Każda zabawka, która trafia na polski i unijny rynek, musi spełniać wymogi bezpieczeństwa z tzw. dyrektywy zabawkowej. Odpowiedzialność za wykonanie odpowiednich testów, sprawdzenie pod kątem bezpieczeństwa i oznakowanie zabawki spoczywa na jej producencie lub importerze. Czujność powinni zachować również sami konsumenci i dokładnie sprawdzać, czy zabawka dla dziecka ma odpowiednie atesty.
– Zabawka, która trafia na polski rynek, musi spełniać dokładnie takie same wymogi bezpieczeństwa jak w innych krajach UE. Przede wszystkim musi być bezpieczna dla użytkowników zamierzonych, czyli dla dzieci z danej kategorii wiekowej. Musi być bezpieczna pod względem właściwości mechanicznych i fizycznych, co oznacza, że nie może np. stwarzać ryzyka uduszenia dziecka. Zabawka powinna być również bezpieczna pod względem chemicznym. Nie może zawierać substancji, które mogą powodować alergie, ani substancji rakotwórczych, mutagenicznych, które są szkodliwe dla dzieci i dorosłych – mówi Zuzanna Wiśniewska, ekspert Compliant Product.
Zabawka, która spełnia wymogi przewidziane w tzw. dyrektywie zabawkowej może być zgodnie z prawem sprzedawana na terenie całej Unii. Konkretne wymogi bezpieczeństwa określa załącznik II do dyrektywy zabawkowej. Za ich dopełnienie odpowiedzialny jest producent lub importer, czyli podmiot wprowadzający wyrób na któryś z rynków UE.
– Każda zabawka, przeznaczona dla dzieci poniżej 3 roku życia, musi dawać możliwość wyczyszczenia jej. Najczęściej są to zabawki z tkanin, dlatego powinna istnieć możliwość uprania jej bez ryzyka zniszczenia. Co więcej, zabawki nie mogą być łatwopalne. Tu jest pewien haczyk, ponieważ wiele substancji, które powodują niepalność zabawek, może być jednocześnie bardzo szkodliwych, np. mogą mieć właściwości rakotwórcze. Istnieje bardzo duże pole do wykazania się dla producenta, który powinien wytwarzać zabawki tak, aby były niepalne i jednocześnie nieszkodliwe – mówi Zuzanna Wiśniewska.
Producent lub importer powinien zweryfikować i udokumentować fakt, że zabawka wprowadzana na unijny rynek faktycznie spełnia wymogi określone w dyrektywie zabawkowej. W tym celu niezbędne są badania produktu przeprowadzone w akredytowanym laboratorium.
– Bada się zgodność z konkretnymi wymogami bezpieczeństwa. To oznacza, że inne badania będą robione dla zabawek korzystających z prądu elektrycznego, a inne testy będą przechodzić zabawki używane przez dzieci poniżej 3 roku życia albo zabawki przeznaczone do używania w wodzie. Producent lub importer powinien zapewnić, że takie testy zostały przeprowadzone, a wymogi bezpieczeństwa są spełnione – mówi ekspert.
Wszyscy członkowie łańcucha dostaw, czyli hurtownicy, dystrybutorzy, sprzedawcy bezpośredni, ale również konsumenci, mogą domagać się od producenta bądź importera zabawki wykazania zgodności z normami bezpieczeństwa i wykazania odpowiedniej dokumentacji, która to potwierdzi.
– Można również domagać się odpowiednich instrukcji użytkowania. Ponadto taki wyrób powinien być również właściwie oznakowany znakiem CE. Jest to deklaracja importera lub producenta potwierdzająca, że wyrób spełnia wymogi bezpieczeństwa. Jeżeli produkt nie ma tego znaku, w ogóle nie powinien się znaleźć na rynku polskim ani unijnym – podkreśla Zuzanna Wiśniewska.
Również sami konsumenci, kupując zabawkę dla dziecka, powinni zwracać uwagę na to, czy ma ona odpowiednie atesty i oznakowania. Zwłaszcza jeżeli są to zabawki kupowane na przykład na straganach czy bazarkach, które nie zawsze spełniają unijne wymogi bezpieczeństwa.
– Bardzo ważny jest numer seryjny, który pozwala producentowi zweryfikować, z jakiej serii produkcyjnej pochodzi dany wyrób. Powinno również znaleźć się na nim oznakowanie producenta lub importera, pełna nazwa oraz jego adres – tak żeby konsument, a także każdy inny członek łańcucha dostaw, dystrybutor lub sprzedawcy bezpośredni, mogli się z tym importerem lub producentem skutecznie skontaktować – mówi Zuzanna Wiśniewska.
W latach 2013–2017 laboratorium UOKiK w Łodzi przebadało 813 próbek zabawek i w 230 z nich (około 28 proc.) wykryło zbyt wysoki poziom ftalanów, które służą do zmiękczania plastiku i nadają mu elastyczność. W zabawkach nie może być ich więcej niż 0,1 proc. Wyższe stężenie jest niebezpieczne dla zdrowia – może powodować zaburzenia płodności, grozić uszkodzeniem nerek lub wątroby, rozwojem astmy, a nawet nowotworów. Na podstawie decyzji prezesa UOKiK w latach 2013–1017 wycofano ze sklepów ponad 74,5 tys. produktów, które zagrażały zdrowiu dzieci.
Nieprawidłowości wykazał także wspólna akcja urzędu i Krajowej Administracji Skarbowej, podczas której skontrolowali prawie 1,5 mln zabawek zgłaszanych do odprawy na granicy.
– Aż 700 tys. wzbudziło zastrzeżenia, czyli około 50 proc. Prawdopodobnie nie było to znaczne nieprawidłowości, być może brakowało dokumentacji, jakiegoś znaku. Natomiast 30 tys. zabawek z tych 1,5 mln skontrolowanych zostało wycofanych z rynku i przeznaczonych do zniszczenia. Ich wadliwość była na tyle duża, że absolutnie nie powinny nigdy znaleźć się na rynku, ani w rękach dorosłych, ani dzieci – podkreśla specjalistka.