... Książa jej autorstwa to zapis rozmów z ekspertami, którzy w przystępny sposób odpowiadają na pytania nurtujące nastolatków. Pytania, które dojrzewający ludzie wstydzą się zadawać rodzicom, a które są kluczowe dla rozwoju ich świadomości seksualnej i umiejętności czerpania z seksu tego, co piękne.

Reklama

Dlaczego Anja zajęła się tym tematem i wystawia się zmasowany atak przeciwników mówienia o seksie? Bo wie, że edukacja seksualna to nie tylko Kamasutra i wiedza o tym, jak "zrobić dobrze partnerowi". Bo zależy jej na tym, aby w Polsce każdy mógł kochać, kogo chce i nie był z tego powodu skazany na odrzucenie czy ataki nienawiści. Bo sama tego o tym, co w seksie najważniejsze, dowiedziała się nie wiadomo skąd i chciałaby tego oszczędzić tym, którzy dorastają w czasach, w których głównym źródłem informacji jest Internet - pełen treści, które niewiele mają wspólnego z pozytywnym obliczem seksu.

Książka to szkielet, na którym Anja planuje oprzeć kolejne działania.

O tym, co jej się marzy w związku z wydaniem #sexedpl, opowiedziała mi przy okazji premiery tego niezwykłego podręcznika.

Marta Jarosz: Jest taka nieoficjalna teoria która mówi, że studia z zakresu psychologii wybierają najczęściej ludzie, którzy sami mają problemy z psychiką. Czy u Pani było coś nie w porządku z seksem, że zajęła się Pani tym tematem?

Reklama

Anja Rubik: Nie. Wszystko jest w porządku, tylko pewnego dnia uświadomiłam sobie, że nie miałam właściwie żadnej edukacji seksualnej i to, co wiem, na ten temat, pochodzi nie wiadomo skąd. Trochę pewnie z telewizji, trochę z rozmów z rówieśnikami. Z Internetu niewiele, bo dorastałam w czasach, kiedy to nie było jeszcze popularne. Te braki sprawiły, że kiedy zaczęłam uprawiać seks, nie umiałam na przykład prosić chłopaka o użycie prezerwatywy. Wstydziłam się w ogóle o tym rozmawiać. Z czasem zaczęłam sama nosić prezerwatywę przy sobie, ale to wszystko nie było łatwe. I pewnego dnia doszło do mnie, że tak naprawdę nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał.

Rodzice nie byli pomocni w tej kwestii?

Reklama

Rodzice są świetni, fantastyczni i otwarci i kiedy teraz o tym rozmawiamy, uświadamiamy sobie wspólnie, że ten temat faktycznie nigdy się między nami nie pojawił. Ja nie pytałam, a oni o to nie zahaczyli i tak zostało. Nie jestem nawet pewna, czy oni byliby w stanie dokładnie mi wytłumaczyć pewne ważne kwestie dotyczące seksualności. Nie mam tu na myśli tego, jak TO działa, bo akurat większość ludzi to wie. Chodzi mi raczej o rzeczy związane z psychiką, emocjami towarzyszącymi życiu seksualnemu i dojrzewaniu. Bo to, że uprawia się seks, wcale nie oznacza, że przeszło się edukację seksualną i umie się o tym rozmawiać.

To skąd Pani się tego nauczyła?

Miałam to szczęście, że wcześnie wyjechałam z Polski i pracuję w biznesie, który jest bardzo otwarty na szeroko pojętą różnorodność. Ale wiadomo, że nie każdy ma taką możliwość. Ja się wiele nauczyłam dzięki temu, że niemal każdego dnia pracuję z innym teamem, a ktoś, kto mieszka w małej miejscowości, nie ma okazji do tego, by zetknąć się z odmiennościami, a prawda jest taka, że boimy się tego, czego nie znamy.

Czy był jakiś punkt zapalny, który spowodował, że podjęła Pani ten temat - takie uderzenie?

Tak. Był to film „120 uderzeń serca”, który obejrzałam rok temu na festiwalu w Cannes. Opowiada on o latach 90. Akcja rozgrywa się we Francji, gdzie panuje epidemia AIDS i przy takiej można powiedzieć cichej zgodzie rządu zbiera swoje żniwo, a o HIV się nie mówi. Zbiera się jednak garstka osób, które tworzą organizację i zaczynają informować społeczeństwo o chorobie, sposobach zakażenia i możliwościach jego uniknięcia. Organizują protesty, marsze. Wyszłam bardzo poruszona z pokazu tego filmu i stwierdziłam, że w Polsce jest bardzo podobna sytuacja, jeśli chodzi o edukację seksualną. Ktoś podjął decyzję, że blokowane są informacje na ten temat.

Myśli Pani, że to jest problem, nazwijmy to, dnia dzisiejszego, czy wcześniej też dawał o sobie znać?

Powiem tak: sześć lat temu nie było dużo lepiej, ale czuło się, że to idzie w lepszym kierunku, a dziś się cofamy. Straszne podręczniki do wychowania do życia w rodzinie mają być jeszcze zaostrzone. Nie wiem nawet, co można w nich zaostrzyć, bo nie tam właściwie żadnych prawdziwych informacji, ale to wszystko pokazuje, że sytuacja się pogarsza. A są kraje, w których jest prowadzona naprawdę porządna, rzetelna edukacja seksualna, więc to nie jest tak, że nie da się tego zrobić.

Jakie ma Pani ideały, jeśli chodzi o te kraje, w których wzorcowo edukuje się o seksie?

Świetny system ma Szwecja, Holandia. Bardzo dobrze wygląda sytuacja w Niemczech.

