Jak się pani czuje jako jedna z niewielu kobiet na zdominowanej przez mężczyzn scenie kabaretowej?

KATARZYNA PAKOSIŃSKA: Czuję się absolutnie wyróżniona! Poważnie. A dlaczego tak mało kobiet zajmuje się tym, co ja? Na pewno mają sporo racji ci, którzy twierdzą, że kobiety nie lubią się całkowicie odkrywać, być przedmiotem, obiektem drwin… A w kabarecie jest tak, że trzeba zagrać totalną blondynkę, idiotkę, oszpecić się. Trzeba błaznować.

Reklama

A jak wyglądają damsko-męskie relacje w Kabarecie Moralnego Niepokoju? Koledzy traktują panią jak kumpla?

Ależ skąd! Co prawda po tylu spektaklach i kilometrach pokonanych razem w busie już dokładnie wiemy, na co kogo stać, ale przez lata naprawdę się zaprzyjaźniliśmy. A to wyjaśnia wiele niedomówień (śmiech). Stosunki panują więc zdrowe, no prawie. Szanujemy się, a ja mogę liczyć zawsze na pomoc chłopaków, w co wliczyć można także wnoszenie walizek po schodach czy załatwianie mi na obiad ulubionej sałatki greckiej. Choć nie da się ukryć, że czasem w nas coś wstępuje i zachowujemy się jak dzieci (śmiech)!

Reklama

Bywa rockandrollowo?

Jasne. Ale odkąd jestem mamą, skończyło się szaleństwo. Nie mam siły na zarywanie nocy, zresztą chyba nigdy tego nie lubiłam. No, chyba że naprawdę się działo i było świetne wino!

Czerwone czy białe?

Reklama

Zdecydowanie gruzińskie! Najlepiej na miejscu, w Tbilisi.

Zabrzmiało tajemniczo

Bo i historia jest trochę jak z bajki. To wyjaśnię. Przeżyłam ostatnio spore życiowe rozczarowanie. W formie małej autoterapii zaczęłam wracać w myślach do czasów, kiedy byłam nastolatką i występowałam w zespole folklorystycznym. Często wyjeżdżaliśmy zagranicę. I tak trafiłam do Gruzji. Poznałam chłopaka, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia z wzajemnością. Pierwsza Miłość. Niedawno postanowiłam polecieć do Tbilisi i odnaleźć go. Choć to brzmi wręcz nieprawdopodobnie, udało mi się! Od razu wróciły wspomnienia, odnowiliśmy naszą przyjaźń. Teraz jestem w Gruzji najczęściej, jak tylko mogę, czasami nawet co miesiąc.

Pani Kasiu, wróciła pani do Gruzji, a czy możemy się spodziewać powrotu do filmu? Niedawno zagrała pani epizod w „Niani”.

Przyjęłam to zaproszenie, bo bardzo dobrze znam się z Agnieszką Dygant i miałam chętkę na zawodowe spotkanie. Ale też trochę na zasadzie: "To ci dopiero wyzwanie". Dostałam bowiem rolę milczącej psychoterapeutki, której zabroniono się uśmiechać. Było ciężko, ale dałam radę.

Ma pani na koncie role kinowe, telewizyjne i teatralne. Dzięki kabaretowi stała się pani popularna, ale czy nie szkoda tej bardziej poważnej kariery aktorskiej?

Nie, bo moja poważna "kariera", jak się pan wyraził, była absolutnie niezaplanowana. Zaczynałam naukę w liceum plastycznym. I ta grzeczna, cicha dziewczyna miała później pójść na grafikę i ilustrować książeczki dla dzieci. Ale że tak naprawdę byłam niespokojnym duchem, pisałam jakieś "sztuczki", w których naturalnie sama się obsadzałam, podpuścili mnie, żebym zdawała do szkoły teatralnej. I choć nawet za drugim razem ten egzamin zdałam, to w końcu wylądowałam na polonistyce. Przyznaję jednak, że scena pociągała mnie, i to bardzo, ale wybrałam inaczej. Pamiętam dzień, kiedy miałam casting do dużej produkcji filmowej, a równolegle zaproszenie na pierwszą próbę Kabaretu Moralnego Niepokoju. Wybrałam intuicyjnie i, mam wrażenie, że był to dobry wybór.

Kiedy on się narodził?

Tak naprawdę nie pamiętam ani tego, kiedy się narodził, ani kiedy mnie prześcignął. A wziął się pewnie z tego, że zawsze byłam wesołą osobą. Lubiłam się śmiać, co chyba jest rodzinne. Bo mama i babcia też się śmieją często i głośno, wręcz operowo. Ale ja to już przegięłam. Boję się o moją córkę, która też idzie w niedobrym kierunku. Natomiast zatrważają mnie pytania, kiedy nauczyłam się tego śmiechu, bo ja się jego nie uczyłam, on zawsze był we mnie.

Ten pani firmowy śmiech pojawił się również w reklamie wody mineralnej.

Miałam różne propozycje! Pierwsze były zupki. Może ktoś dowiedział się, że lubię jeść. Natomiast na reklamę wody zgodziliśmy się, bo skusiła nas współpraca z reżyserem Maciejem Dejczerem, muzyka Włodzimierza Korcza, no i oczywiście masa pieniędzy! (śmiech)

Kabaret, telewizja… Sporo tego, a przecież przede wszystkim jest pani mamą trzyipółletniej Majki. Znajduje pani czas dla córki? Bycie mamą to najwspanialsza rzecz, jaka mnie spotkała! To radość nie do opisania! Mówię pewnie jakieś straszne banały, ale jakby mnie ktoś zapytał, czego w życiu żałuję, to tylko tego, że mam za mało dzieci. Na pewno ciężko mi teraz pracować, dlatego żyję z notatnikiem w ręce. Na szczęście życie mi na tyle pomaga, że mieszkam blisko mamy, taty i teściów… Myślę, że nie umknął mi żaden ważny moment w życiu córki, że nie zawiodłam jej. Choć czasami było ciężko. Bardzo wytrwale karmiłam piersią, co przy moim zawodzie wymagało ode mnie stawania na rzęsach. Bywało, że ściągałam pokarm w samolocie, a potem wysyłałam go kurierem.

Co Maja wyssała z mlekiem matki?

Jak to co? Humor oczywiście! I wielkie, błyszczące, zielone oczy. Zawsze rozbraja mnie swoim ulubionym pytaniem: "Mamusiu, opowiedz mi o swojej pracy i o mnie".

MINIINFO

  • data urodzenia 9 kwietnia 1972 r.
  • miejsce urodzenia Milanówek k. Warszawy
  • znak zodiaku Baran n stan cywilny mężatka
  • dzieci Maja (ur. 26 grudnia 2003 r.)
  • edukacja Liceum Plastyczne, Szkoła Teatralna, studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim
  • role "Deborah", "Łóżko Wierszynina", "Boża podszewka", "Badziewiakowie", "Niania"
  • hobby Gruzja oraz muzyka, książka, wino i śpiew