Wskazywanie drogi

"Za każdym dzieckiem, które wierzy w siebie, stoi rodzic, bo uwierzył w nie jako pierwszy" .Matthew L. Jacobson

Człowiek rodzi się z nieznanym, nieprzewidywalnym potencjałem. Kiedy przychodzi na świat to jego prawdziwa twarz nie jest jeszcze znana. Dziecko jest niczym tabula rasa, na której rodzice zapisują swoją religię, filozofię, poglądy... Bo przecież ma ich reprezentować i przejąć po nich spuściznę. Niestety zapisują również swoje lęki, frustracje, pragnienia i niespełnione ambicje. Tak niewiele pozostaje na tej „karcie” miejsca na dziecięce małe plany i marzenia, na potknięcia, na pełną akceptację swojej inności i wyjątkowości.

Drodzy rodzice - pamiętajcie, że pozwolenie dziecku na podążanie własną drogą, przy naszym wsparciu i radzie, zamiast próby ubrania go w „garnitur” naszych oczekiwań – to klucz to stworzenia szczęśliwego człowieka, wierzącego we własne możliwości.

Reklama

To my wskazujemy drogę, niestety często też zabieramy przestrzeń do rozwoju - wymagając, oczekując, nadzorując, ograniczając czy wręcz deprecjonując. A przecież wskazywanie drogi to nic innego jak obdarowanie naszych dzieci uważnością, wiarą w ich możliwości, wsparciem w chwili słabości, zapewnieniem, że popełniane błędy są nauką nie porażką, a własna indywidualność jest czymś co trzeba pielęgnować a nie ukrywać. Przekonanie o byciu ważnym i akceptowanym buduje wiarę we własne możliwości. Młodzi ludzie, wychowywani w ten sposób, w obliczu wyzwań i trudności, dostają wewnętrzny komunikat: dam radę. Dzieje się tak, ponieważ do tej pory wielokrotnie dostawali go z zewnątrz, od swoich bliskich.

Tak więc uwierzmy we własne dzieci, by one mogły wierzyć w siebie.

Dziecko XIX wieku

Reklama

Żyjemy w szalonych czasach wysokich wymagań! Tego co idealne, najlepsze, najszybsze, największe, po prostu naj. Przesadnie wymagający rodzice, funkcjonujący w schematach, kontrolujący, oceniający i porównujący własne dzieci do innych - kształtują jednostki głęboko zalęknione, niepewne siebie, mające poczucie i przeświadczenie własnej niedoskonałości. Dzieci z obniżoną samooceną niemal - każde niepowodzenie biorą na siebie i przypisują sobie wszystko co złe. Młode osoby, które wątpią i źle myślą o sobie - każde własne niedociągnięcie będą widziały w „powiększeniu”, bo przecież nikt im nie powiedział, że błędy są częścią nauki. Wycofane, pozbawione inicjatywy w zabawach i życiu społecznym. Szukające aprobaty u innych, uległe i łatwo poddające się w czynnościach życia codziennego. Nieustannie porównujące się z innymi i niezauważające swoich mocnych stron ani sukcesów. Nieasertywne. W stresujących sytuacjach sparaliżowane lękiem lub wręcz agresywne. Nieufne zarówno w stosunku do siebie jak i do innych.

To smutny obraz dzieci odartych z poczucia własnej wartości… przez nadmierne wymagania oraz umniejszanie ich działań i sukcesów. To one w przyszłości stworzą zalęknione, niepewne siebie społeczeństwo – poruszające się pewnie jedynie w schematach i reagujące agresją na to co nowe i niezrozumiałe. Czy tego chcemy dla własnych dzieci?

