NIEniedzielny tata
Stereotyp ojca, głowy rodziny, który dba o nią jedynie na zewnątrz, troszcząc się o jej byt, a ze swoimi bliskimi jest tylko w weekendy… odchodzi dużymi krokami do lamusa. Nadszedł czas nowego modelu, daleko bardziej przyjaznego, uważnego, obecnego i zaangażowanego na co dzień. Łączącego obowiązki zawodowe z domowymi.
Jak się z tym czujecie, Panowie? Zmęczeni? Z całą pewnością nie jest aż tak źle – świadome rodzicielstwo to najpiękniejsza przygoda życia, która sprawia, że najwięksi twardziele klękają i wzruszają się.
Bycie tatą to wybór i budowa prawdziwej relacji, a nie przykra powinność czy ciężar. Świadomego i aktywnego ojcostwa, można i trzeba się uczyć. To wolna decyzja dotycząca wyboru między tym, na co ma się ochotę, a tym, co powinno być najważniejsze – wzajemnym zaufaniem oraz bliskością i więzią z dzieckiem. Jest to pewien rodzaj poświęcenia, polegający na tym, że ponieważ kochamy to poświęcamy swój czas i uwagę. To inwestycja – ponieważ czas, uwaga i miłość, które dajemy zostaną nam oddane w dwójnasób.
Współczesny ojciec, podobnie jak matka, jest pierwszym przewodnikiem dziecka. Jest przykładem, który ono zawsze naśladuje (warto więc zwrócić uwagę jakim przykładem chce się być). Bierze czynny udział w życiu dziecka, we wspólnych aktywnościach, nauce, zabawach, rozmowach. Potrafi tłumaczyć a nie tylko karać. Daje przestrzeń do rozwoju, pozwalając na popełnianie błędów i bycie nieidealnym. Nie boi się okazywać uczuć. Świadomy tata to taki, który nie bagatelizuje problemów swojej latorośli. Jest tak blisko, by dziecko czuło jego zainteresowanie sprawami, które nam, dorosłym, mogą wydawać się banalne, a dla dziecka są w danym momencie najważniejsze.
Superojciec = superpartner
Relacje między rodzicami są bardzo ważną częścią edukacji, którą przekazujemy potomkom. Najmłodsi obserwują i uczą się powtarzając nasze zachowania. Przenoszą je też później do swoich dorosłych związków.
Odpowiedzialny ojciec z szacunkiem i miłością traktuje matkę swojego dziecka. Akceptuje to, że ma ona prawo do swojego zdania, emocji i przeżyć. Potrafi słuchać ale też rozmawiać o problemach. Jest partnerem w tworzeniu bezpiecznego domu. To idealny model mężczyzny – męża, partnera, ojca... A jak wiemy, nie ma idealnych ludzi. Każdy czasami traci panowanie nad sobą, ale ważne jest, co robi potem. Należy nauczyć się przepraszać, znajdować rozwiązanie bez przemocy psychicznej, szybciej myśleć niż działać, budować tolerancję i ciągle mieć z tyłu głowy, że dziecko jest świadkiem i uczniem naszym słów i czynów.
Przestrzeń do rozwoju
Drodzy Panowie (ale również Panie) - dziecko nie musi być czempionem! Nie musi spełniać naszych ambicji i aspiracji. Nie musi stawać do wyścigu, do którego my nie stanęliśmy. Nie musi być najlepsze i idealne. Powinno za to być szczęśliwe w tym co robi, a także czuć się kochane, akceptowane i wspierane przez nas niezależnie od wyniku. Ważne, byśmy nie zmuszali, a zachęcali, potrafili bić brawo, gdy się uda, i wzmocnić, gdy coś nie wyjdzie. Doceniać nie tylko wygraną, ale również wysiłek i postępy. Powstrzymywać się natomiast od oceniania, które często jest zbyt surowe i krzywdzi potencjał młodego człowieka.
Powinniśmy uwierzyć w nasze dzieci tak jak one uwierzyły w nas, od samego początku. Nie chodzi tu o to, żeby zakładać że dziecko samo wie co dla niego najlepsze. Bo tak nie jest i aby dobrze funkcjonować potrzebuje pewnych ram, wskazówek, zachęty, ukierunkowania, a czasem pomocy. Chodzi tu o to by pozwolić mu samodzielnie myśleć, mieć własne marzenia i cele oraz nie narzucać naszych dorosłych poglądów i wizji. Pozwolić też popełniać błędy i uczyć się na nich, ponieważ zdarzają się każdemu i dzięki właściwemu podejściu mogą stać się prawdziwą trampoliną do samorozwoju a nie, jak to zazwyczaj bywa, porażką i wstydem.
