Marta Jarosz: Jak długo byliście razem?

Mateusz Kowalski*: W sumie dobrych kilkanaście lat…

Dobrze się znaliście przed ślubem?

Chyba oboje czuliśmy, że tak, bo inaczej byśmy się na to nie zdecydowali. Nie byliśmy małolatami, kiedy stwierdziliśmy, że chcemy być razem.

Reklama

Byliście szczęśliwi, czy od początku coś się nie układało?

Reklama

Jak każdy związek mieliśmy lepsze i gorsze chwile, ale to nie było nic ponadstandardowego. Jestem pewien, że wiele par doskonale radzi sobie z takimi problemami bez jakiejkolwiek pomocy. Zresztą zanim zrobiło się bardzo źle, nigdy nie myśleliśmy, że coś się nie układa. Zaproponowałem jej grę, bo chciałem, żebyśmy razem robili coś ciekawego, żeby łączyła nas jeszcze jedna rzecz, żebyśmy byli jeszcze bliżej…

Co to za gra?

Nie chcę wymieniać jej nazwy, bo to mogłoby pomóc w zidentyfikowaniu mnie, ale to jedna z najbardziej popularnych gier MMORPG – rozgrywa się online. Klasyka dla fanów świata baśni i fantazji.

Czy dobrze rozumiem, że Ty zacząłeś grać pierwszy?

Reklama

Tak. Mimo że na początku nie do końca mi się to podobało, to po krótkim czasie diametralnie zmieniłem zdanie – wciągnęło mnie to do tego stopnia, że zarekomendowałem grę żonie, a ona postanowiła spróbować.

Wielu ludzi gra i ich małżeństwa nie rozpadają się. Co u Was zadecydowało o tym, że stało się inaczej?

Oboje poważnie się uzależniliśmy – do tego stopnia, że nie mogliśmy normalnie funkcjonować. Przez długi czas – około trzech lat – obojgu nam to odpowiadało, ale w pewnym momencie zauważyłem, jak bardzo zmieniło się nasze życie i zrozumiałem, że coś jest nie tak, że wiele tracimy, spędzając całe dnie na grze.

Jak to całe dnie? Nie chodziliście do pracy?

Praca była jedyną aktywnością, która „wyprowadzała” nas z domu. Dosłownie każdą chwilę, której nie musieliśmy poświęcać obowiązkom zawodowym, przeznaczaliśmy na grę, a kiedy przychodził weekend, nie odchodziliśmy od komputera. Włączaliśmy go zaraz po przebudzeniu. Jak najszybciej się dało, jedliśmy byle co – żeby czym prędzej móc wrócić do monitora. Graliśmy w totalnym dezabilu, w rosnącym bałaganie, w mieszkaniu, w którym rzadko kiedy było coś do jedzenia. Kiedyś lubiliśmy się ruszać – uzależnienie sprawiło, że zapomnieliśmy o sporcie. Przedtem lubiliśmy dobrze zjeść – grając nieustannie, zupełnie zapominaliśmy o posiłkach albo obwinialiśmy się nawzajem, że to drugie nie pamiętało o ich przygotowaniu. Przestaliśmy się spotykać ze znajomymi. Gra zrobiła z nas odludków. Pamiętam, jak kiedyś okłamaliśmy ludzi, którzy zapraszali nas na jakieś spotkanie. Powiedzieliśmy, że jesteśmy chorzy, a prawda była taka, że kiedy pojawiło się zaproszenie, spojrzeliśmy na siebie, zapytaliśmy niemal równocześnie, czy chce nam się tam iść – odpowiedź oczywiście była negatywna – i wymyśliliśmy tę wymówkę, po czym w te pędy usiedliśmy przed komputerami. Do tego wszystkiego coraz gorzej wyglądaliśmy, bo zupełnie o to nie dbaliśmy. Liczyła się tylko gra. Tak bardzo, że kiedy coś szło w niej nie po naszej myśli, obwinialiśmy się o to nawzajem i wybuchały awantury.

A seks? Wszędzie słyszymy, że dla faceta nic nie może być ważniejsze od seksu…

Ta „prawda” nie dotyczy ludzi uzależnionych. Oczywiście gdyby ktoś wtedy zapytał mnie, czy seks przestał być dla mnie ważny, stanowczo bym zaprzeczył, ale w praktyce wyglądało to tak, że inicjując zbliżenie, właściwie liczyłem na to, że ona odmówi i faktycznie często odmawiała, „dzięki czemu” spędzaliśmy wieczór na grze, a nie w łóżku.

