Wirus KHV spowodował śnięcia karpi w stawach hodowlanych na Lubelszczyźnie. Straty jednego z największych gospodarstw rybackich, gdzie wirus zabił ponad 90 proc. ryb, sięgają 4 mln zł. Jego właściciel zapowiada walkę o odszkodowanie w sądzie.Wirus KHV nie przenosi się na człowieka; nie zagraża też ptakom, które zjadają ryby, ale to właśnie ptactwo jest głównym roznosicielem wirusa na inne stawy. "Na tę chorobę nie ma obecnie lekarstwa" - powiedział PAP wojewódzki lekarz weterynarii w Lublinie Jerzy Zarzeczny.

Reklama

Wirus atakuje karpie i rybki akwariowe, ale nie zawsze prowadzi do ich śmierci. Jak wynika z ustaleń lubelskiego inspektoratu weterynarii, w latach 2009 i 2010 w województwie lubelskim było po sześć ognisk tej choroby, ale tylko w jednym przypadku w 2010 r. zanotowano śnięcia ryb. W 2011 r. na pięć rozpoznanych ognisk w dwóch przypadkach doszło do śnięcia.

Najbardziej dotkliwe skutki rozprzestrzeniania się choroby u karpi odczuło jedno z największych w Polsce gospodarstw rybackich "Polesie" w Sosnowicy na Lubelszczyźnie, którego stawy zajmują 700 hektarów powierzchni.

Prezes "Polesia" Andrzej Armaciński powiedział PAP, że według szacunków wirus zabił ponad 90 proc. całej hodowli karpia. W sumie zebrano ponad 122 ton śniętych ryb, a ich utylizacja kosztowała gospodarstwo ponad 35 tys. zł. Łącznie straty szacowane są na 4 mln zł. Śnięcia karpi w "Polesiu" zaczęły się w czerwcu. "Z gospodarstwa, które jeszcze niedawno było nagradzane jako najlepsze w kraju, w ciągu kilku miesięcy stanęliśmy na krawędzi bankructwa. 10 osobom z 21-osobowej załogi już musiałem wypowiedzieć umowy o pracę" - powiedział Armaciński.

Reklama

Armaciński jest rozgoryczony tym, że choć odwiedził wielu urzędów, nigdzie nie otrzymał pomocy. Na odbudowę hodowli potrzebuje ok. 1,5 mln zł. "Najgorsze jest to, że nie ma możliwości zaciągnięcia kredytu preferencyjnego na wznowienie produkcji. Rolnicy mają takie możliwości, dla rybaków nie ma nic. To jest niesprawiedliwe" - powiedział.

Choroba karpi znajduje się na liście chorób zwalczanych z urzędu, pod nadzorem inspekcji weterynaryjnej. Jednak za jej zwalczanie i poniesione z tego powodu straty właścicielowi "Polesia" nie przysługuje odszkodowanie.

Jak tłumaczy Zarzeczny, sposób postępowania w poszczególnych przypadkach chorób wśród zwierząt reguluje rozporządzenie ministra rolnictwa. Odszkodowanie z budżetu państwa przysługuje hodowcom wtedy, gdy zwalczanie chorób zakaźnych związane jest z wybiciem całego stada, a zwierzęta są poddane ubojowi z nakazu weterynarii. W przypadku choroby karpi - ponieważ wirus nie zagraża ludziom - ubój wszystkich ryb nie ma zastosowania. Dopuszczalne jest odławianie i sprzedawanie karpi, które osiągnęły rozmiary handlowe, natomiast śnięte należy utylizować.

Reklama

"W świetle obowiązującego prawa nie można zastosować nakazu uboju i w związku z tym nie należy się odszkodowanie" - dodał Zarzeczny.

Armaciński uważa, że to niesprawiedliwe i zapowiada, że po dokładnym oszacowaniu strat skieruje sprawę do sądu, gdzie będzie walczył o odszkodowanie. "Ja tej choroby nie przyniosłem, tak jak nie przynosi się powodzi, huraganu czy gradobicia" - powiedział. Jego zdaniem rybacy powinni mieć prawo w takich sytuacjach do otrzymywania wsparcia, tak jak rolnicy w przypadkach, gdy ich uprawy są niszczone przez różne żywioły.