Małgosię (30) wzruszyła historia Zosi (28), nowej asystentki w biurze jej męża, Grześka (36). "Ta Zosia jest zupełnie sama, sama jak palec! Z dwuletnią córeczką! Na męża nie ma co liczyć, to alkoholik, jeszcze trzeba go ciągle pilnować, żeby z domu czegoś nie wyniósł. Przepada na całe tygodnie, a potem pojawia się pijany i żąda pieniędzy! Wyobrażasz to sobie?" - opowiadał Gosi podekscytowany Grzegorz.

Reklama

"A dlaczego ta Zosia się po prostu nie rozwiedzie?” - indagowała Gosia, osoba twardo stąpająca po ziemi. "No wiesz! Ona ma złote serce, chce mu pomóc, nie chce go opuścić!" - oburzył się Grzegorz. "A to głupio!" - pomyślała Gosia, ale na głos powiedziała: "Słuchaj, robimy w sobotę imprezę dla znajomych. Może zaproś tę Zosię, niech się dziewczyna trochę rozerwie". Grzegorz się rozpromienił i obiecał, że zaprosi Zosię. Gosia nie przeczuwała, jak wielki popełniła błąd. Wpuściła do swego domu złodziejkę cudzych mężów.

Niektóre kobiety polują na żonatych

Wiele dóbr, które już są czyjąś własnością, jest jednocześnie czyimś obiektem pożądania. Tiry z papierosami, złota biżuteria, torebka starszej pani w tramwaju… W zasadzie wszystko, co mamy, może zmienić właściciela - bo wszystko to może być spełnieniem marzeń kogoś, kto nie widzi nic zdrożnego w okradaniu innych. Mężowie czy stali partnerzy wcale nie są tu wyjątkiem. Większość kobiet, nawet tych, które wdają się w romanse z żonatymi, nie zasadza się umyślnie na cudzych mężczyzn. Zakochują się, chcą dobrego seksu albo zwyczajnie im się nudzi, a fakt, że wybranek nosi na palcu obrączkę to raczej przypadek, a nie celowe działanie. Ale są kobiety, które specjalnie polują na zajętych mężczyzn. To złodziejki mężów.

Reklama

Dlaczego zamiast zająć się kimś, kto beztrosko hasa na wolności, wolą piętrzyć sobie trudności i odbijać partnera innej? Bardzo możliwe, że mają niską samoocenę. Nie są pewne swoich wyborów. "Jeśli mężczyzna jest wolny - pytają siebie w duchu zodziejki mężów - to może coś z nim nie tak? Może żadnej się nie podobał? Zasługuję na kogoś lepszego!". Fakt, że mężczyzna jest już czyimś mężem jest najlepszym certyfikatem jego jakości. Co najmniej jedna kobieta doceniła go na tyle, by za niego wyjść. To już dużo. A ponadto ta kobieta nadal z nim jest. Czyli prawdopodobnie on nie bije jej, nie przepija pieniędzy, jest w miarę wdrożony w małżeńskie i domowe obowiązki, jest płodny…

Takie informacje można wysnuć, obserwując żonatego mężczyznę i jego połowicę przez jakiś czas w ich naturalnym środowisku, czyli w ich domu. Tymczasem w przypadku singla wszystko jest wielką niewiadomą. Nie lepiej wziąć do koszyka markę znaną i sprawdzoną, niż jakąś podejrzaną nowość? Złodziejki mężów wychodzą z założenia, że lepiej.

