Te dzieciaki ze wsi Nastajki (Warmińsko-Mazurskie) nie są wyjątkiem. Aż 6,5 miliona polskich dzieci nigdy nie wyjechało poza własną wieś czy miasto na wakacje. Lato zawsze spędzają tak samo. Grają w piłkę, bawią się w chowanego. "Ja już jestem stary, mnie się urlop nie należy. Ale jak patrzę na te dzieciaki, to aż mi się serce kraje" - mówi "Faktowi" Zygmunt Sulbaski z Nastajek.

Reklama

"Bo my dla nich do wyborów poszliśmy i głosowaliśmy na Samoobronę. Andrzej Lepper mówił, że jest naszym obrońcą, obiecywał, że zatroszczy się o biedne dzieci ze wsi, bo należy się im lepszy los. I co? Myśmy głos na niego oddali. A on teraz się nami nie interesuje. Tylko władzy chciał, ten minister od siedmiu boleści" - pomstuje pan Zygmunt. On też nie ma za co wysłać dzieci na kolonie. A w pegeerze pracował przez 25 lat, aż do 1992 roku, kiedy zakład zamknięto.

"Z dnia na dzień 50 osób straciło pracę. Poszli na <kuroniówkę>. Teraz w Nastajkach mieszka 40 rodzin. Niemal wszystkie kobiety są bez pracy. A mężczyźni zatrudnili się w pobliskiej Ostródzie albo Olsztynie. I to za najniższą krajową" - dodaje Leonarda Małecka, matka pięciorga dzieci. "Więc za co tu żyć?" - załamuje ręce.

"Moje małe też nigdzie nie wyjadą. Zostają całe lato w domu, bo nawet świetlicy tu nie ma. A władze gminy czy województwa tym się nie przejmują i nic dla nas nie robią. Tak jak już nic nie robi Samoobrona, ta partia, co niby miała rolników wspierać" - mówi z pretensją Teresa Szulc.

Reklama

Dorośli ze wsi Nastajki mają żal do ministra rolnictwa. Za dużo im naobiecywał w zamian za oddanie głosów. Teraz, gdy może się wreszcie czymś wykazać, los tych, dzięki którym jest u władzy, już go nie interesuje. Dzieci z Nastajek nie rozumieją wielkiej polityki.

"My tylko chcielibyśmy na żywo zobaczyć morze. I tyle. Bo ze zdjęć wiemy, że jest duże i niebieskie" - mówi mały Kamil.