Marta Jarosz: Czy nie dość już powiedziano i napisano o seksie? Po co kolejna książka na ten temat? Co jest w niej innego, nowego? Dla kogo ona jest?

Justyna Majewska: To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie może się pojawić na początku rozmowy, ale na szczęście w naszym przypadku odpowiedź na nie jest dość prosta. Pomysł pojawił się jakoś dwa dni po tym, jak się pierwszy raz spotkałyśmy. Z rozmowy szybko wynikło, że obie czujemy, iż jest zapotrzebowanie na poruszenie pewnych kwestii związanych z seksem – takich, które bardzo ludzi interesują i są ważne, ale żeby je zgłębić, nie trzeba od razu iść do seksuologa…

Anna Golan: Ja uświadomiłam to sobie, obserwując zachowania ludzi, których spotykam na polu prywatnym. To jest trochę tak jak wtedy, gdy ma się w rodzinie lub wśród znajomych dermatologa i kiedy ktoś go poznaje pyta, czy nie mógłby spojrzeć na jego znamię, albo obejrzeć wyprysku, który właśnie pojawił się na czole. Z seksuologiem jest tak samo. Kiedy spotykam nowych ludzi, bardzo często proszą mnie o radę – nie wprost; bywa, że niby w czyimś imieniu, ale i tak wiadomo, o co naprawdę chodzi. To, co chciałabym podkreślić w kontekście „przeznaczenia” naszej książki to to, że nie jest to na pewno poradnik dla poszukujących wiedzy o technikach seksualnych. To raczej kompendium szeroko pojętej seksualności – wszystkiego tego, co pozwala zrozumieć siebie, swoje oczekiwania i potrzeby w tym zakresie, a w efekcie wieść możliwie najbardziej satysfakcjonujące życie seksualne.

Skoro z rozmów właśnie wziął się pomysł na książkę, to czy Polacy umieją rozmawiać o seksie? Nie chodzi mi tylko o negatywny kontekst – poszukiwanie rozwiązań problemów, ale również o ten pozytywny – radosny?

AG: Dużo w tej kwestii się zmieniło w ostatnim czasie i wciąż się zmienia, ale wiele jeszcze nam brakuje do pełnej otwartości w tym temacie. W dodatku wciąż dość powszechne, a niekoniecznie pozytywne, jest mówienie o seksie w taki sposób, który negatywnie wartościuje tę sferę życia. Jaskrawy przykład takiego działania to nazwanie kobiet biorących udział w protestach przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego „agresywnymi kurewkami” – kilka dni temu zrobił to znany prawicowy publicysta. W drugą stronę również to działa. O mężczyznach, którzy nie popierają strajków, mówi się, że mają syndrom małego penisa. Taka narracja nie buduje niczego dobrego…

JM: Ja dodałabym jeszcze, że Polakom brakuje nauczycieli mówienia o seksie. Ciągle nie bardzo mamy gdzie nabywać umiejętności w tym zakresie, bo z rodzicami zwykle jakoś ciężko to przychodzi, a inne wartościowe „źródła” trudno znaleźć.

AG: I jeszcze jedna ważna rzecz: za często w myśleniu Polaków o sobie jako ludzi aktywnych seksualnie pojawia się pojęcie normalności i pytanie „czy ja aby jestem normalny?”. Wielokrotnie zaskakuje mnie to, w jakich kontekstach ludzie je stawiają! Zupełnie tak jakby wszystko co seksualne, wymagało tego rodzaju weryfikacji. A tak nie jest!

Czy problemy, z którymi Polacy przychodzą do seksuologów, różnią się od problemów ludzi innych nacji, czy raczej są podobne?