>>> Ona wie, jak być kochanką żonatych

Reklama

Cudzy mąż jest też często bardziej odpowiedzialny, opiekuńczy i zaznajomiony z meandrami partnerskiego i rodzinnego życia niż pierwszy z brzegu kawaler. A to dlatego, że przez wiele lat słodkiej małżeńskiej niewoli wyuczył się pewnych rzeczy: robienia półeczek w łazience, piątkowych zakupów dla całej rodziny. Wie, jak się zachować, kiedy kobietę boli głowa. Wie, kiedy trzeba zawieźć dziecko do lekarza. Potrafi nawet coś upichcić. Jednym słowem - to idealny kandydat, na którego niezwykle silnym i męskim ramieniu można się uwiesić, wokół którego można się owinąć. A złodziejki mężów muszą się owijać i uwieszać. Należą bowiem do rzadkiej kategorii kobiet biedactw. Takich, co to same sobie nie poradzą, utoną, znikną, zgubią się.

Takie biedactwo nieźle knuje...

> czytaj dalej



Strategia biedactwa jest bardzo prosta. Na początku bierze was na litość. Zosia, koleżanka z pracy Grześka, po pierwszej, zapoznawczej imprezie szybko zadomowiła się w ich domu. Przychodziła bardzo często - zapraszana bądź nie, wpadała niby przypadkiem.

"Gosiu, jaką masz piękną kuchnię! Lubię u was posiedzieć, tak tu ciepło i miło, ty zawsze ugotujesz coś dobrego… Musisz być bardzo dumna z tego, że stworzyłaś taki dom. Pomóc ci obierać ziemniaki?" - podlizywała się Zosia. Gosia oczywiście była rozanielona i szczęśliwa, że ktoś dostrzegł jej wysiłki. Miała wrażenie, że znalazła nową przyjaciółkę. Ania (32) też tak myślała o Grażynie (30). Gdy więc Grażkę właściciel wyrzucił bezczelnie z wynajmowanego przez nią mieszkania, Ania sama zaproponowała Łukaszowi (31), swojemu mężowi, by przez jakiś czas Grażyna pomieszkała z nimi.

"Biedna, bezdomna i dwa lata po rozwodzie. Przecież trzeba jej pomóc" - myślała sobie dobroduszna Ania. W pierwszym okresie zastawiania sideł biedactwo owija was oboje swoją lepką siecią. Jesteście w głębi serca zadowoleni, że ktoś tak was potrzebuje. Biedactwo wzbudza w was uczucia opiekuńcze, jak przerośnięte pisklę kukułki. I w tobie, i w twoim partnerze. Ale po paru tygodniach albo miesiącach okazuje się, że w tym gniazdku jest miejsce tylko dla dwojga. I ciebie nie ma na tej liście. W przypadku Gosi ta faza zaczęła się po czterech miesiącach ciągłej bytności Zosi w ich domu. Co prawda Zosia nadal często ich odwiedzała, ale rzadziej niż na początku.

Pewnego wieczoru Gosię uderzyło coś, nad czym podświadomie zastanawiała się od dwóch tygodni - z kim jej mąż tak gawędzi godzinami przez telefon, ściszając głos, ilekroć ona, Gosia, wejdzie do kuchni? Co to za SMS-y, które przychodzą późno, wywołują u niego lekki uśmieszek i serię westchnięć? Nie, jeszcze niczego nie podejrzewała. Po prostu ją to zaciekawiło. Zadała więc proste pytanie. Odpowiedź zwaliła ją z nóg: "A, to Zosia dzwoniła. Wiesz, ma ostatnio takie problemy z tym mężem. Obiecałem jej, że w piątek zawiozę ich do ośrodka". "Kiedy to się stało? Jak to jest, że teraz ona dzwoni i pisze już tylko do niego, a on obiecuje jej, że poświęci jej piątkowe popołudnie, co oznacza, że będę musiała sama jechać do hipermarketu po zakupy?" - zapytała samą siebie Gosia.

