Teza, że trzeba podbudowywać samoocenę dzieci, prowadziła nie tylko do inflacji nagród i wyróżnień, lecz niekiedy także do sztucznego zawyżania ocen.

Obecnie jednak - jak informuje poniedziałkowy "Washington Post" - coraz więcej nauczycieli stara się ograniczać obsypywanie uczniów pochwałami bez pokrycia i oceniać ich na podstawie rzeczywistych osiągnięć i pracowitości w szkole.

Reklama

Przeciwko sztucznemu wzmacnianiu samooceny uczniów ostrzegało od dawna wielu pedagogów, m.in. obecny wiceprezes Amerykańskiego Stowarzyszenia Nauczycieli (AFT), profesor college'u i imigrant z Polski, Adam Urbański.

W ostatnich latach przybywa badań psychologicznych, które wskazują, że niezasłużone pochwały, którymi w szkołach amerykańskich obsypywano młodzież, nie tylko nie pomagają, lecz wręcz przeszkadzają w motywowaniu do bardziej usilnej nauki.

Jak ustaliła np. psycholog z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii, Carol Dweck, dzieci bezzasadnie chwalone jako inteligentne, częściej niż inne unikają podejmowania trudniejszych zadań z obawy, że niepowodzenie popsuje ich reputację prymusów.

Z badań psychologicznych wynika, że zasłużone pochwały za pilną naukę i podejmowanie ryzyka sprawiają natomiast, iż dzieci nie boją się wyzwań i osiągają większe sukcesy.

Dowodów na takie prawidłowości dostarczają także badania mózgu. U uczniów ciężko pracujących i rozwijających umiejętności szkolne rozwija się więcej silnych połączeń między komórkami układu nerwowego w korze mózgowej.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski