"Cel, marzenia, motywatory Ci godajom cel miyj cel, skup się na celu. I tak ześ się biydoku skupił, ześ sracki z nerwów dostoł. Stois przed drzwiami do siłowni w tych łobsranych gaciach i sie zastanowios: “wlyść cy nie wlyść?” I stois jak tak pi*da codziennie i sie wstydzis, A jak juz wlezies to sie zastanowios cy dobrze robiem i bois sie ze Cie jaki cymboł nagro A potym pół internetu bedzie sie z ciebie smioć A jakby tak miec to w du*ie! Zrobić to co ześ chciol zrobić…" – tymi słowami wypowiedzianymi w góralskiej gwarze zaczyna się zamieszczone na jego kanale na Youtubie nagranie zatytułowane "Góralskie motywejszyn".
Wyświetlone, ponad 160 tys. razy jest jednym z tych, którymi Qczaj a od kilku miesięcy motywuje Polki, ale i Polaków, bo oni również powoli dołączają do grona jego wielbicieli, aby wstali z kanapy i zadbali o swoją kondycję.
Czym Qczaj różni się od takich trenerek jak Ewa Chodakowska, czy Anna Lewandowska? Po pierwsze mówi góralską gwarą, po drugie jego treningi a co za tym idzie motywacja ma w sobie ogromną dawkę humoru. – Jak wchodzą emocje, to zaczynam gwarzyć – mówi w rozmowie z dziennik.pl. Stwierdza, że priorytetem w tym, co robi, było dla niego to, aby nie być trenerem totalnie na poważnie. – Tak, że nie ma w tym żadnej radochy, a tylko się ciśnie, krzyczy "mocniej, więcej, dłużej". Wiele osób zanim zacznie, już skończy, bo trening nie jest dla nich żadną przyjemnością, a coraz więcej wymaga się od nich, na co dzień – w pracy, w relacjach, w tym, jacy są – wyjaśnia.
Jego słynne hasło "Ukochoj sie" to jak mówi wypadkowa tego, co działo się w jego życiu oraz tego, co go wkurza w polskiej rzeczywistości. – Denerwuje mnie, że Polki mają tak mało wiary w siebie. Ciągle na coś narzekają. A to na figurę, a to na to, że nie mają, co na siebie włożyć, krytykują same siebie a czasem w ogóle przepraszają, że żyją i nic w sobie nie doceniają – mówi.
"Zadupcyc bicepsa"
Śmieje się, że dzięki góralskiej gwarze może pozwolić sobie na więcej, niż pozwalałby mu na to klasyczny polski język. – Jak mam ochotę powiedzieć coś bardzo dosadnie, to robię to po góralsku i namawiam do „ruszenia rzyci” albo żeby „zadupcyc bicepsa”. Czy nie brzmi to ładniej i weselej – śmieje się.
Choć dziś Qczaj postrzegany jest jako "pozytywny wariat", jego życie nie należało do najłatwiejszych. Urodził się w Ludźmierzu na Podhalu. Gdy miał zaledwie kilka lat, jego rodzice wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Opiekowała się nim babcia. – To był czas, gdy wstydziłem się swojego pochodzenia. Chciałem jak najszybciej wyjechać, wyrwać się z tej małej miejscowości. Dlatego wybrałem szkołę średnią w Krakowie – mówi. Przyznaje, że od zawsze lubił zmiany. Ciągnęło go do wielkiego świata.
Pewnie, dlatego nie zagrzał w Krakowie miejsca, a gdy miał 17 lat wygrał casting do Studio Buffo Janusza Józefowicza i wyjechał do Warszawy. – Nigdy nie bałem się zmian, zawsze były wpisane w moje życie, więc nie miałem z tym problemu. Z wiarą w siebie było trochę gorzej. W moim domu, w którym rządził alkohol, nie brakowało przemocy, nie miałem zbytniego wsparcia bliskich. Nikt nie mówił mi „Chłopie uda ci się”, wręcz przeciwnie słyszałem: "Na pewno będziesz ostatni" albo "Nawet jak ci się teraz udało, to się nie nastawiaj, bo powinie ci się noga". Być może, dlatego w tych moich nagraniach, treningach tak duży nacisk kładę na pozytywną motywację, na to żeby ludzie "ukochali samych siebie" – wyjaśnia.