Troje to już tłum, trzeba kogoś wyrzucić…

Ania na fazę wyrzucania z gniazda czekała znacznie krócej, bo dwa tygodnie. Dokładnie po 14 dniach, odkąd Grażynka wprowadziła się do ich mieszkania, Ania obudziła się rano i odkryła, że Łukasza nie ma obok. Poczuła zapach smażonej na bekonie jajecznicy i świeżo zaparzonej kawy. Weszła do kuchni i zobaczyła swojego męża i Grażynę, poufale szepczących o czymś nad talerzami ze śniadaniem. Ich głowy były tak bardzo do siebie zbliżone, że prawie stykały się czołami. "O!" - nie zdziwili się wcale ani nie przestraszyli. "Zrobiliśmy śniadanie. Nie chcieliśmy cię budzić" - oznajmili, wskazując na talerz z przestygłą jajecznicą. "To miło! Ale może trzeba było" - pomyślała Ania, która po raz pierwszy w swoim małżeńskim życiu poczuła się we własnej kuchni jak intruz. Zbędny balast został wyrzucony z gniazdka. Troje to już tłum, trzeba kogoś wyrzucić…

> czytaj dalej



Teraz już wszystkie żony i stałe partnerki orientują się, że wokół dzieje się coś niedobrego. Marcel (33), przyjaciel Iwony (27), zaczął na tym etapie łowów biedactwa znikać na całe wieczory z domu. Kasia (33), dawna koleżanka Marcela z podstawówki i typowe biedactwo (mąż zostawił ją z synkiem oraz długiem na 200 tysięcy złotych, i uciekł za granicę) zaczęła pomagać Marcelowi w pracy. Marcel projektował strony internetowe, a Kasia była graficzką. Bardzo mierną, jak się okazało. Iwona najpierw sama namawiała ukochanego, żeby dał dawnej koleżance z jednej ławki jakieś zlecenie. "Niech dziewczyna trochę zarobi, odkuje się" - powtarzała sobie w duchu. Marcel dał, a potem co wieczór musiał jechać do Kasi na pobliskie osiedle, bo: a) Kasi wyłączył się komputer i nie umiała go zresetować; b) Kasia miała problem z obsługą programu graficznego; c) Kasia chciała pochwalić się pracą, którą udało się jej wykonać od poprzedniego wieczoru. Po tygodniu tych codziennych wizyt Iwona zaczęła bardzo głośno zgrzytać zębami.

Marcel zaniedbywał obowiązki: wieczorny spacer z ich psem należał do jego zadań, a tymczasem coraz częściej zdarzało się, że tak zasiedział się u Kasi, że Iwona musiała sama wyprowadzać piszczącego spaniela, by nie zasikał dywanu. Ale najgorsze dopiero przyszło. "Odgrzeję ci zapiekankę" - powiedziała Iwona lodowato ósmego wieczoru, gdy Marcel wrócił od Kasi. "A, dziękuję. Kasia zrobiła pomidorówkę z ryżem i schabowe z kością, takie jak lubię…" - powiedział Marcel, błogo gładząc się po brzuchu. "Co?! Jakim prawem ta flądra robi ci obiady i dlaczego, do cholery, nie dziwi cię, że mnie na nie nie zaprasza?! Nie widzisz, o co jej chodzi?!" - wrzasnęła Iwona, ale tylko w duchu. Na głos nie powiedziała nic. Nie chciała wyjść na zazdrośnicę.

Niech sobie sama szuka własnego męża...

> czytaj dalej



Gosi po miesiącu wieczornych telefonów i SMS-ów do jej męża od Zosi, było już wszystko jedno, co się stanie. Gdy pewnej nocy obudził ją kolejny SMS, po którym jej mąż zaczął się ubierać, nie wytrzymała. "A ty dokąd się wybierasz?" - złapała go kurczowo za nadgarstek.

''Zosi mąż zabrał DVD i gdzieś z nim przepadł, jedziemy go szukać" - odpowiedział Grzesiek, gorączkowo szukając w szufladzie pasujących do siebie skarpetek. "Nigdzie nie pójdziesz! A Zosia niech sobie sama szuka własnego męża, w końcu sama się w to wpakowała!" - wykrzyczała Gosia. "No wiesz! Jaka ty jesteś niewdzięczna! Masz wszystko, życie ci się ułożyło, a Zosia nie ma nic, nic! Jest sama jak palec! Muszę jej pomóc, bo nie myślę tylko o własnym tyłku, tak jak ty!" - usłyszała.

