Wystarczy niewinna z pozoru słabość polityka (na przykład do odwiedzania przybytków rozkoszy) i wścibski dziennikarz, który ma swoje źródła informacji. A potem już leci. O nietypowych hobby polityków dowiadują się w pierwszej kolejności ich żony i rodziny. Zaczyna się piekło. A jakie, oprócz prywatnych, konwekwencje może przynieść ujawnienie faktów, które ujrzeć swiatła dziennego nie powinny?

Reklama

Najpoważniejsze polityczne konsekwencje miała niewierność gubernatora Nowego Jorku Eliota Spitzera, która zakończyła się przed rokiem jego dymisją. Spitzer dla mediów był od ujawnienia afery już tylko "klientem nr 9" pewnej znanej agencji towarzyskiej. Tymczasem przez cały czas u jego boku stała - i jak zawsze, gdy amerykański polityk przyznaje się do wiarołomności - Silda Spitzer, lojalna żona i matka trójki dzieci. Wspierała męża, choć wyglądała tak, jakby chciała zapaść się pod ziemię.

Silda, prezentując taką postawę, dołączyła do pokaźnej grupy zdradzonych i upokorzonych żon amerykańskich gubernatorów, kongresmenów, senatorów. Temu nieformalnemu klubowi przewodzi najsłynniejsza z nich, żona pewnego prezydenta, który w Gabinecie Owalnym uczył stażystkę, jak palić cygaro. To Hillary Clinton stworzyła kanon zachowania oszukanej przez męża kobiety. Oficjalnie oświadczyła, że wybacza Billowi, że zostanie przy nim dla dobra rodziny. A co wydarzyło się naprawdę? Biograf byłej pierwszej damy, a dziś amerykańskiej sekretarz stenu Carl Bernstein uważa, że od tej chwili ich małżeństwo stało się fikcją, wyłącznie politycznym kontraktem.

Jej następczynie powielały ten wzorzec, nieco tylko zmieniając szczegóły. W zeszłym roku, gdy słynna sutenerka zwana "waszyngtońską Madame" ujawniła, że jej klientem był republikański senator z Luizjany David Vitter, jego żona Wendy ogłosiła, że "wybaczenie mężowi jest najwłaściwszym wyborem". Tymczasem kilka lat przed seksaferą z udziałem Vittera dziennikarz spytał ją, jak zachowałaby się, będąc na miejscu Hillary Clinton. Odpowiedziała, że zrobiłaby to, co Lorena Bobbitt (od red.: kobieta, która niewiernemu mężowi odcięła genitalia). Rzeczywistość zmusiła ją do weryfikacji poglądów.

Reklama

Polowanie na czarownice

Minionej jesieni republikański senator Larry Craig z Idaho musiał się tłumaczyć z tego, że został aresztowany na lotnisku w Minneapolis za podrywanie mężczyzny w toalecie, w dodatku - jak się później okazało - policjanta prowadzącego śledztwo w sprawie nieprzyzwoitych zachowań pasażerów w owym WC. Jego żona Suzanne wystąpiła z nim na konferencji prasowej i stwierdziła, że ten incydent był nieporozumieniem, a wrogowie polityczni męża organizują polowanie na czarownice.

Cztery lata temu pierwsza dama New Jersey, Dina Matos McGreevey, przechodziła przez jeszcze trudniejsze doświadczenie. Trzymała za rękę męża Jamesa, który ogłaszał światu że jest gejem i od kilkunastu lat zdradzał żonę z wieloma mężczyznami. - W Stanach Zjednoczonych kobiety, nie tylko ze sfer polityki, muszą spełnić pewne społeczne oczekiwanie: stać przy mężu, nawet w sytuacji tak wielkiego upokorzenia. Służy to podtrzymaniu etosu, pokazania twarzy współczesnej rodziny. Żony mają obowiązek dowieść, że są stabilne w obliczu chaosu i tragedii, bo same, jako matki, są sercem rodziny. Muszą być jak "Gotowe na wszystko" - mówi "Dziennikowi" prof. Marianne LaFrance, psycholog z Uniwersytetu Yale. Ale sprawa nie może być przecież aż tak prosta. Cierpienie wynikające ze zdrady jest trudne do zniesienia poza światem, w zupełnej samotności, a co dopiero na oczach kamer. Czy uszkodzona rycerskość marnotrawnego męża, który z desperacją błaga o powrót na łono rodziny, jest wystarczającą opoką, by wytrzymać taką próbę? I wreszcie: czemu żona musi wybaczyć, skoro elektorat nie wybacza, skazując takiego polityka na banicję?

Reklama

Praktyka dowodzi, że wybór naprawdę jest niewielki. Kanon zachowania zdradzonej kobiety utrwalony przez Hillary Clinton jest najlepszym wyjściem z tak dramatycznej sytuacji. To po prostu "mniejsze zło". - Żona z Olimpu, bo przecież chodzi o ludzi ze szczytu społecznej drabiny, zobowiązana jest do pokazania klasy. Jeśli będzie się rozwodzić, robić karczemne awantury, szkalować go, to zacznie działać przeciwko sobie. A taki spokój jest dobry, budzi uznanie. Każde inne rozwiązanie by w nią mocniej uderzało - stwierdza w rozmowie z "Dziennikiem" prof. Zbigniew Lew - Starowicz. Poza tym w politycznych kręgach Ameryki się utarło, że żony są widoczne, lecz nie nazbyt widoczne.Jeśli żony by zabrakło, to paradoksalnie przyciągnęłoby to większą uwagę i popchnęło do spekulacji. - Nieobecność powiedziałaby więcej, niż obecność - uważa prof. LaFrance.

Wygrać swój los

Są też i głosy, że amerykańska kultura nie przewiduje dla kobiety innej roli. - One zawsze były na usługach małżonka: w sprawach seksualnych, ekonomicznych, dekoracyjnych, czy też stanowiły alibi. Są zwolenniczkami patriarchatu, nie wyobrażają sobie, że może być inaczej. Dodatkowo w Stanach Zjednoczonych ma to postać znacznie bardziej teatralną. Ale kobiety na tak prezentowanej postawie zyskują, dowodzą, że potrafią wygrywać swój los. Najwięcej zostając przy mężu zyskała Hillary Clinton, bo dzięki pokazanej światu spolegliwości może dziś sama walczyć o prezydenturę - mówi "Dziennikowi" prof. Magdalena Środa.

Ale z tego klubu zdradzonych i upokorzonych, lecz milczących małżonek można się wyrwać. Dina Matos McGreevey, choć najpierw wspierała męża po tym, jak ujawnił swój homoseksualizm, wkrótce zmieniła zdanie i wniosła pozew o rozwód. Przeciągającą się sprawę i towarzyszącą jej batalię o opiekę nad kilkuletnią córeczką opisała później w pamiętnikach, upubliczniając dramatyczne emocje towarzyszące rozpadowi jej małżeństwa.

Gdy Ameryka przeżywała polityczny upadek Eliota Spitzera i bacznie przyglądała się jego żonie Sildzie, Dina Matos (już nie McGreevey) opowiadała o swoich doświadczeniach w telewizyjnych wywiadach i deklarowała wsparcie, lecz tym razem dla upokorzonej małżonki gubernatora Nowego Jorku.