Praca na budowie
Przez kilka lat tańczył i śpiewał w musicalach "Romeo i Julia” oraz w "Metro" u "tego Józefowicza". Do dziś uważa, że była to niezła lekcja pokory, która pokazała mu, że do wszystkiego można dojść ciężką pracą. Po trzech latach zrezygnował. Z jednej strony jak mówi dała o sobie znać jego góralska dusza i kilka razy nie ugryzł się w język, z drugiej zmusiła go do tego sytuacja materialna. – Musiałem się jakoś utrzymać, chciałem zarabiać większe pieniądze. Wyjechałem do Stanów do rodziny. To tam zauważyłem, że ruch, praca na budowie sprawia, że rosną mi mięśnie i w sumie nie wygląda to źle – wspomina. Długo nie zagrzał tam miejsca. Nie znalazł wspólnego języka z ojcem. Obecnie nie ma z nim kontaktu, choć jak mówi jest do niego bardzo podobny i chciałby aby tata był z niego dumny.
Po powrocie do Polski, nie od razu "zamieszkał" na siłowni. Kolejnym etapem w jego życiu było fryzjerstwo.
- Przypomniałem sobie, że moja ciotka byłą fryzjerką i od czasu do czasu podglądałem jak czesze klientki. Poza tym ja zawsze lubiłem towarzystwo kobiet, czułem się wśród nich dobrze – mówi. Kiedy zaczął parać się fryzjerstwem miał skończony zaledwie jeden kurs. Szybko poczuł, że to jego pasja, klientki go lubiły, zwierzały mu się. – Wiedziałem, o czym mówią, bo często opowiadały o swoich przemocowych związkach, facetach, którzy nie potrafią ich uszanować. Bardzo mnie to irytowało – mówi. Tak w jego życiu minęło kolejne dziesięć lat. Po godzinach trenował, brał udział w zawodach kulturystycznych. Gdy przyszedł czas na kolejną życiową zmianę, postanowił, że zajmie się trenowaniem na poważnie.
Odwyk i myśli samobójcze
Po drodze musiał uporać się ze swoim uzależnieniem. – Podobnie jak ojciec miałem problem z alkoholem. Gdy coś mi nie szło topiłem smutki pijąc. Mając 23 lata kupiłem mieszkanie, pieniądze sprawiły, że poczułem się panem życia, ale szybko wszystko straciłem – wyznaje. Przyznaje, że ma za sobą kilka odwyków, terapię. – Dziś jestem trzeźwy, żyję zupełnie innym życiem, ale był czas, gdy chciałem zniszczyć sam siebie, mówiłem o sobie i myślałem, że jestem miernotą, słabeuszem. Nie ukrywam, że mam na koncie próby samobójcze – mówi.
Pytany o to, jak teraz radzi sobie z trudnymi emocjami, mówi, że pozwala sobie na chwile słabości. – Siadam sobie w zaciszu swojego domu i płaczę. Nie tłamszę w sobie emocji, wręcz przeciwnie pozwalam im ujść. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam prawo do słabości, do uczuć, które nie zawsze pozwalają mi być twardym facetem. Dziś wielu z nas staje się niewolnikami tego, co sami sobie narzucamy – tych wszystkich ram, schematów, celów, a nie mamy czasu na to żeby wrócić do siebie, przytulić się, „ukochać”. A każdemu z nas takie pobycie ze sobą samym jest bardzo potrzebne – twierdzi.
Być może, dlatego, zachęcając do treningów i dbania o własne ciało, zachęca też, aby zadbać o swoją duszę. - Myślę, że to jest równie ważne, jak nie ważniejsze. Jeśli otyła dziewczyna zrzuci kilogramy, będzie wreszcie szczupła, ale nie uwierzy w siebie, nadal alergicznie będzie reagowała na każde słowo "grubaska", to psu na budę taka walka – mówi dobitnie.
"Frustracją i na siłę niczego nie zdobędziesz"
Jego motto? „Bądź cierpliwy, nic na siłę, bo wszystko to, co ma nadejść, nadejdzie. Frustracją i siłą tego nie zdobędziesz”. – Rozsądek ten zdrowy to podstawa. Jak ktoś nakręca się i skupia tylko na tym żeby dobrze wyglądać, to prędzej, czy później będzie jak chomik w kołowrotku. Dostrzeże każdy swój mankament, nawet najdrobniejszy szczegół będzie tym niedoskonałym – uważa. I dodaje, że sport ma być fajnym dodatkiem do życia, a nie głównym jego celem.
Dlatego też "Góralskie motywejszyn" kończy się takimi słowami: „Gdyby tak ćwiczyć bez myślynio o tym jak wyglondos, cy mos tarło na brzuchu cy fileta co ci zwiso do kolan? jakbytak pamietać o tym co ześ przezyl w zyciu i zawse jak ci sie nie bedzie chciało, se przybocyc jakom france co Cie przezywała, albo co jak ci smutno było, albo wesoło i tak se przybocuj az zrozumies, ze temu zes tu teroz jest taki jaki zes jest. I popacz w lustro na tego człowieka co w zyciu przeseł nie jedno a zyje! I zyj Bo zaraz Cie moze slak trafic”.