Zdruzgotana opadła na poduszki, Grzesiek wyszedł. "Ona nie jest już sama jak palec. Jest z nim. Z moim mężem. Jak czegoś nie zrobię, zaraz ja będę sama jak palec" - dotarło wreszcie do Gosi. Ania połapała się już za późno. Po dwóch miesiącach wspólnych śniadań, obiadów i kolacji, na których Ania coraz częściej czuła się nieproszonym gościem, Grażyna wreszcie znalazła nowe mieszkanie i wyprowadziła się, w czym Łukasz, rzecz jasna, ochoczo jej pomagał. Ania miała nadzieję, że teraz wszystko wróci do normy. Ale jej mąż zmarkotniał.

Po tygodniu, przez który Ania i Łukasz mieszkali tylko we dwoje, podczas śniadania, gmerając widelcem w talerzu z twarożkiem Łukasz powiedział: "Musisz coś wiedzieć. Chyba się zakochałem. W Grażynie” - pod Anią ugięły się nogi. Usiadła na kuchennym taborecie. W popłochu próbowała zbierać myśli. Chciała być taka kochająca, tolerancyjna, chciała mu pokazać, że go rozumie. "No to idź do niej, musicie przecież coś z tym zrobić, musicie ze sobą porozmawiać" - wydusiła przez łzy. Łukasz poszedł tego samego dnia. Wrócił. Następnego dnia poszedł znowu. Wrócił. Ania czekała na niego. Trzeciego dnia Łukasz nie wrócił. Zadzwonił rano. "Kocham ją. Odchodzę do niej" - powiedział i się rozłączył.

Walcz, gryź i drap - żadnych skrupułów!

Gdy zorientujesz się, że masz do czynienia z biedactwem o lepkich łapkach, zazwyczaj jesteście już na drugim etapie - wyrzucania z gniazda. Ale jeszcze wcale nie jest za późno, by zacząć działać. Ania popełniła błąd, bo pozwalała dalej utrzymywać swojemu mężowi niebezpieczną bliskość z Grażyną. Chciała być nowoczesna. Uważała, że trzymanie męża na smyczy jest niegodne. To bardzo piękna idea, ale pomyśl o tym w kategoriach czegoś drogocennego, co można ukraść.

Zostawiałabyś złodzieja przez dwa miesiące sam na sam ze szkatułką ze złotą biżuterią? Nie. I ukochanego też nie zostawiaj ze złodziejką mężów. Nieważne, czy wyjdziesz na heterę, zazdrośnicę, niewdzięcznicę, bo nie chcesz pomagać biedactwu. No, chyba że jesteś taką samarytanką, że w ramach troszczenia się o bliźnich jesteś w stanie dać pokrzywdzonemu przez los biedactwu nawet własnego męża. Nie miej absolutnie żadnych skrupułów, by dać biedactwu szlaban. Przestań ją zapraszać. A jak będzie dzwoniła i pytała, dlaczego, powiedz, że nie podoba ci się, że tak dużo czasu chce spędzać z twoim mężem i nie życzysz sobie jej więcej widzieć. Nienowoczesne? To w takim przypadku jest nieistotne.

> czytaj dalej



Gdy Gosia zorientowała się, jak daleko zaszły sprawy z Grześkiem i Zosią, bez cienia wątpliwości wykreśliła Zosię z listy mile widzianych osób w ich domu. Nie zapraszała jej. Powiedziała też Grześkowi, że nie życzy sobie, by ją zapraszał. Oczywiście on protestował, oskarżał żonę o paranoję i chorobliwą zazdrość. "Paranoja? Chorobliwa zazdrość? Ile wieczorów w ciągu ostatniego miesiąca poświęciłeś naszym córkom? Biegałeś jak kot z pęcherzem po całym mieście z Zosią, szukając, gdzie zapił jej mąż? Były wywiadówki w szkole, nie poszedłeś na żadną, bo Zosia. Dwa razy sama jechałam do supermarketu po duże zakupy, bo Zosia. Kran w łazience cieknie od czterech dni, nie można się doprosić, żebyś wymienił uszczelkę, bo nawijasz z Zosią przez telefon.

