Marta Jarosz: Z czym kojarzą się Pani wakacje?

Joanna Kurowska: Z oderwaniem od wszystkiego co codzienne, ze zmianą klimatu, z niemyśleniem o tym, co zwykle mnie zajmuje…

Odpoczywa Pani wtedy, gdy większość Polaków, czyli w lipcu i sierpniu, czy może w mniej standardowych porach roku?

Ze względu na specyficzny zawód, który wykonuję, nie mogę liczyć na to, że zawsze będę miała wolne latem. U mnie wszystko zależy od tego, kiedy akurat produkcja będzie miała pieniądze na zrealizowanie projektu, w którym biorę udział. Moja praca jest trochę z doskoku, więc odpoczywam wtedy, gdy akurat zawodowo nie dzieje się nic lub dzieje się mniej. Czasami to jest w lutym, czasami w sierpniu. Teraz na przykład jestem w takiej sytuacji, że już miałam być na planie serialu, a zostało to przełożone, bo nie zrobiono peruki dla jednego z aktorów i wszystko się obsunęło.

Reklama

Konkretnie w tym roku jest Pani już po urlopie, czy jeszcze przed nim?

Na razie udało mi spędzić tydzień w hotelu Słoneczny Zdrój w Busku-Zdroju, z czego bardzo się cieszę, bo nie tylko tu odpoczywam, ale też korzystam z zabiegów medycznych, które bardzo mi się przydadzą.

Ma Pani jakieś szczególne dolegliwości, których chce się pozbyć?

Reklama

Każdy ma jakieś dolegliwości. Nie ma ludzi zdrowych, są tylko nieprzebadani. Ja walczę przede wszystkim ze skutkami stresu, o który w moim zawodzie nietrudno. Uwielbiam na przykład taki zabieg, w którym specjalny wałek uderza w określone partie ciała, co powoduje, że rozluźniane są niedostępne w inny sposób partie mięśni. Chwalę sobie też pracę z fizjoterapeutami, którzy opracowują dla mnie zestawy ćwiczeń do samodzielnego wykonywania.

Jest Pani na tyle sumienna, że naprawdę pracuje sama nad ciałem w domu?

Jestem! Wiem, że wielu ludzi ma z tym problem, ale nie ja. Jeśli mam świadomość, że coś mi pomoże, na pewno będę to robić.

Czy z wiekiem zmienił się Pani ulubiony sposób wypoczywania?

Tak, odpoczywam mądrzej. Kiedyś to było tylko leżenie na piasku i gapienie się w niebo. Dziś wiem, że o wiele lepsze jest aktywne spędzanie czasu i tak właśnie organizuję urlop. Ćwiczę, jeżdżę na rowerze, funduję ciału to, czego na co dzień pewnie mu trochę brakuje – również odrobinę luksusu, na przykład w postaci zabiegów SPA. Taki urlop relaksuje mnie o wiele lepiej niż bezruch i pasywność.

Wypoczywa Pani z córką, czy raczej sama?

Córka ma już 16 lat, więc coraz mniej chętnie spędza ze mną czas, choć ciągle bardzo lubimy być razem i zawsze planujemy wakacje tak, aby ich część spędzić wspólnie. Szanuję też jednak to, że ona ma już swoje życie, przyjaciół, aktywności, do których ja nie pasuję.

Ma Pani z nią dobry kontakt?

Na razie, odpukać, tak, bardzo dobry. Oczywiście, że jak każda nastolatka ona też trochę się buntuje, ale to nie są żadne poważne konflikty i problemy wychowawcze.

Czy to, że po śmierci męża wychowuje ją Pani samotnie, zacieśniło Wasze relacje?

Nie wiem, czy zacieśniło, bo zawsze byłyśmy blisko, ale mam świadomość, że strata ojca na pewno była dla córki bardzo bolesnym doświadczeniem i dlatego staram się robić wszystko, co mogę, aby jak najmniej dotkliwie odczuwała jego skutki. Na pewno też popełniam błędy – jak każdy rodzic – ale naprawdę się staram, a mimo to nie mogę mieć pewności, że przeżycia, które ją dotknęły, nie dadzą o sobie znać – w negatywnym tego słowa znaczeniu – za jakiś czas.

Co jest najtrudniejsze w byciu samotną mamą?