W tej grze byliście przeciwnikami, czy tworzyliście tandem?

Nie byliśmy przeciwnikami. Zdarzało nam się współpracować dla osiągnięcia wspólnego celu. Nie było jednak tak, że byliśmy nierozerwalnym duetem.

Dlaczego nagle stwierdziłeś, że chcesz z tym skończyć?

Zaczęło mi brakować tego, co kiedyś lubiłem, a w uzależnieniu straciłem: sportu, dobrego jedzenia, znajomych. Zauważyłem, że kobieta, która kiedyś była dla mnie szalenie atrakcyjna, przestała taka być, bo zaniedbana, z tłustymi włosami coraz mniej przypominała siebie. Zrozumiałem, co się dzieje i powiedziałem jej o tym. Powiedziałem, że musimy z tym skończyć.

I co, skończyliście?

Ja tak. Ona nie. Skończyło się za to nasze małżeństwo.

Ty odszedłeś?

Tak, ale nie od razu. Przez półtora roku próbowałem ratować ten związek. Zacząłem robić to, za czym tęskniłem i namawiałem ją do tego samego, ale permanentnie odmawiała. Nie widziała problemu w tym, że całe życie upływa jej na grze. Kłóciliśmy się coraz bardziej. Zaczynało się zwykle od tego, że próbowałem odciągnąć ją od komputera, a kończyło na najróżniejszych brudach, które nawzajem sobie wywlekaliśmy. W końcu zrozumiałem, że to nie ma sensu, bo ona jest chora i nie chce z tej choroby wyjść. Życie z kimś takim jest niemożliwe.

A jak Tobie udało się wygrać z uzależnieniem?

Chyba pomogło mi to, że jestem bardzo uparty. Zawziąłem się i tyle. Dziś, kiedy o tym myślę, stwierdzam, że być może rozwód nawet mi pomógł w walce z nałogiem. W sumie nie wiem, jak wszystko by się potoczyło, gdyby po drodze nie było tego rozstania – swego rodzaju zimnego prysznica, który jeszcze dobitniej uświadomił mi, z czym mam do czynienia.

Utrzymujesz kontakt z żoną?

Nie, żadnego, ale od licznych wspólnych znajomych wiem, że wciąż gra i chyba jest z facetem, który też gra. My rozstaliśmy się w nie najlepszym stylu, bo w pewnym momencie, gdy zadecydowałem już o formalnym rozwodzie, ona niby go nie chciała i wyszło na to, że to ja jestem tym złym, tym, któremu bardziej zależy na rozstaniu.

A nie było tak?

Tak jak powiedziałem, życie z osoba uzależnioną – jak to się mówi – nie rokuje. Oczywiście każdy ma prawo do drugiej szansy i zasługuje na pomoc najbliższych, ale pod warunkiem, że chce wyjść z nałogu. Ona nie chciała. Nie mogłem jej przecież do tego zmusić. A nie mogłem też już tak żyć.

To uzależnienie jest w jakiś sposób podobne na przykład do alkoholizmu albo narkomanii?

Wydaje mi się, że tak, a pod pewnym względem jest chyba nawet gorsze: trudniej zauważyć, że jest się uzależnionym. Jak ktoś za dużo pije, to wyraźnie to widać. Jak bierze narkotyki – też. W uzależnieniu od gier nie ma „namacalnego” dowodu problemu. Wielu ludzi przecież sobie pogrywa – jedni mniej, drudzy więcej. Pozornie nie ma w tym nic złego. Dość łatwo też ukryć to przed otoczeniem. Jeśli jeszcze chodzi się do pracy, a nałogowi oddaje „jedynie” w czasie wolnym, to długo nawet przed samym sobą można udawać, że wszystko jest w porządku. Tym bardziej, że ludzie, którzy teraz są twoimi znajomymi, czyli inni gracze, cenią cię tym bardziej, im więcej czasu spędzasz przed komputerem i osiągasz wyższe stopnie zaawansowania w grze. Z nikim innym praktycznie nie utrzymujesz kontaktów, więc nie bardzo kto ma ci zwrócić uwagę na to, że dzieje się coś złego.

Mówisz "znajomi" o innych graczach. Spotykaliście się w realu, że zasłużyli na takie miano?

