Miejsce akcji: nowojorski Manhattan. Do zdjęć pozuje piękna kobieta ubrana w szpilki i rozkloszowaną suknię w stylu lat 50., zaprojektowaną przez ulubionego projektanta amerykańskich wyższych sfer, Oscara de la Rentę. Usta ma pomalowane seksowną czerwoną szminką. To Jennifer Lopez.

Reklama

Od czasu, kiedy w lutym urodziła bliźnięta, ciężko pracowała, by znów wyglądać jak seksbomba. W swojej posiadłości urządziła siłownię, na której wyposażenie wydała 50 tysięcy dolarów. Zatrudniła też dietetyka i osobistego trenera. Odżywiała się tylko tropikalnymi owocami, jajkami, indykiem, jogurtem oraz tuńczykiem. Pod okiem jednego z najsłynniejszych instruktorów fitness, Gunnara Petersona, ćwiczyła po półtorej godziny dziennie.

Niestety, nawet pomoc najlepszych specjalistów okazała się niedostateczna, by sprostać wymogom przemysłu modowego. Wciąż zaokrąglona tu i ówdzie gwiazda nie zmieściła się w kreację z metką de la Renta. Styliści się jednak nie poddali. Niedopinającą się sukienkę dosztukowali przypadkowymi skrawkami materiału i agrafkami. Na zdjęciach, które wkrótce ukażą się w magazynie "Elle”, Jennifer zapewne będzie wyglądała przepięknie. Jednak na razie w agencjach pojawiły się fotki, na których Lopez w niczym nie przypomina eleganckiej damy.