AG: Zasadniczo wszystkie te problemy dzieli się na dwa rodzaje: takie, które wiążą się w jakiś sposób ze sprawnością i technikami seksualnymi oraz takie, które można nazwać kulturowymi. Jeśli chodzi o te pierwsze, Polacy nie są inni od obcokrajowców. Borykają się ze zbyt szybkimi orgazmami, niedopasowaniem temperamentów, czy kompleksami związanymi z budową anatomiczną narządów płciowych. Różnice pojawiają się w tej drugiej sferze – tam, gdzie chodzi o sposoby wyrażania zainteresowania, nawiązywanie relacji, rozbudzanie pożądania. Właśnie w związku z tym stwierdziłabym, że Polacy są jeszcze ciągle mało sensualni. Nie wiedzą, co mogą czerpać ze zmysłów, jak je wykorzystywać, jak się nimi bawić i jak używać bodźców w dostarczaniu przyjemności sobie oraz partnerowi.

JM: A ja uważam, że to nie lokalizacja miejsca na mapie jest najważniejsza dla tego, z czym się borykamy w sferze seksualności, ale system wartości, w którym się wychowaliśmy, rodzina, w której wyrośliśmy. Na jednym piętrze w kamienicy, „drzwi w drzwi” mogą mieszkać ludzie bardzo konserwatywni i bardzo liberalni, którzy będą zupełnie inaczej kształtowali swoje dzieci. Kiedy one dorosną, będą budowały swoje życie seksualne, czerpiąc z zasobów, które otrzymały w domach - determinantów określonych zachowań, a więc także ich skutków i konsekwencji.

Historie „z życia wzięte” opisane w książce, szczególnie te przedstawione w rozdziałach o nawiązywaniu znajomości, o „tożsamości płci” w związku, w większości zaprzeczają popularnym stereotypom. To znaczy: okazuje się, że to, co niestereotypowe, może świetnie działać. Naprawdę tak jest?

AG: Kiedy pisałyśmy książkę, w ogóle nie zależało nam na obalaniu stereotypów, ale rzeczywiście niektóre jej fragmenty można tak odbierać. Należy jednak pamiętać, że stereotyp jest ostatnią rzeczą, jaką należy się kierować, wchodząc w relację z partnerem i budując ją. Najważniejsze jest uświadomienie sobie tego jakim się jest, czego pragnie dla siebie i czego oczekuje od drugiej strony w związku. No i oczywiście, aby próbować zbudować coś satysfakcjonującego, należy uwzględnić jako tak samo ważne „zapotrzebowania” tej drugiej strony…

JM: A odnośnie do stereotypów, to warto zawsze pamiętać, że każdy taki „wzorzec” jest tylko jedną z opcji, a nie jedyną słuszną. Tę właściwą budują oboje partnerzy „na wyłączność”, bo tylko oni wiedzą, co jest dla nich najlepsze. Tak to powinno działać!

AG: Duża część par, z którymi się spotykam to takie duety, w których, jak to nazywam, ciężar odpowiedzialności finansowej w związku przechyla się na stronę kobiety lub jest rozłożony co najmniej po połowie na oboje partnerów. W tym wypadku nie ma miejsca na tradycyjny podział ról. Kobieta tak obciążona obowiązkami zawodowymi, gdy weźmie jeszcze na siebie większość tych domowych i związanych z wychowaniem dzieci, nie będzie mieć przestrzeni dla siebie. Łatwiej wtedy o zmęczenie i frustrację niż kontakt z własnymi potrzebami seksualnymi. Takie pary muszą wypracować własny model, który sprawdzi się u nich.

Jaką zmianę w zachowaniach seksualności Polaków w ostatnim czasie uznałyby Panie za najważniejszą?

JM: Przybywa kobiet pewnych siebie, niezależnych, samowystarczalnych, czasami nawet zastępujących mężczyzn na niektórych polach. Ktoś może powiedzieć „męskich”. Żeby było jasne: nie oceniam tego negatywnie, ale naiwne byłoby myślenie, że tego typu prawidłowość pozostaje bez wpływu na relacje damsko-męskie. Mężczyźni – mniej lub bardziej - zaczynają się wycofywać z obszarów, które dotychczas były dla nich zarezerwowane, mięknąć, bo najzwyczajniej w świecie dla obu płci nie starcza tam miejsca i ktoś musi odpuścić… Ważne jednak, że to tylko moja opinia i obserwacja. Tak ja rozumiem kobiecość i męskość i tak ją odbieram.

