Słynna polska projektantka udzieliła „Faktowi” wywiadu, w którym opowiedziała o karierze, najbliższych planach zawodowych i macierzyństwie.Zdradziła też kulisy współpracy z gwiazdami i wyznała, co sądzi o młodym pokoleniu polskich projektantów.
Jedzie pani na pokaz haute couture do Paryża. Jak idą przygotowania?
– Przygotowuję się do tego pokazu od pół roku, bo kolekcja ta musi być szyta ręcznie i musi być niepowtarzalna. Nie ma więc lekko. Jeszcze dopinamy dodatki. W piątek samochód z kolekcją jedzie do Paryża. Kolekcja jest inspirowana miłością, a ci którzy oglądali „Drakulę” Coppoli wiedzą, że to jeden z najpiękniejszych filmów w historii o miłości. Kolekcja jest w przewadze czerwona ale pojawia się też czerń, bo mroczność sytuacji tego wymaga.
Jedzie pani też na pokaz do Nowego Jorku
– Wyjeżdżam tam za dwa tygodnie. Będzie to pokaz pret-a-porter, pokażę to co będzie modne jesienią 2011-2012. Natomiast Paryż jest totalnym wyżyciem się jeśli chodzi o sztukę, malarstwo, rzeźbę. Taka najprzyjemniejsza chyba dla każdego artysty kreacja, gdzie nie trzeba się zastanawiać czy to się sprzeda. Choć w moim przypadku kolekcje zawsze są użytkowe. Bardzo się cieszę, bo w Paryżu na widowni zasiądzie reżyser, który przygotowuje musical „Drakula potęga miłości”. Muszę się pochwalić, że główna odtwórczyni w teledysku promującym musical, wystąpiła w mojej kreacji. Mam nadzieję, że będzie to początek szerokiej współpracy. Moja agentka poinformowała mnie, że wszystkie miejsca na pokaz w Paryżu są już zajęte. Słyszałam, że Paryż na mnie czeka, bo to już piąty pokaz.
Denerwuje się pani?
– Nigdy nie denerwuję się przed pokazem. Dostaję szału w dniu pokazu ale ponieważ pracuję od roku z bardzo pracowitymi ludźmi i mam fantastyczną stylistkę, agentkę więc wiem, że jak przyjadę na miejsce to mam przygotowane wszystko. To jest komfort pracy. Ale za pierwszym razem było bardzo trudno, za drugim trudno, za trzecim w miarę dobrze, a za czwartym było dobrze. Mam nadzieję, że za piątym będzie już bardzo dobrze.
Jak pani jest postrzegana przez innych na świecie?
– O to trzeba byłoby zapytać innych na świecie. Natomiast z publikacji dostępnych na naszej stronie internetowej wynika, że coraz częściej zajmujemy fajne miejsce. Znajdujemy się obok najlepszych nazwisk na świecie, to oczywiście jeszcze o niczym nie świadczy, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ale tych jaskółek jeśli chodzi o Paryż było cztery a to już coś. Po lipcowym pokazie moja kolekcja obok Diora i Chanel została wybrana przez pismo opiniotwórcze za jedną z czterech najlepszych kolekcji lipcowego haute couture. Dla mnie to pierwsze kroki, jestem osobą bardzo skromną a dom mody typu Dior, Chanel, Armani mają kilkudziesięcioletni staż. Ja na rynek zachodni próbuję się przedrzeć od lat kilku. Myślę że kropla drąży skałę.
Ubiera pani zagraniczne gwiazdy
– Tak, udaje mi się ubierać gwiazdy dużego formatu bo jest to Cheryl Cole, Adrianna Sklernikowa, słynna czeska modelka, La Toya Jackson i mnóstwo osób ze świata sztuki francuskiej. Jest tych nazwisk sporo co mnie bardzo cieszy. Mam kolejne propozycje ze Stanów i czasami nie wierzę w to co się dzieje, ale się dzieje. Na to by zostać dostrzeżonym trzeba jednak wiele pracy.
Gwiazdy same się do pani zgłaszają?
– Na to że styliści sami się do mnie zgłaszają mam twarde dowody w postaci maili. Nie docieramy do gwiazd. Tak się złożyło, że w 2010 roku pojawiło się 1000 publikacji z moim nazwiskiem i przynajmniej jedną suknią z kolekcji. Nie chciałabym stać na wycieraczce, pukać do domów gwiazd i prosić je by zechciały założyć coś z mojej kolekcji. Chciałabym by to wychodziło z drugiej strony.
czytaj dalej...
>>> Czytaj również: Cichopek nie jest złodziejką!
Trudno było się przebić?
– Zaczęłam we Włoszech w 2002 r., potem przeniosłam się do Francji i jakoś łaskawie ta zagranica mi tak towarzyszyła. Od początku spotykałam mnóstwo życzliwych ludzi, którzy chcieli mi pomóc i wierzyli w moją markę. Wymaga to dużej pracy i nakładów. A że ja nie lubię chodzić i prosić, to odkładałam marzenia na bok i inwestowałam w budowanie swojej własnej marki. Choć wiąże się to z mnóstwem wyrzeczeń.
Właśnie zatrudniła pani syna
– Wychowuję synów w taki sposób by nie byli pasożytami. Nie jest tak, że mamusia wyjeżdża poza granice Polski więc wynagradza to dzieciom kupując fantastyczne zabawki i dając duże kieszonkowe. Mój starszy syn uczy się przy mnie biznesu i od czwartej klasy ze mną pracował. Jego to interesuje. Lata ze mną za granicę np. do Nowego Jorku, czuje się jak ryba w wodzie i myśli, żeby po studiach zakotwiczyć na rynku amerykańskim.
Myślała pani o przeprowadzce za granicę?
– Cały czas o tym myślę. Ale ze względu na najbliższą rodzinę, ojca, babcię nie mogę wyjechać. Ale kto wie jak moje życie się ułoży. Ewa Minge bez przyjaciółek, które wpadają do mnie na kawę i najbliższych ludzi jest nikim. Może jak będę na emeryturze to wyjadę żeby wygrzać kości.
Skąd pomysł na współpracę z Karoliną Malinowską?
– Staram się pracować z ludźmi, którzy myślą w podobny sposób jak ja. Szukam ludzi silnych, mądrych, oddanych, lojalnych, zdolnych, a przede wszystkim bardzo uczciwych a taka jest Karolina.
Co pani sądzi o polskich projektantach?
– Mamy fantastycznych projektantów, bardzo kreatywnych. Nie bywam jednak na pokazach polskich projektantów. Ale bardzo mi się podobają projekty Agnieszki Maciejak. To są jej projekty niezapożyczone od nikogo. Myślę, że przed nią ogromna kariera.