezależnie od magicznych dat zaplanować i zrealizować cele.

*Jacek Santorski jest psychologiem społecznym. Prowadzi Instytut Psychologii Biznesu