AG: Każdy z nas ma w tym temacie jakiś wyobrażenia. Kiedy coś nie zgadza się z twoim wyobrażeniem kobiecości, możesz stwierdzić, że jest niekobiece. Ale to twoje odczucie, nie ma to wiele wspólnego z seksuologią. Poruszamy ten temat w książce. Ja natomiast mam inną obserwację: rosną oczekiwania związane z życiem seksualnym i spada zadowolenie z ich spełnienia. Chcemy efektu WOW, a okoliczności sprawiają, że bardzo trudno go osiągnąć – bo przeciążenie pracą, bo siedzący tryb życia, bo oczekiwania zbyt wygórowane. Rośnie frustracja. Seks staje się trudnym tematem, aż wreszcie powoli, po cichu umiera…

Czy da się w ogóle tworzyć związek bez seksu?

AG: Jeśli obie strony by to akceptowały, to tak. Pytanie jeszcze, co to znaczy „bez seksu”? Dla niektórych będzie to równoznaczne z brakiem stosunków, a dla innych nie. Znam wiele par, które latami nie miały pełnych zbliżeń, ale miały pieszczoty i wcale nie mówiły, że nie uprawiają seksu. Najczęściej jednak jest tak, że jeśli seks w związku był i nagle, lub nie nagle, znika, to jest to problem. Rzadko bowiem obie strony równocześnie akceptują taką sytuację. Zwykle komuś to przeszkadza…

JM: Myślę, że gdyby w związku nigdy miało nie być seksu, to trafniej byłoby nazwać ten związek przyjaźnią. Jeśli natomiast namiętność między partnerami była i z jakiegoś powodu wygasła lub nie może być realizowana – np. w przypadku choroby – a oni mimo to czują bliskość, to nie można tego uznawać za jednoznaczny koniec związku. Wcale tak nie musi być!

Czy istnieje jakiś prosty sposób – nie mówię, że uniwersalny, ale do wypróbowania przez każdego – na to, aby cieszyć się udanym życiem seksualnym?

AG: Uniwersalnego sposobu nie ma, ale można się postarać o spełnienie kilku warunków, które mogą być w tym pomocne. Przede wszystkim powiedziałabym, że nie ma drogi na skróty. Oczywiście trzeba być zdrowym fizycznie, mieć poczucie szczęścia, dobrze czuć się ze sobą, ze swoim ciałem i być pogodzonym ze swoją seksualnością. Czasami jest to tzw. sztuka możliwego. W życiu mogą przyjść różne momenty. Na przykład można mieć przerwę między związkami. Jeśli w takiej sytuacji seksualność traktuje się jako naturalną część życia, to pozostaje się aktywnym seksualnie. Można zaspokajać się samemu lub po prostu mieć partnera seksualnego, który nie jest partnerem życiowym. I to jest w porządku. Trzeba tylko wiedzieć, czego chcemy, z czym nam będzie dobrze. Ważne jest też to, że aby cieszyć się seksem, trzeba brać pod uwagę również jego emocjonalny składnik. Krótko mówiąc: być w zgodzie z tym, co się dzieje też w sferze przeżyć, emocjonalnych skutków, które mogą się pojawić w danych sytuacjach.

Tak się akurat złożyło, że nasza rozmowa odbywa się dosłownie ze strajkami kobiet w tle… Odnośnie do aktualnego klimatu społeczno-politycznego w Polsce: czy on sprzyja życiu seksualnemu, czy raczej je hamuje?

AG: Moim zdaniem to, co się dzieje, może zwiększać lęk przed zajściem w ciążę. Szczególnie, że żyjemy w czasach, gdy kobiety rodzą dzieci coraz później, a to ogólnie zwiększa ryzyko wad płodu.

