Jak mówią, w pierwszym przypadku procedura adopcyjna trwa sześć tygodniu, w drugim nawet do kilku miesięcy, co jest niekorzystne dla dzieci.
Dziś w Warszawie Fundacja Dzieci Niczyje (FDN) wraz z Uniwersytetem w Nottingham zorganizowała konferencję poświęconą problemowi porzucania dzieci.
Zdaniem ekspertów skala zjawiska porzucania noworodków jest prawdopodobnie znacznie większa niż publikowane statystyki. - W UE nie funkcjonuje skuteczny system gromadzenia danych nt. noworodków porzucanych w miejscach publicznych lub na oddziałach położniczych. Powoduje to trudności w oszacowaniu wielkości problemu - zwrócił uwagę prof. Kevin Browne z Uniwersytetu w Nottingham.
Dzieci bywają także porzucane w tzw. oknach życia - specjalnych miejscach urządzanych np. przy zgromadzeniach klasztornych. Jak poinformowała Maria Keller-Hamela z FDN, takie rozwiązania funkcjonują nie tylko w Polsce, ale w Czechach, na Węgrzech, Słowacji i Litwie. Czechy i Litwa mają rocznie największą liczbę dzieci porzucanych w tych miejscach - siedem noworodków rocznie. W Polsce "okien życia" jest w sumie 45, do tej pory znaleziono w nich 33 dzieci, czyli sześć noworodków rocznie.
Instytucja "okna życia" budzi jednak wątpliwości profesjonalistów. Keller-Hamela nazwała je "powrotem do średniowiecza". - Nie są rozwiązaniem problemu, a jedynie drogą na skróty. Zachęcają do anonimowego porzucania dzieci, co narusza ich prawo do tożsamości i identyfikacji oraz wydłuża procedurę adopcyjną. W tym przypadku potrzebne są rozwiązania systemowe i profilaktyka - powiedziała.
Jej zdaniem nie jest to też wsparciem dla matek, bo taka możliwość nie zakłada możliwości rozmowy z kobietą na temat jej decyzji. - To zachęcanie do tego, co jest gorsze dla dziecka. Bo trzeba je przewieźć do szpitala, wszcząć poszukiwania matki, przeprowadzić postępowanie sądowe, nadać nową tożsamość, co może trwać kilka miesięcy. Gdy zostawia się dziecko w szpitalu, procedura trwa sześć tygodni i dziecko może trafić do rodziny adopcyjnej - powiedziała Keller-Hamela. Dodała, że niedawno w Czechach w "oknie życia" porzucono półtoraroczne dziecko.
Jej zdaniem trzeba inwestować w profesjonalne wsparcie psychologiczne dla matek na oddziałach położniczych, żeby możliwa była identyfikacja rodzin, które zamierzają porzucić dziecko i udzielenie im profesjonalnej pomocy.
Maria Herczog z Komitetu Praw Dziecka ONZ podkreśliła, że nawet ratując dziecko, nie można zapominać o jego prawach. W tym kontekście zwróciła uwagę na problem opieki instytucjonalnej nad dziećmi pozbawionymi opieki rodziców. Przypomniała, że Rada Europy zaleca, by unikać umieszczania w placówkach opiekuńczych dzieci poniżej trzeciego roku życia. Wyraziła zadowolenie, że coraz więcej krajów likwiduje tego rodzaju instytucje: Czechy, Bułgaria, niebawem także Polska - w ustawie o wspieraniu rodziny i rodzinnej pieczy zastępczej zapisane jest stopniowe wygaszanie placówek dla dzieci i zastępowanie ich rodzinnymi formami opieki.
Jak poinformował prof. Browne, według danych UNICEF w 2003 r. w Europie Wschodniej i Azji Środkowej w placówkach przebywało 44 tys. dzieci poniżej trzech lat, zaś z badań europejskich wynika, że w UE było ich 23 tys. Badania, które przeprowadził w krajach europejskich, pokazały, że małe dzieci umieszczone w palcówkach spędzają za kratami łóżeczka nawet 18 godzin na dobę.
Przypomniał, że koszty utrzymania dziecka w tego typu instytucji są sześciokrotnie wyższe niż koszty wsparcia dla rodziny i trzykrotnie wyższe niż utrzymanie dziecka w rodzinie zastępczej. Zwrócił uwagę, że 33-50 proc. personelu placówek opiekuńczych nie ma bezpośredniego kontaktu z dziećmi.
Jego zdaniem jeśli dziecko poniżej trzeciego roku życia trafi do placówki na dłużej niż pół roku, ma niewielkie szanse na odrobienie deficytów rozwojowych, które są konsekwencją tego pobytu.
Herczog podkreśliła jednak, że coraz trudniej znaleźć rodziców zastępczych - jest to problem, z którym boryka się cała Europa. W jej opinii konieczne jest nowe podejście: musimy przestać traktować rodziców jako ochotników, którzy chcą poświęcić się dla dzieci, a zacząć patrzeć na nich jak na profesjonalistów, którzy wykonują ciężką pracę, której podporządkowują całe swoje życie i powinni być należycie wynagradzani.