Do diabła, to ja jestem twoją żoną! Jeśli Zosia potrzebuje oparcia w mężczyźnie, niech idzie do biura matrymonialnego. Taka ładna dziewczyna - nie opędzi się od chętnych” - odpowiedziała Gosia na zarzuty Grześka. I zażądała, żeby spotkania z Zosią ograniczył do lunchu w biurze. Ty też nie miej oporów, żeby przypomnieć mężowi, jakie ma obowiązki wobec swojej rodziny.

Pomaganie innym nie może być na pierwszym miejscu. Zresztą, jak on ma taką potrzebę niesienia pomocy, niech zostanie wolontariuszem w hospicjum czy schronisku. Dlaczego zdrowe odruchy jego dobrego serca odnoszą się tylko do jednej kobiety? Naprawdę, nie powinien się ograniczać. Pamiętaj, że ty po prostu masz prawo, by tego zażądać. Jeśli relacja z biedactwem sprawia, że ty i dzieci jesteście coraz bardziej zaniedbywani przez głowę rodziny, on musi to przerwać. Bądź nieugięta, nie pozwalaj mu ciągle rozmawiać z biedactwem przez telefon. Boisz się, że on wysyła do niej SMS-y? Sprawdź to. Walcz. Sama zadzwoń do biedactwa, powiedz, żeby odczepiła się od twojego mężczyzny. Postaw jej ultimatum - powiesz znajomym, pójdziesz do jej pracy… Niech ona wie, że będziesz drapała i gryzła.

Biedactwa to tchórze - boją się silnych kobiet...

Strategia odrywania lepkich łapek biedactwa od twojej rodziny nie może polegać tylko i wyłącznie na ochrzanianiu męża, zakazach, represjach i awanturach. Musisz zadać też sobie pytanie: „Co takiego dawało mu biedactwo, że prawie zapomniał o mnie, rodzinie i złapał się na jej lep?”. "Spowszednieliśmy sobie. Ciągle chciałam, żeby tu wbił gwoździk, tu odwiózł córki do babci, kupił, zrobił, załatwił… Uważałam, że to naturalne, że wbija, odwozi, kupuje, robi i załatwia. Nie mówiłam: »dziękuję«. Nie mówiłam: »Kochanie, jak wspaniale to wymyśliłeś, jakiś ty jesteś mądry«” - ubolewa Gosia.

Mężczyźni lecą do biedactw jak pszczoły do miodu, bo na pierwszym etapie znajomości czują się przy takim bluszczu jak prawdziwi macho, stuprocentowi samcy. Znowu ktoś ich wielbi, potrzebuje, znowu ktoś nie może w żaden sposób obyć się bez ich silnego ramienia… I to jest coś, czego możesz nauczyć się właśnie od biedactwa. Okazywania zachwytu i podziwu mężczyźnie, z którym dzielisz życie. Niech on znowu poczuje się przy tobie niezastąpiony i wspaniały. To będzie jak impregnat przed zakusami następnych biedactw - których, być może, już nigdy się nie doczekasz.

Bo strategia złodziejek mężów jest nadzwyczaj prosta, niczym konstrukcja cepa. Nie ma więc najmniejszej wątpliwości, że po jednej przygodzie z biedactwem nigdy już nie pozwolisz sobie na luksus wyciągania pomocnej dłoni do kolejnej ofiary losu, która ostrzy sobie ząbki na twojego mężczyznę.

PRZECZYTAJ TAKŻE: >>> "Zawodowo sypiam z cudzymi mężami" oraz To, co nas podnieca, to wcale nie jest kasa!