Agnieszka Kubera, siostra Anny Przybylskiej, udzieliła wywiadu w najnowszym numerze miesięcznika "Uroda Życia". Dokładnie opowiedziała jak przebiegło ostatnie półtora roku życia aktorki.
W rozmowie przyznaje że zanim jeszcze cokolwiek wyszło w badaniach, Przybylska miała przeczucie, że coś jej znajdą. - Ona obsesyjnie drążyła temat, co mnie doprowadzało do szału - wspomina siostra zmarłej aktorki. - Mówię: "Anka, ja nie pracuję w tym zawodzie od dzisiaj. Na niektóre choroby naprawdę trzeba sobie zasłużyć". "Naprawdę coś mi jest". "Ale boli cię?". "No nie". "Jesteś po prostu za chuda…". Ale ona tak szukała, aż znalazła. Zadzwoniła do mnie i mówi: "Słuchaj, coś mnie pobolewa. Zrobiłam gastroskopię, ale tam nic nie było. Zrobiłam USG, i jest coś do przeleczenia. Taki stan zapalny, ma zniknąć po dwóch tygodniach". Ale to nie zniknęło. To był piątek, godzina 12. "W poniedziałek przyjdziesz do mnie na tomografię", uspokajałam. Ona była niecierpliwa, zadzwoniła jeszcze raz: "A jak ja bym rezonans zrobiła?". "Gdzie ja ci przed weekendem rezonans załatwię?". "Zapłacę. Zadzwoń do koleżanek, niech mnie jutro przyjmą". Zadzwoniłam i niby w żartach mówię do znajomej doktor: "Ale jakby coś było, to mi powiedz". "Przestań, gdzie, u młodej dziewczyny?!".
Po badaniach, lekarka sama zadzwoniła do siostry Przybylskiej. Sama aktorka nie wiedziała, że coś jej dolega. Po badaniach, uśmiechnięta wróciła do domu. - Na to wchodzi Ania: "Wiesz co, doktor powiedziała, że tam nic nie ma". Potem wróciłam do rozmowy z lekarzem: "Przecież nie powiem dziewczynie, która wsiada do auta, że ja już coś widzę". Wieczorem zadzwoniła, że musimy Ance załatwić wizytę u chirurga. Zrobili jej kolejne USG, ale cały czas obowiązywała wersja o zmianie łagodnej. Dopiero na stole operacyjnym okazało się co innego – wspomina siostra.
Po operacji okazało się, że zmiana nowotworowa, nie jest wcale łagodna. - Po operacji lekarz powiedział: "Mam dwie wiadomości. Jedna jest taka, że zmiana została całkowicie wycięta, z marginesem, a druga - że wnioskując z koloru, kształtu i konsystencji, nie jest to zmiana łagodna". Nikt się nie spodziewał, że to będzie rak, najwyżej coś, co można przeleczyć na przykład hormonami - tłumaczy Kubera - Powiem szczerze: myśmy myśleli, że komu jak komu, jej się musi udać. Mówiłam: "Anka, bez przesady… Robota, talent, uroda, fajne dzieci i facet. Wszystko jest. To z chorobą sobie nie poradzisz?". Potem, gdy już wiedzieliśmy, że jest niefajnie, uczepiliśmy się statystyk. "Na bank jesteś w tych dwóch procentach, które dożywają pięciu lat!".
Przybylskiej udało się przeżyć 18 miesięcy od diagnozy. - Kiedyś Anka powiedziała, a jeszcze nie była tak strasznie wymęczona chorobą: "Przychodzi taki moment, kiedy pacjent chce umrzeć, a i rodzina chce, żeby odszedł". Pamiętam to jak dziś. Siedziała w kuchni przy stole i piła herbatę ze swoją agentką Gosią. Jarek karmił Jasia, a ja, połykając łzy, nakładałam coś na talerz – wspomina.