Dzisiaj święta Bożego Narodzenia to coraz częściej zatłoczone centra handlowe, suto zastawione stoły, amerykańskie kolędy i obwieszone światełkami domy. A jak było kiedyś? W czasach PRL-u świątecznym rarytasem były przede wszystkim cytrusy.

Reklama

Pomarańcze, mandarynki, cytryny - na to się czekało, tego na świątecznym stole nie mogło zabraknąć. Komunikaty o zbliżaniu się transportu cytrusów przekazywały oficjalne media. "Statki z cytrusami już stoją na redzie portu w Gdyni" - informowały radio, telewizja, gazety.

A mało brakowało, aby cytryny wypadły ze świątecznego menu. Otóż Władysław Gomułka, ówczesny I sekretarz PZPR, uznał, że cytryny są za drogie, aby kupowało je państwo, a witaminę C zawiera rodzima kiszona kapusta, za którą nie trzeba płacić dewizami. Na szczęście ktoś z otoczeni Gomułki, podpowiedział mu, że kapusty do herbaty nie da się nasypać... Cytryny się ostały!

Inne zapachy tamtejszych świąt to zapach pasty do podłogi, w tej chwili - unikalny.

Z kolei epoka późnego PRL-u, tego z lat 80., to wyroby czekoladopodobne. Tak jak i inne deficytowe dobra, dostępne były tylko na kartki. I przez to stawały się przedmiotem specyficznego handlu: za kartki na czekoladopodną czekoladę, można było dostać kartki na papierosy (od niepalących), albo na alkohol (od niepijących).