Prawo jazdy na rodzica

- Wiem, że w większości jesteśmy w stanie, na co dzień, zrobić dla nich „wszystko”- mówi Michał Zawadka, ekspert relacji z młodzieżą. - Tym bardziej w sytuacjach trudnych, problemowych, a zwłaszcza krytycznych. Jednym z najczęściej wypowiadanych zdań podczas warsztatów z rodzicami czy w Waszych listach jest „Panie Michale, zrobię wszystko, żeby moje dziecko było szczęśliwe”.
Czy na pewno…?
Najczęściej do kontaktu ze mną dochodzi, kiedy jest już ciężko i coś się zawaliło.
Często mówicie” „Moje dziecko boi się wszystkiego, nie radzi sobie z relacjami, poddaje się, nie panuje nad emocjami, nie chce z nami rozmawiać, nie wierzy w siebie”…
Powodów Waszego smutku słyszę wiele. Rozmawiamy, mówicie, a ja słucham, i…
I po ciszy, która dochodzi bardzo głęboko prawie zawsze słychać:
bo to się ciągnie za mną od dziecka
ja sam/a tego nie umiem
mój ojciec/matka…
wychowałem się w takim miejscu
sam nie wierzę w siebie
nikt mnie tego nie uczył…










Tak bardzo kochamy nasze dzieci, że szczęścia chcemy ich uczyć, sami często na nie sobie nie pozwalając, i nie dając sobie szansy. Poczucie winy nic tu nie zmieni, a odbierze jeszcze bardziej możliwość działania. Nie chodzi też o to, żeby się zmotywować i zapomnieć o wszystkim. Jeżeli jedziecie złą drogą, to nie potrzebujecie przyspieszenia, a jak najszybszego zawrócenia i zmiany drogi.

Bo jak chcecie nauczyć je:

  • Relacji, kiedy sami macie z nimi problem?
  • Poznawania nowego, kiedy boicie się popełniania błędów?
  • Poczucia własnej wartości, kiedy żyjecie opiniami innych?
  • Brania odpowiedzialności, kiedy uciekacie przed wyzwaniami?
  • Mówienia odważnie o sobie, kiedy boicie się powiedzieć komuś asertywne „nie”?
  • Marzyć, kiedy ciągle myślicie, co powiedzą inni?
  • Okazywać uczucia, kiedy doświadczaliście ich „pod warunkiem”?

Bez zmian w sobie, przekażecie dziecku tylko swoje bagaże. Najpierw musicie sobie wybaczyć i zaakceptować, bez poczucia winy. Nie ma idealnych rodziców. Wtedy pojawi się przestrzeń na świadome działanie i rozwój. Nikt nas w szkole nie uczył bycia rodzicem, radzenia sobie ze sobą też nie, a przecież egzamin dojrzałości zdajemy każdego dnia, zwłaszcza będąc rodzicem. Jeżeli chcecie dać swojemu dziecku wszystko, żeby było szczęśliwe, to powiem Wam - wystarczy tylko jedno. Dajcie mu siebie… uśmiechniętych, pogodzonych, akceptujących, doceniających i świadomych.

Przejdźmy do działania

Jeżeli chcemy wychowywać wolnego i wierzącego w siebie człowieka, bez przekazywania mu swoich problemów to:

  • po pierwsze - poznajmy siebie, przepracujmy własne braki i bądźmy świadomymi zamiast urażonymi rodzicami z poczuciem winy,
  • po drugie - obok osiągnięć naszych dzieci doceniajmy wykonaną przez nie pracę i proces rozwoju, a także uczmy je mówić o swoich dokonaniach,
  • po trzecie – dzielmy się wiedzą i uczmy jak coś zrobić, jednak pozwólmy decyzję podejmować im samym,
  • po czwarte – wystawiajmy je na małe wyzwania, dostosowane do ich umiejętności i wieku,
  • po piąte – bądźmy obok, wspierajmy, jednak nie wyręczajmy,
  • po szóste – zaniechajmy nadmiernej kontroli, krytyki i porównywania.

Tekst powstał we współpracy z Michałem Zawadką – ekspertem relacji z młodzieżą i autorem książek z zakresu rozwoju osobistego i społecznego dzieci oraz młodzieży.