Podczas tego "robienia nic" zrobiłbym wszystko, na co jak dotychczas nie miałem czasu, czyli remonty i porządki. Należę do facetów, którzy lubią zajmować się domem. I przyznam nieskromnie, że mam zadatki na "złotą rączkę". Ostatnio całe popołudnie instalowałem światła balkonowe. Zresztą lista rzeczy do zrobienia jest długa. A realizowanie jej zajęłoby mi pewnie kilka sobót i niedziel.

W taki domowy weekend wstałbym wcześnie, ale bez przesady - 8.00, może 9.00? Bo szkoda marnować czas. Zacząłbym od skoku po bułki i dużego śniadania. Kiedy byłoby gotowe, obudziłbym żonę i posadził przy moim stole, z którego jestem bardzo dumny. Ten XIX-wieczny mebel plus ludwikowskie krzesła pochodzą z Allegro. No, nie są to antyki, tylko zwyczajne starocie, ale idealnie pasują do naszego nowoczesnego mieszkania. Nadają mu ciepło i klimat. Aż wstyd przyznać, ale przez rok jedliśmy na kanapie. Wspomnę jeszcze, że te internetowe zakupy robiłem po kilku lampkach wina i przyznam, że trochę się bałem momentu, kiedy zobaczę te cuda. Ale okazało się, że mogę sobie ufać. A projektowanie wnętrz to moje hobby.

Na naszym śniadaniowym stole znalazłoby się wszystko to, co wiosna daje. Nie zabrakłoby też parówek i kiełbasek. Oboje z żoną lubimy zjeść coś konkretnego. Karolina - mimo e jest modelką - je to samo, co ja. Nie ma żadnego chorobliwego dbania o linię, wyszukanych diet. Muszę przyznać, że jest szczęśliwą osobą - taka przemiana materii przy jej zawodzie to fart. Jeśli doliczyć do tego gotującego męża, to szczęście podwójne.

Nieodłącznym rytuałem przy śniadaniu jest czytanie gazet, więc idealny weekend nie mógłby się bez tego obyć. Po śniadaniu warto byłoby się ruszyć i iść na siłownię. Przyznaję, jestem szczęśliwym posiadaczem karnetu, ale nic z tego nie wynika. Zamierzone dwa razy w tygodniu zrealizowałem dwa miesiące temu. Ale w wymarzony weekend spędziłbym tam co najmniej dwie godziny. Trochę joggingu, ćwiczeń siłowych, rozciągających. Potem basen, sauna, na koniec jacuzzi.

W drodze do domu zahaczyłbym o sklep z rzeczami do ogrodu. Kupiłbym kwiaty na taras. Bo na ogródek jesteśmy jeszcze za młodzi. Na razie mamy tylko dwie tuje. Ale marzą mi się jeszcze co najmniej dwa gatunki traw i kwiaty, których kolory byłoby widać po drugiej stronie ulicy.

Właśnie przypomniało mi się, że niedawno kupiłem czarną farbę do moich "antyków". Pomalowałbym więc je wszystkie, namawiając do tego Karolinę. A to nie jest łatwe. Ale miło robić coś wspólnie. Po tym wysiłku chyba nie bawiłbym się już w kucharza. Myślę, że zamówilibyśmy jedzenie na wynos. Koło nas jest knajpa arabska i można w niej dostać wspaniałe rzeczy.

Wieczorem kino. Nie! Lepiej wziąć filmy na DVD i przy butelce dobrego wina (niestety, moja żona w ogóle nie pije alkoholu) oglądać je do późnej nocy. A prawda jest taka, że zwykle przy którymś zasypiam. Potem wstaję i cofam. Oglądam. Znowu zasypiam. Kończę następnego dnia.

W niedzielę obowiązkowo spacer. Mieszkam w Warszawie dopiero siedem lat i jest wiele miejsc, których nie znam. Bo skąd, skoro ciągle pracuję? Pochodzilibyśmy po warszawskiej Pradze, dzielnicy, która nie cieszy się dobrą reputacją. Ale zamieszkaliśmy tu. I mamy poczucie, że tworzymy tę nową Pragę. Przenoszą się tu artyści, intelektualiści. Powstają galerie i knajpki. Praga to kawał ładnej architektury. I przyznam, że nawet dogaduję się z ludźmi, którzy żyją tu z dziada pradziada.

Niedzielny obiad zjadłbym dla odmiany we własnej knajpie, która nazywa się "Mleko" i mieści się na Hożej 50. Zaprosiłbym też znajomych, bo co może być przyjemniejszego niż obiad z przyjaciółmi? A może przenieślibyśmy się potem do nas, na Pragę, i ucięli partyjkę kart przy moim nowym stole? Przecież nie ma jak w domu.

NAJLEPSZE WEDŁUG OLIVIERA JANIAKA


W sobotę rano zakupy w sklepie ogrodniczym. Malowanie i majsterkowanie. Dobre kino przy dobrym winie. W niedzielę spacer po warszawskiej Pradze, potem karty ze znajomymi.


















Reklama