Wśród pomysłów na politykę prorodzinną pojawiają się hasła, by rodzicom za dzieci dopłacać. Chciałoby tego wielu Polaków. Wśród badanych w sierpniu 2013 r. przez CBOS, 22 proc. wskazało, że do posiadania większej liczby dzieci zachęciłoby ich wypłacanie przez państwo pensji dla matek niepracujących zawodowo. 19 proc. przekonałyby wyższe zasiłki dla rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. 14 proc. jako skuteczny bodziec do posiadania dzieci wskazało becikowe, a 12 proc. – dofinansowanie z budżetu państwa zatrudniania niani.
Liczby pokazują jednak, że becikowe i wysokie zasiłki rodzinne nie pomagają podejmować decyzji o dziecku. Często mają za to wręcz katastrofalny wpływ na rodzinę. Zauważyli to eksperci UNICEF, którzy w raporcie „Dzieci w Polsce” przeanalizowali nagły wzrost liczby rozwodów i separacji w 2005 r. W rodzinach posiadających niepełnoletnie dzieci liczba tych pierwszych wzrosła z 28 tys. w 2002 r. do 45 tys. trzy lata później. Separacji w 2002 r. było zaledwie 1,7 tys., a w 2005 r. – już 9,7 tys.
Powód? W 2004 r. wprowadzono zmianę w ustawie o świadczeniach rodzinnych, dzięki której osoby o niskich dochodach samotnie wychowujące dzieci zyskały prawo do zasiłku rodzinnego. „Z możliwości tej skorzystały przede wszystkim rodziny z dziećmi, co przełożyło się i na wzrost liczby papierowych rozwodów, i na liczbę orzeczonych separacji. W kolejnych latach ustawa została utrzymana, lecz kwota przyznawana rodzicowi uległa zmniejszeniu. To zaś przyczyniło się do ponownego spadku liczby orzeczeń o separację małżeństw posiadających dzieci” – zauważyli eksperci UNICEF.
Podobne wątpliwości budziło becikowe. Ustawa wprowadzająca powszechny zasiłek po urodzeniu dziecka była efektem politycznego targu między LPR a rządzącym wówczas PiS. W kolejnych miesiącach koalicjanci chwalili się skutecznością rozwiązania, a media – prześcigały w wyliczaniu przypadków rodziców, którzy przepijali becikowe.
Reklama
Statystyka pozornie działa na korzyść becikowego: w latach 2008–2010 rodziło się rocznie ok. 415 tys. dzieci. Czyli o 30–60 tys. więcej niż w pozostałych latach okresu 1998–2013. Wyróżniająca się liczba urodzeń nie jest jednak związana z dopłatą. Po pierwsze, w latach 2008–2010 zawarto najwięcej małżeństw od 1990 r. Ponadto wiek 28 lat osiągnęły w tym czasie kobiety z ostatniego wyżu demograficznego z lat 1982–1984, gdy na świat przychodziło rocznie ponad 700 tys. noworodków. A właśnie w tym wieku Polki najczęściej rodzą dzieci.
Reklama
W 2013 r. dostęp do becikowego został ograniczony do tych rodzin, w których dochód na osobę nie przekracza 1922 zł miesięcznie. Mimo to Fundacja Republikańska skrytykowała to świadczenie w swoim raporcie dotyczącym polityki prorodzinnej. Według zespołu, który go przygotowywał, becikowe jest złym pomysłem.
Ze względu na ustalony próg zarobków nie jest świadczeniem powszechnym. Nie wzrasta również wraz z przyjściem na świat kolejnych potomków, nie jest więc dodatkiem progresywnym. Tymczasem – zdaniem autorów – skala wsparcia powinna być uzależniona od liczby dzieci, bo wraz z przyjściem na świat kolejnych sytuacja materialna rodziny się pogarsza. Potwierdzają to liczby. Przeciętny miesięczny dochód rozporządzalny na osobę w rodzinach z dwójką dzieci był w 2011 r. o 23 proc. niższy od tego, którym dysponują rodziny z jednym dzieckiem. W rodzinach z trójką dzieci – o 45 proc. niższy.
Polską politykę prorodzinną autorzy raportu nazywają „chaotyczną”. „Wcale niemałe pieniądze wydawane na pomoc rodzinom giną w chaosie i bezcelowych rozwiązaniach. Z perspektywy zaś średniej, przeciętnej rodziny (a więc małżeństwa z dwójką dzieci, w którym obydwoje rodzice mają pracę, płacą podatki i nie korzystają z żadnych form wsparcia socjalnego), państwo zabiera znacznie więcej, niż oddaje później w formie różnorakich usług i świadczeń” – piszą.
Także demografowie przekonują, że nieprzemyślane dorzucanie pieniędzy do rodzicielskiego garnuszka nie jest dobrym sposobem na zwiększenie liczby dzieci. – Z naszych analiz wynika, że kiedy Polacy zastanawiają się nad liczbą dzieci, stan portfela nigdy nie jest argumentem decydującym. Istotny dla planów prokreacyjnych jest sam fakt posiadania pracy i perspektywa jej zachowania po narodzinach potomstwa – tłumaczy dr Monika Młynarska, demografka z SGH i autorka badań dotyczących dzietności Polaków.
Z cytowanych już badań CBOS wynika, że po pieniądze chętniej wyciągnęliby rękę rodzice gorzej wykształceni. Im wyższe zarobki, tym w sondażu więcej wskazań na inne instrumenty: roczne urlopy rodzicielskie czy pomoc dla młodych małżeństw w uzyskaniu mieszkania. Ledwie kilka procent jako istotną wskazało ulgę podatkową dla rodziców. Tymczasem to od niej Bronisław Komorowski chce zacząć realizować swój program prorodzinny. Do końca obecnej kadencji Sejmu prezydent chce wprowadzenia nowej ulgi na dzieci.
A to nie koniec: rok temu jego kancelaria opublikowała zestaw rekomendacji dla polityków. Najważniejsze obszary, na które zwrócił uwagę, to: wzmocnienie samodzielności rodzin z dziećmi, zapewnienie im łatwiejszego dostępu do mieszkań, a także organizacja i czas pracy przyjazny rodzicom. Prezydenccy eksperci pod kierunkiem prof. Ireny Wóycickiej przypominali o konieczności opracowania lepszego systemu urlopów rodzicielskich i lepszej dostępności instytucji sprawujących opiekę nad dzieckiem do 12. roku życia.
– Dla młodych rodziców słowem kluczem jest stabilność. Zarówno pod względem zatrudnienia, jak i pewności, że będą mogli pogodzić je z wychowaniem dzieci – podsumowuje dr Monika Młynarska.
BĄDŹ CZŁOWIEKIEM, MIEJ DZIECI - o co chodzi w tej akcji? >>>