Dwie wielkie gwiazdy znów zawładnęły sceną. Kylie Minogue rozpoczęła w Paryżu światowe tournee, zaś Madonna dała we francuskiej stolicy koncert promujący nową płytę "Hard Candy”.
Obie panie dwoiły się i troiły, by zadowolić publiczność. Kylie prawie pozwoliła się porazić prądem i tańczyła w towarzystwie tancerzy w perwersyjnych strojach, zaś Madonna najpierw popisywała się swoimi możliwościami tanecznymi, po czym namiętnie pocałowała jedną ze swoich tancerek.
Obie gwiazdy starały się wyglądać na scenie bardzo dominująco. Dlatego o stworzenie swojego wizerunku poprosiły niepokornych projektantów, którzy nie boją się eksperymentować.
Kylie już nie jest słodka
Szyfonową fioletową suknię dla Kylie stworzył enfant terrible paryskiego haute couture - Jean Paul Gaultier. Niepokorny Francuz - który, zresztą przed laty zaprojektował słynny gorset ze szpiczastymi miseczkami na piersi dla Madonny - uszył dla Minogue także perwersyjny strój cheerleaderki składający się z obcisłych szortów, kusego topu i trampek na bardzo wysokich obcasach. Gaultier namówił również Kylie, by zechciała zamienić się w gejszę i pokazać się publiczności w kimonie wyszywanym kryształkami Swarowskiego.
Madonna nie zmienia stylu
Włoski duet Dolce & Gabbana odpowiadający za nowe kreacje Madonny miał łatwiejsze zadanie. Stefano i Domenico musieli jedynie uszyć stroje wpisujące się w charakterystyczny styl amerykańskiej megagwiazdy. Tak więc Madonna znów pojawiła się na scenie w dresie, wysokich sznurowanych butach i oczywiście drapieżnym, czarnym fraku. Tylko, że tym razem miały metkę D&G.