24 grudnia to najbardziej wyjątkowy dzień w roku. To właśnie wtedy zwierzęta przemawiają ludzkim głosem, a każdy najmniejszy gest ma swoje niebagatelne znaczenie. Przykład? Niegdyś, w zależności od zamożności, podczas wieczerzy wigilijnej u chłopów serwowano od 5 do 7 dań, co miało symbolizować 7 dni tygodnia, zaś u szlachty – 9 na pamiątkę dziewięciu chórów anielskich. Dopiero z czasem na stole zaczęło pojawiać się 12 dań, jako symbol dwunastu apostołów, ale także liczby miesięcy w roku. Co ciekawe, dawniej unikano parzystej liczby zarówno potraw, jak i gości. Najbardziej obawiano się liczby 13, uważanej za złowieszczą – to właśnie do wieczerzy Jezus usiadł z dwunastoma apostołami. W obawie przed „pechową trzynastką” do stołów szlacheckich zapraszano kogoś ze służby, zaś chłopi i mieszczanie prosili na Wigilię żebraków. Nie tylko liczba, ale też rodzaj potraw podczas uroczystej kolacji miał niebagatelne znaczenie.
Współczesna wieczerza wigilijna, niegdyś w pogańskich czasach była stypą zaduszną, a podobieństwa pomiędzy tymi dwoma obrzędami zachowały się w doborze ludowych potraw. Według dawnych wierzeń dusza ludzka musiała co jakiś czas się posilić i dlatego trzeba było przygotować dla niej określone tradycją dania, takie jak: fasola, groch, bób, kasza, jabłka, orzechy i miód. Większość z nich zachowała się jako tradycyjne potrawy wigilijne. Wierzono, że dania serwowane 24 grudnia powinny się składać ze wszystkich płodów pola, sadu, ogrodu, lasu i wody. Pominięcie któregoś z tych miejsc miało sprawić, że w przyszłym roku miałoby ono nie obrodzić. Podobnie rzecz działa się w przypadku nieskosztowania którejś z potraw. I tak, z lasu pochodziły grzyby, orzechy i miód, z pola – kasze, rośliny oleiste, zboża, jarzyny, owoce, zaś z jezior i stawów – ryby.
Do najbardziej typowych i tradycyjnych dań należały: barszcz z buraków lub zupa grzybowa, bigos postny, kasza jaglana z suszonymi śliwkami, groch lub fasola, kluski pszenne z makiem, kisiel z owsa, kutia oraz piernik, a na koniec jabłka i orzechy. Oczywiście, potrawy różniły się w zależności od regionu. W Wielkopolsce serwowano m.in. polewkę z maku z jagłami i kluski z „kwaśnem” (sok z kiszonej kapusty), zaś na Pomorzu „lud przy wieczerzy wigilijnej spożywa najczęściej kluski z makiem, zamożniejsi jadają rybę; gdzie bywa więcej dań, tam jest zupa z piwa, bułeczki, kapusta z grzybami suszonymi, śledź, ryba, pierogi, czasem ser…” . Na Mazowszu podawano barszcz grzybowy, jednocześnie uważając, żeby nie wykipiał w czasie podgrzewania, ponieważ zwiastowało to deszcz zawsze w czasie prania. Na Pogórzu, w okolicach Rabki, serwowano barszcz śliwkowy z ziemniakami, zaś na Podhalu kołacze z razowej mąki z serem. O ile śląskie kartofle ze śledziem mogą nie każdemu zasmakować, tak ciekawie wyglądała kwestia wieczerzy na Warmii i Mazurach. Jeszcze do II wojny światowej potrawy wigilijne nie różniły się od świątecznych, a więc na stole gościła pieczona gęś czy gęsia kiełbasa. Prawdą jest, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie tyle każdy region, co niemal każda wieś miała swoje miejscowe potrawy.
O ile dziś np. trudno wyobrazić sobie święta bez piernika, mało kto wie, że dawniej był to bardzo luksusowy wypiek, co wynikało z kosztów importu egzotycznych przypraw korzennych i bakalii. Mimo to i tak zyskały one popularność dzięki Ormianom, Grekom i Żydom, którzy coraz liczniej przywozili je z południa i wschodu. Wkrótce bez nich trudno było sobie wyobrazić święta: "po polskich domach, przy świętowaniu kolęd w świąteczne wieczory Bożego Narodzenia, częstowano się zawsze bakaliami". Bakalie, tłuczeńce, mak z bakaliami, owoce i kompot z suszonych owoców kończyły zawsze wigilijną wieczerzę.
Podziękowania za przygotowanie artykułu dla ekspertów marki Delecta.