Marta Jarosz: Czy sędziowanie w YCD to dla Pani trudna praca?

Kinga Rusin: Hmmm, na pewno bardzo emocjonalna… Każdy z nas, jurorów, ma swoich faworytów, ale faktem jest, że to my zadecydowaliśmy, kto teraz znajduje się na scenie. Spośród 36 osób biorących udział w warsztatach wybraliśmy czternaścioro najlepszych tancerzy, których widzowie oglądają na żywo. Dlatego jestem przeciwna tak ostrym słowom krytyki, jakie padły dziś (w odcinku z 9 maja – przyp. red.) pod adresem Bartosza. Powiedzenie, że on nie równa się technicznie z innymi uczestnikami programu (te słowa padły z ust Michała Piróga – przyp. red.), jest dla niego mocno krzywdzące. Jeszcze raz podkreślę: my: Agustin, Michał i ja, zdecydowaliśmy, że Bartosz ma wystąpić w tym programie i skoro teraz on przechodzi z odcinka na odcinek, to znak, że ludzie chcą jego i jego historii. Z tym nie można polemizować, a tak ostre słowa nie powinny padać.

Reklama

A czy to nie jest trochę tak, że jest Pani mniej krytyczna wobec tych młodych ludzi, bo sama była Pani kiedyś oceniana za taniec w nieco podobnym programie?

Oczywiście, że doskonale pamiętam, jak bardzo bolały mnie krytyczne oceny w „Tańcu z gwiazdami”, a nie ukrywajmy: nie należałam do ulubieńców jury. Iwona Pavlović zdecydowanie nie była fanką mojego tańca i dawała temu wyraz, dlatego wiem, jak przykre są takie słowa. Tym bardziej dla tak młodych ludzi, jakimi są uczestnicy YCD. Dla nich ta krytyka może oznaczać „być albo nie być” w tanecznym świecie. Udział w tym programie to dla nich ogromne wyzwanie, niezwykła próba, której są poddawani. Oni mają świadomość, że oglądają ich i oceniają miliony ludzi: w tym również inni tancerze, ich bliscy i, co ważne, dla nich taniec to nie przejściowa fantazja, ale coś, z czym wiążą swoje życie. Na pewno więc miażdżąca krytyka nie wpływa na nich pozytywnie i my powinniśmy o tym pamiętać. Tym bardziej, że sami już uznaliśmy, że oni są najlepsi!

Czy prywatnie jest Pani jeszcze jakoś związana z tańcem? Czy odgrywa on w Pani życiu jakąś rolę?

Kompletnie nie mam czasu na bliższy i bardziej profesjonalny kontakt z tańcem, ale uwielbiam tańczyć z przyjaciółmi. Mam takie tajemne miejsca, do których jeździmy i tam oddajemy się pląsom, ale to raczej nic poważnego.

Jaki jest Pani ulubiony taniec?

Reklama

Czasami, kiedy zbyt mocno zapętlę się w pracy i tracę tę lekkość, którą zyskałam dzięki „Tańcowi z gwiazdami”, staję przed lustrem i sprawdzam, czy pamiętam jeszcze kroki rumby. Jeśli tak, to znaczy, że nie jest ze mną aż tak źle i znowu pozytywnie się ładuję, więc chyba rumba jest tą moją taneczną miłością.

A czy jest Pani kobietą, którą łatwo prowadzić w tańcu?
Na ten temat powinien chyba wypowiedzieć się mój partner, ale spoglądając wstecz i przypominając sobie moje początki w „Tańcu z gwiazdami”, muszę stwierdzić, że pierwsze kroki na parkiecie były tragiczne. W ogóle nie odnajdowałam w tym przyjemności i myślę, że Stefano Terrazzino, z którym tańczyłam w programie też nie. Dopiero im dalej w las, tym robiło się przyjemniej i na końcu programu czułam, że nam obojgu daje to satysfakcję. A tak prywatnie, to myślę, że tak, jestem kobietą, którą łatwo się prowadzi… w tańcu oczywiście (śmiech).

Zgadza się Pani z powiedzeniem, że mężczyznę poznaje się po tym, jak prowadzi kobietę w tańcu?

O, kurczę, odpowiedź na to pytanie wymagałaby szczegółowej oceny tych wszystkich mężczyzn, którzy kiedykolwiek prowadzili mnie w tańcu (śmiech)… Ale faktycznie, coś w tym jest. Nigdy nie słyszałam tego powiedzenia, ale myślę, że rzeczywiście, jeśli mężczyzna daje partnerce wsparcie na parkiecie – w takim sensie, że na przykład wie, jaki będzie następny krok, to już jest coś! Wydaje mi się bowiem, że w naturę kobiety – nawet tej najbardziej samodzielnej - jest wpisana potrzeba oparcia się czasami na kimś i bycia poprowadzoną. I to wcale nie świadczy o słabości. Niestety, niełatwo dziś o dobrze tańczących mężczyzn, naprawdę niełatwo…

Ostatnie pytanie: mężczyzna, z którym tańczyło się Pani najlepiej w życiu?

To bardzo osobiste pytanie. Wprawdzie znam na nie odpowiedź, ale nie wiem, jak jej udzielić. O, może tak: jest taka osoba, z którą świetnie się mi się tańczy…

Ciągle jest?

Tak, ciągle jest (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Jarosz

>>> ZOBACZ ZDJĘCIA!