Cztery lata temu Stenka powiedziała, że chętnie sprawiłaby sobie różne "części zamienne”. Zapytana dziś, co chciałaby sobie zmienić, odparła: "Dużo! Na przykład na nogi chętnie wymieniłabym się z Kayah, Violą Śpiechowicz albo moją mamą. No właśnie, czemu nie odziedziczyłam nóg po mamie?!" - zastanawia się w wywiadzie dla "Gali".

Reklama

"Talię poproszę mojej starszej córeczki albo mojej mamy. Włosy długie, bujne, grube, upinałabym w hiszpański kok na karku. W dzieciństwie złamałam nos. Mama mówi, że odkąd zaczęłam chodzić, ciągle hamowałam na nosie. A w trzeciej klasie poślizgnęłam się w biegu, zderzyłam nosem z ławką i coś w środku pękło. Moja rodzina od czasu do czasu dowcipkuje sobie z „maminego kulfona” – opowiada.

Piękna aktorka zapytana, czy ma w planach operację plastyczną, odpowiedziała: "Nie odrzucam tego. Drobne poprawki, czemu nie? I charakteryzatorkom będzie łatwiej malować". Od razu jednak dodaje, że nie lubi "takich wypolerowanych, unieruchomionych, napompowanych twarzy, które nie są w stanie nawet się uśmiechnąć". "Bolą mnie skóra i serce, kiedy na nie patrzę" - tłumaczy.

>>> Czy zoperowałabyś swoje części intymne?

Mimo ogólnego niezadowolenia z własnego ciała jest dumna z niektórych jego elementów. "Ostatnio spojrzałam na mój nos w lustrze teatralnym, z profilu, i zaczęłam się głośno zastanawiać, jak bym wyglądała z wyprostowanym. Doszłam do wniosku, że chyba nie byłabym do siebie podobna. Przyjaciółka charakteryzatorka stwierdziła: „Daj spokój, straciłabyś charakter!” - mówi aktorka.

Reklama

Choć Danuta Stenka jest obiektem pożądania wielu mężczyzn i idoloką równie dużej liczby kobiet, to sama nie dostrzega w sobie specjalnej wyjątkowości. "Nie uważam, żebym jakoś szczególnie wyglądała. Myślę, że jestem przeciętna. Nigdy nie lubiłam malować się prywatnie, to mi się kojarzy z pracą. Zaczęłam po przyjeździe do Warszawy, prawdopodobnie z jakiegoś lęku. To był rodzaj maski, za którą się chowałam. Pewnie próbowałam ładniej wyglądać, żeby mnie ludzie zaakceptowali. Tymczasem teraz, po latach, kiedy już powinnam dodawać sobie urody, nie jestem w stanie się do tego zmusić" - skromnie opowiada.

Najważniejsze jest jednak, że niezależnie od wszelkich niedoskonałości, aktorka podchodzi do samej siebie z ogromną akceptacją i radością. "Kiedyś byłam pozamykana, usztywniona. Czułam w sobie jakiś przykurcz. Wszystkim się przejmowałam, dużo było we mnie lęku, strachu. Dostawałam pochwały, nagrody, a wciąż byłam z siebie niezadowolona. Umiałam usprawiedliwić cały świat, a wobec siebie byłam bezlitosna. Tamtej Danki już prawie nie ma. Ta dzisiejsza po prostu lubi siebie, akceptuje taką, jaka jest, i pewnie to jest w jej twarzy, oczach..."

Nic dodać, nic ująć!