Olga Bołądź została mamą Bruna w 2013 roku. Syn jest owocem jej związku z młodszym od niej studentem dziennikarstwa o imieniu Rafał.

Syn mieszka i ze mną i z tatą, z którym spędza dużo czasu. Ich relacja jest pełna miłości (...) Cieszę się, że mój syn nie ma w życiu deficytu pierwiastka męskiego – mówi w rozmowie z magazynem "Pani".

Reklama

Kiedy widzę go z jego tatą, to uważam, że są jak dwie krople wody. Ale gdy patrzę na nasze wspólne odbicie w lustrze, to stwierdzam, że Bruno jest jak skóra zdjęta ze mnie. Z perspektywy czasu Bołądź nie żałuje związku z Rafałem, ale przyznaje, że wypracowanie dobrych relacji po rozstaniu nie było łatwe – opowiada.

Przyznaje, że to docieranie się było dla niej i jej byłego partnera prawdziwym egzaminem dojrzałości.

Bruno ma rodziców, którzy nie są razem, ale w kwestiach wychowawczych są zgodni i starają się wywiązać ze swoich ról jak najlepiej. Poukładanie tej relacji było dla nas obojga prawdziwym egzaminem dojrzałości i uważam, że zdaliśmy go na piątkę z plusem. A to nie jest łatwe. Kobieta musi wykazać się dużą mądrością, schować do kieszeni własną dumę i nie myśleć o sobie, tylko o dobru dziecka, które potrzebuje ojca – wyznaje.

Aktorka uważa, że obydwoje spotkali się właśnie po to, żeby mieć takiego fantastycznego syna.

Dlatego jestem dumna, że udało nam się stworzyć sprawnie funkcjonujący patchwork, w którym jesteśmy ze sobą związani i się przyjaźnimy. Mój syn nigdy nie usłyszał, jak się kłócimy. Żadne z nas nie pozwoliło, żeby nasze osobiste uczucia i emocje przełożyły się na relację z dzieckiem - zapewnia.

Ja dzięki rodzicom zrozumiałam, że ludzie nie muszą być ze sobą do końca życia, jeśli nie są razem szczęśliwi. Że mają prawo się rozstać – uważa.