Gwiazd na polskim rynku mody błyszczy kilka. Większości – nawet wybijających się projektantów – nie stać na otwarcie butiku. Szansą na zaprezentowanie swoich kolekcji są pokazy organizowane przez miasta, które aspirują do miana regionalnych stolic mody. Dlatego nasi kreatorzy jeżdżą na Ukrainę, Węgry, Białoruś, do Bułgarii, Rosji czy Portugalii.
Droga na Zachód
Okazją na zaistnienie jest także ruszający w Łodzi tydzień mody. Prezentowane tu będą trendy w modzie na wiosnę – lato 2011. Kolekcje zaprezentują czołowi polscy projektanci, m.in. duet Paprocki & Brzozowski, MMC Studio Design, Łukasz Jemioł, Michał Szulc czy Monnari. Budżet łódzkiej imprezy to 2 mln zł. Dzięki tym pieniądzom projektanci nie muszą martwić się o zorganizowanie pokazu.
– To olbrzymia szansa dla polskich twórców na to, żeby zaistnieć i wypromować swoje nazwisko – mówi Irmina Kubiak, współorganizatorka Fashion Week Poland.
Ale nie tylko. Tygodnie mody mają pomóc projektantom w zdobyciu sponsorów i biznesowych kontaktów w branży. Tylko dzięki nim można się przebić na zagraniczne rynki.
Dzięki nim swoje stroje w zagranicznych butikach sprzedaje Ewa Minge. Jej stałą klientką jest słynna multimiliarderka i była modelka Ivana Tramp. Kontrakty z zagranicznymi sieciami podpisał też Dawid Woliński, który uwagę kontrahentów zwrócił na siebie właśnie w czasie Fashion Week w Lizbonie w listopadzie 2004r.
Masowa produkcja
W Polsce moda przez duże „M” to znikomy fragment rynku. – Za to cała branża odzieżowa ma się coraz lepiej. Trafiła do pierwszej 15 branż, które mają promować polską gospodarkę za granicą – mówi Bogusław Słaby, prezes Związku Producentów Odzieży i Tekstyliów „Lewiatan”.
W zeszłym roku wartość sprzedaży odzieży i obuwia w Polsce wynosiła 25,5 mld zł. Ale te liczby nakręcają przede wszystkim sieci sprzedające tańszą, a nie markową odzież. Tylko 30 proc. rynku stanowią polskie przedsiębiorstwa szyjące pod własną marką. Reszta to bezimienne firmy szyjące na eksport, pod szyldem zleceniodawcy.