Nie... Kiedy jesteś uzależniony od gry, to, kim jesteś w Sieci, wydaje ci się dużo ważniejsze od realnego życia. Dosłownie stajesz się postacią, którą tworzysz na potrzeby gry. Sto procent uwagi poświęcasz temu, żeby zyskać szacunek innych graczy, żeby osiągnąć kolejny stopień wtajemniczenia w grze i zdobyć na przykład pożądany supermiecz albo szatę, która cię nobilituje. Ludziom po drugiej stronie łącza imponujesz najbardziej wtedy, gdy jesteś nołlajfem, czyli osobą, która żyje niemal wyłącznie dla gry. Dla tego uznania z ich strony rezygnujesz z bardzo wielu rzeczy.

To wszystko wydaje mi się skrajnie abstrakcyjne. Jak komuś może zależeć na uznaniu ze strony ludzi, których nawet nie zna i to wyrażanym za to, że cały dzień spędza się przy komputerze?!

Może. Jeśli właśnie tego brakuje mu w prawdziwym życiu, to chętnie skorzysta z takiego substytutu – teraz już to wiem.

Czego jeszcze Ci brakowało, że się uzależniłeś?

Ta gra na pewno pozwala rozładować agresję, dla której na co dzień trudno znaleźć ujście. Wyobraź sobie, że ktoś cię skrajnie zirytuje, ale reguły życia społecznego nie pozwalają ci nawet na niego nakrzyczeć. W grze w takiej sytuacji skracasz przeciwnika o głowę, a towarzyszy temu poklask ze strony innych graczy. Poza tym od zawsze lubiłem filmy fantasy – w tej grze jest wszystko, czego potrzebuje ich fan: potwory, księżniczki i inne tego typu atrakcje.

Myślisz, że jesteś też podatny na inne uzależnienia?

Myślę, że nie, ale w sumie to każdy jest od czegoś uzależniony – szczególnie dziś. Jedni od zakupów, inni od przeglądania Facebooka, jeszcze inni od jedzenia czy egzotycznych podróży. Te uzależnienia przybierają różne formy i są mniej lub bardziej dokuczliwe, a dopóki nie powodują poważnych problemów, większości z nich nawet nie zauważamy. No bo w sumie co jest złego w tym, że ktoś kupuje setną parę butów, jeśli go na to stać?! Problem zaczyna się wtedy, gdy nie ma się pieniędzy, a wciąż się kupuje. Wtedy może ktoś „z zewnątrz” zwróci na to uwagę – na pewno nie wcześniej.

Pijesz?

Nie. Okazjonalnie oczywiście tak, ale nie ma mowy o żadnym uzależnieniu.

Palisz?

Palę, ale od kliku tygodni nie i nie mam z tym problemu.

Hmmm, od czego jeszcze można być uzależnionym… Wspomniane zakupy, seks…?

Zakupy na pewno nie. Seks – jestem uzależniony pewnie tak samo jak większość mężczyzn (śmiech). Myślę jednak, że mógłbym wpaść w hazard… Wiem, że to mi się podoba. Próbowałem kiedyś i po prostu to wiem. Dlatego trzymam się od tego z daleka. Wolę nie ryzykować.

Tę grę, która zniszczyła ci małżeństwo – to nie przesada – zupełnie odstawiłeś?

Można tak powiedzieć, bo grywam przez chwilę co kilka lat. Kupuję kolejne dodatki do niej, które ukazują się w różnych odstępach czasu, ale nie poświęcam im więcej niż dwie godziny co drugi wieczór i nie mam problemu z odstawieniem.

Myślisz, że gdyby nie uzależnienie, ciągle byłbyś żonaty?

Myślę, że tak, bo nasz związek może i nie był idealny, ale ludziom udaje się pokonywać większe trudności.

A widzisz jakiekolwiek pozytywy tego, co się wydarzyło w Twoim życiu w związku z grą?

Tak. To była solidna lekcja tego, co jest naprawdę ważne, czego nie warto próbować i tego, że nic nie może podgrzać temperatury w związku, jeśli ludzie nie będą ze sobą naprawdę i nie będą rozmawiali – o realnym świecie, realnych potrzebach i pragnieniach. Teraz od kliku lat jestem w udanym związku. Nie miałbym go, gdyby nie tamto i z tego samego powodu nie zamierzam już nigdy próbować pogłębiać bliskości ze swoją kobietą, zapraszając ja do gry w MMORPG.

Dziękuję za rozmowę.

* Imię i nazwisko Rozmówcy zostały zmienione na Jego prośbę.