Na pewno odpowiedzialność, której nie można z nikim podzielić w taki sposób, jak dzieliło się z ojcem dziecka…

Na kogo może Pani liczyć w kryzysowych sytuacjach?

Niestety nie na mamę, bo jest już mocno chora, ani nie na rodzinę, bo mieszka daleko. Bliscy oczywiście wspierają mnie w miarę możliwości, ale kiedy coś dzieje się tu i teraz i potrzebuję doraźnej pomocy, mam przyjaciół. Zawsze mogę liczyć przede wszystkim na matkę chrzestną mojej córki – wspaniałą Agatę Młynarską, która już wielokrotnie mnie ratowała z opresji. Reszty bliskich mi osób nie będę wymieniać z imienia i nazwiska, bo mam to szczęście, że jest ich naprawdę wiele. Przyjaciele sprawiają, że życie staje się lepsze.

A myśli Pani, że samotnym matkom należy się jakaś szczególna pomoc państwa?

Na pewno, ale ja na nią nie liczę. Zawsze ciężko pracowałam na to, co miałam i nie czekałam na mannę z nieba.

A jak Pani ogólnie ocenia sytuację kobiet w Polsce? Mamy równouprawnienie? Jesteśmy doceniane tak jak mężczyźni?

Z jednej strony wyraźnie widać, że kobiety znaczą coraz więcej – chociażby na rynku pracy, gdzie zajmują już wcale niemało menadżerskich stanowisk i dostają za to należne wynagrodzenie. Wiele z nas z sukcesem łączy karierę i życie rodzinne, a także pasje. Z drugiej strony jednak, jeśli spojrzeć ogólnie na sytuację Polek, nie da się nie zauważyć, że ciągle gorzej zarabiamy, ciągle jesteśmy obiektem niewybrednych seksistowskich żartów i ciągle nie docenia się naszego potencjału. No i to podejście do moralność płci! Mężczyzna zaliczający kolejne partnerki to zdobywca i bohater – kobieta poszukująca faceta to latawica. Dojrzały on z młodziutką dziewczyną u boku to spryciarz godny naśladowania. Dojrzała ona oparta o ramię młodego kochanka prowadzi się niemoralnie…

W Pani branży też daje się odczuć dyskryminację kobiet, jeśli chodzi o wynagrodzenie?

Ależ oczywiście! Tylko wyjątkowo silne kobiety, takie jak Krystyna Janda czy Monika Olejnik potrafią zadziałać tak, żeby wynegocjować dla siebie lepsze warunki pracy czy wynagrodzenie za reklamę. Zarobki zdecydowanej większości kobiet są niższe, niż mężczyzn wykonujących tę samą pracę.

Dlaczego tak się dzieje?

No właśnie wydaje mi się, że wcale nie tylko dlatego, że – jak to się mówi – światem rządzą mężczyźni. W Polsce mamy taki problem, że kobiety są bardziej lojalne wobec facetów, niż wobec siebie, że nie organizują się w walce o swoje prawa, nie jednoczą na drodze do określonego celu. W Stanach Zjednoczonych to wygląda zupełnie inaczej. Tam kobiety stanowią realną siłę w organizacji życia społecznego. U nas tego brakuje.

Popiera Pani jakieś inicjatywy na rzecz kobiet działające w Polsce?

Nie, bo nie ma nic takiego, co by mnie przekonywało i zachęcało do włączenia się w to. Były próby stworzenia Ligi Kobiet, ale wszystko spełzło na niczym.

Na zakończenie mocno osobiste pytanie: w Internecie jest milion publikacji na temat Pani rzekomo „nowej twarzy”… Patrzę teraz na nią i zastanawiam się, gdzie ta nowość? Robiła Pani coś z tą twarzą, czy nie?

Nie wiem, co za bzdury piszą w Internecie, bo nie zaglądam tam, ale plotki na temat moich operacji plastycznych chyba rzeczywiście zataczają już na tyle na szerokie kręgi, że warto by było przekazać tę sprawę w ręce adwokata. Mam plastyczną twarz i wyglądam bardzo różnie w zależności od fryzury czy kilku dodatkowych kilogramów. Nigdy nie zrobiłam nic z twarzą. Zresztą chyba pani widzi…

Widzę, że na pewno nie wygląda tak, jak sugerują to autorzy publikacji na ten temat. Dziękuję za rozmowę.