JM: A ja widzę to nieco inaczej. Nie sądzę, żeby ludzie bardzo wyraźnie uzależniali swoją aktywność seksualną od wyroków Trybunału Konstytucyjnego czy tego, co się dzieje na ulicach. A jeśli już, to owszem, ale seks może służyć raczej jako środek rozładowania napięcia, emocji, stresu. W takich chwilach szczególnie potrzeba przecież relaksu i odprężenia, a seks tak właśnie działa.

AG Tak. Stres może wzmagać napięcie seksualne, ale tylko u części osób. Większość z nas potrzebuje jednak mieć czas i wolną od zmartwień głowę.

Okładka książki "To tylko seks?" / Materiały prasowe

Powracając jeszcze na chwilę do kwestii mówienia o seksie: jak o nim nie mówić – na różnych etapach życia – żeby wspierać umiejętność budowania udanego życia w tej sferze?

AG: Przede wszystkim mówić tak, żeby nie zawstydzać – zarówno wtedy, gdy z pytaniem przychodzi dziecko, jak i wtedy gdy partner wyznaje jakieś swoje pragnienia. Mówić ze świadomością swoich słów, tzn. nie obrażać. Nie mówić w sposób wymagająco-oceniający. Więcej uwagi poświęca się temu tematowi w kontekście komunikatów kierowanych do kobiet, ale mężczyźni są tak samo wrażliwi i ich też można skrzywdzić zbyt ostrymi przekazami. O co konkretnie chodzi? Na przykład o to, że kobietom zdarza się ulegać stereotypowi mężczyzny zawsze gotowego do stosunku, mającego erekcję na zawołanie i kochającego się godzinami. Jeśli partnerka nieumiejętnie zwerbalizuje takie oczekiwania, mężczyzna zamiast stanąć na wysokości zadania, może się przestraszyć...

JM: Mam do dodania tylko jedno zdanie: trzeba w ogóle rozmawiać!

No właśnie…! A atawistyczny „czuj” w tym zakresie nie wystarczy…? Są przecież tacy, którzy uważają, że o seksie się nie mówi, tylko go uprawia, bo każdy wie, co i jak…

AG: Niestety, takie podejście może wyprowadzić na manowce, bo z nim wiąże się często przekonanie, że w sferze seksu wszystko powinno być spontaniczne, instynktowne, broń Boże, nie planowane i nie inscenizowane. A w realnym życiu często okazuje się, że to niewykonalne – szczególnie, jeśli np. para ma dwoje dzieci, ogrom zajęć i właściwie zero wolnego czasu. W takim wypadku jeśli partnerzy nie porozmawiają o swojej bliskości i nie „włożą” jej do swoich grafików, ona się po prostu nie wydarzy! Warto przy tym dodać, że ta rozmowa może mieć bardzo różne oblicza. Nie musi być tak, że siada się naprzeciw siebie i bierze partnera w krzyżowy ogień pytań, a potem role się odwracają. Często to się dzieje przy okazji, między słowami. Zwykłe wspólne obejrzenie filmu ze sceną erotyczną bywa takim wyzwalaczem tematu i działa naprawdę niesamowicie. Krótko mówiąc: czuj czujem, ale rozmawiać zawsze warto.

Dziękuję za rozmowę.

Anna Golan - psycholog i seksuolog kliniczny. Ma certyfikat Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Od kilkunastu lat pracuje z osobami w trudnych sytuacjach życiowych, uwikłanymi w niesatysfakcjonujące związki, z osobami, które pragną wyzwolić się z narzucanych sobie ograniczeń i cieszyć się intymnością. Prowadzi terapie indywidualne oraz terapie par i małżeństw. Współpracowała z organizacjami pozarządowymi, gdzie zajmowała się między innymi edukacją na temat HIV i AIDS.
Justyna Majewska - kilkanaście lat pracowała jako reporter, prezenter i wydawca w największych polskich stacjach telewizyjnych i radiowych. Jest autorką wielu reportaży, lektorem, redaktorem książek, PR-owcem.. Studiowała filozofię, bo lubi rozumieć oraz analizę bezpieczeństwa i zagrożeń terrorystycznych, bo nie lubi się bać.