Uczmy synów
- przykładem, by mieli kogo godnie naśladować,
- szacunku do koleżanek, by kiedyś umieli szanować swoje dziewczyny, partnerki, córki,
- że choć ich hormony pragną, to ciało należy do właścicielki, nie do pragnącego,
- że nie muszą się popisywać przed stadem samców, by zwrócić uwagę dziewczyny,
- że fizyczność jest czymś naturalnym, a nie powodem do wyzywania czy żartów,
- że głupim żartem mogą upokarzać i niszczyć godność i życie,
- że męskie jest pomaganie,
- że mają prawo smucić się, płakać, odczuwać emocje,
- że mają prawo do samodzielnego myślenia i własnych błędów
- że męskie jest być mężczyzną, a nie samcem, panem, kochankiem, napastnikiem.
Budujmy dobre nawyki i sposoby myślenia u naszych synów, one wychowają ich na prawdziwych, godnych męskości mężczyzn a później świadomych ojców.
Uczmy córki
- niezależnie ile razy usłyszą od „niego” i świata, co w „Niej” jest nie tak, niech pamięta, że w „Jej” środku mieszka, wartościowa kobieta,
- że jej błędy nie wpływają na poczucie własnej wartości,
- że ma prawo się mylić i zaczynać od nowa,
- że ma prawo mówić otwarcie o swoich marzeniach, bez zamykania się w domu, bo ktoś jej każe,
- że ma prawo wyznaczać największe cele i sięgać po nie,
- że ma prawo być dumna z siebie czy to się komuś podoba czy nie,
- że zasługuje na szacunek i miłość,
- że ma prawo mówić nie jeżeli coś jest niezgodne z jej duszą,
- że ma prawo być szczęśliwa każdego dnia,
- że ma prawo płakać i prawo śmiać się,
- że jej ciało należy do niej i nikt nie ma prawa sięgać po nie dla swojego zadowolenia,
- oraz, że nie musi niczego udowadniać.
Bilans zysków i strat
Co w takim razie zyskują dzieci wychowane przez świadomych ojców i co tracą te, których ojcowie nie angażują się w ich wychowanie?
Może warto zamienić „świadomych ojców”, na świadomych rodziców. Ta świadomość, to podstawa. Kiedy stajemy się biologicznie rodzicami, w niczym to nie czyni z nas rodziców przygotowanych do świadomego wychowania i kształtowania młodego człowieka. Każdy z nas w tym momencie „ląduje” z dotychczasowego życia z inaczej spakowanym plecakiem, a sam fakt posiadania dziecka nie gwarantuje, że nagle wyjmiemy z niego kompetencje rodzicielskie, budowanie relacji, rozumienie i zarządzanie emocjami, umiejętność słuchania, pracę na błędach, empatię. Zwłaszcza, gdy nasz plecak pakowany był w niesprzyjającym środowisku lub rodzinie, w której tego wszystkiego brakowało. Wtedy zaczyna się wojna pozorów i kampania reklamowa naszego rodzicielskiego ego - przecież nikt nie będzie mi mówił, jak mam wychowywać dziecko. I może się okazać, że w obawie przed opiniami sąsiadów czy rodziny, ze świadomego rodzicielstwa, czyli nauki i rozwijania się w byciu rodzicem, zostaje jedynie świadome wyparcie i ukrycie własnych braków mentalnych, co w konsekwencji okaże się brakiem np. poczucia własnej wartości czy bezpieczeństwa dziecka.
Natomiast, kiedy pojawia się świadome rodzicielstwo i tu wróćmy do ojcostwa, to przede wszystkim pojawia się odpowiedzialność (oczywiście tak też jest po stronie kobiet).
Dzieci przede wszystkim zyskują uważność, czyli czas spędzony realnie z dzieckiem, taki razem, a nie przy okazji.
Dzieci zyskują również naturalny autorytet, a nie kogoś, kto udowadnia swoją pozycję w stadzie przez zarządzanie domownikami.
Uczą się, że można być prawdziwym facetem, bawiąc się klockami lub lalkami, co synom pokazuje, że nie muszą być zawsze myśliwymi, a córkom, że ich przyszli partnerzy powinni je szanować i rozumieć, a nie narzucać swój „męski świat”.
I dodałbym jeszcze słowa, które wielokrotnie pojawiają się w mailach od moich młodych czytelników -
„Gdybym miał/a normalne relacje z ojcem, to:
- nie bałbym się budować związków
- nie wstydziłabym się emocji
- nie udawałbym zawsze twardziela
- wierzyłbym w siebie
- nie bałabym się błędów
- umiała kochać siebie
- szanowałbym go i siebie…”
A na koniec parafrazując pytanie, to ważne, co zyskują świadomi ojcowie i rodzice?
Może niewiele… „zyskują” szczęśliwe dzieci.
Warto nad sobą pracować.
Tekst powstał we współpracy z Michałem Zawadką – ekspertem rozwoju mentalnego młodych ludzi i rodzin oraz autorem książek wspierających ten rozwój.