Czy przed uruchomieniem akcji #sexedpl poradziła się Pani kogoś? Zapytała, czy warto to robić?

Tak, rozmawiałam z moim partnerem. Powiedział, że jeśli czuję taką potrzebę, to powinnam iść za ciosem i zrobić to.

Czuła Pani, że to może być trochę utopijny plan?

Tak. Czasami jest przerażona, bo niby widzę, że trafiam do wielu osób, ale duża część z nich to ludzie, którzy już są otwarci i bardziej świadomi. Oni dzięki książce mogą pogłębić swoją wiedzę i jeszcze bardziej się otworzyć, ale jest wielu takich, którzy w ogóle nie widzą problemu albo wręcz się na niego zamykają. To do nich chciałabym dotrzeć i dlatego chcemy promować książkę najróżniejszymi sposobami. Tak, żeby dowiedziało się o niej jak najwięcej ludzi.

Dotarcie do tych ludzi, o których Pani mówi i próba ich „przemienienia” – to jest możliwe?

Wszystko jest możliwe, jeśli naprawdę się chce.

Zdecydowała się Pani na wydanie książki w czasach, gdy ludzie w ogóle nie chcą czytać? Nie lepiej byłoby uruchomić na przykład stronę internetową? Dlaczego właśnie książka?

Również dlatego, żeby zachęcić młodych ludzi do czytania, ale nie tylko. Chciałam, żeby zbiór tego, co w tym temacie najważniejsze, miał taki namacalny wymiar. Żeby to można było trzymać w dłoni, pożyczać sobie, wspólnie przeglądać. Też, żeby wszystko było trwale zebrane w jednym miejscu. Marzy mi się, żeby ta książka była szkieletem, na którym zostaną zbudowane inne działania. W opinii wielu ekspertów to jest podręcznik do edukacji seksualnej z prawdziwego zdarzenia. Od tego chcemy wyjść i zrealizować inne elementy kampanii, również w Internecie.

Wielokrotnie powtarzała Pani dziś, że temat edukacji seksualnej należy odpolitycznić i pewnie tak byłoby najlepiej, ale nie ma pewności, jak szybko, jeśli w ogóle, to się uda... Czy w klimacie, jaki obecnie panuje w Polsce, nie boi się Pani działać w tym obszarze…?

Tylko ci, którzy nic nie robią, nie narażają się na krytykę czy hejt. Jeśli natomiast o cokolwiek się walczy, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie przeciwny tym działaniom. Czy boję się? Nie biorę tego aż tak poważnie pod uwagę. Wierzę w to, co robię.

Czy są już jakieś namacalne efekty Pani działań?

Tak, oczywiście. Po pierwszej kampanii dostałam setki listów z podziękowaniami. Zdarza się, że na ulicy zaczepiają mnie ludzie i mówią, że obejrzenie filmików z bliskimi zmieniło ich sytuację rodziną. Że odważyli się powiedzieć o swoim homoseksualizmie. Jedna dziewczyna – lesbijka – nigdy tego nie ukrywała przed matką, ale też nigdy z nią o tym nie rozmawiała, przez co miały bardzo złe stosunki. Dziewczyna obwiniała matkę o to, że nie umiała podjąć tematu. Po tym, jak obejrzała filmik z Robertem Biedroniem, zrozumiała, że ona po prostu nie jest na to gotowa. Nie umie tego zrobić, bo ma właśnie braki w edukacji seksualnej. Dzięki rozmowie wszystko udało się nadrobić. Od chłopaka – geja usłyszałam z kolei, że filmy z kampanii pozwoliły mu przygotować rodziców na rozmowę o jego orientacji i to też miało nieocenioną wartość.

Czy Pani będzie umiała rozmawiać o TYCH SPRAWACH ze swoimi dziećmi?

Tak. Mam nadzieję, że tak. Poza tym, jeśli dziecko zapyta o coś, o czym nie umie się mówić, albo w danym momencie nie jest się na to gotowym, zawsze można powiedzieć, słuchaj, to jest trudny temat, daj mi chwilę, przygotuję się do rozmowy i wrócę do ciebie. Wtedy wystarczy się doedukować, zrobić research w Internecie, albo właśnie przeczytać moją książkę i będzie się wiedziało, jak dzieciakowi odpowiedzieć. Najważniejsze to nie kłamać. Dzieci zawsze to wywęszą i tracą przez to zaufanie.

A jeśli dziecko nie będzie pytało – tak jak Pani – to i tak Pani z nim o tym porozmawia?

Na pewno poruszyłabym ten temat, ale nie na zasadzie „siadamy i gadamy o tym”, bo wtedy dziecko się zamyka, ale przy okazji różnych rzeczy – oglądania scen miłosnych w filmie, czytania czegoś. Ta rozmowa musi mieć miejsce w normalnych sytuacjach, bez stwarzania napięcia. Najlepiej zacząć ten temat przy robieniu kanapki.

Nauczyła się Pani czegoś, zbierając materiały do książki?

Oj, tak! Pomijając takie kwestie jak istnienie chusteczki lateksowej czy prezerwatywy damskiej – tak!, przed pierwszą kampanią o tym nie wiedziałam – wiele takich delikatnych rzeczy, o których nie bardzo chcę mówić, bo są bardzo prywatne. Śmieję się jednak, że moja rozmowa z Agatą Loewe to była wręcz próba terapii, że odkryłam takie rzeczy, z których w ogóle nie zdawałam sobie sprawy. Ogólnie jestem osobą otwartą. Uważam, że każdy ma prawo kochać kogo chce i czuć się, kim chce, jeśli nie krzywdzi innych. Nie zastanawiałam się jednak nad tym, co czuje młoda osoba, która nie dość, że przeżywa ogrom przemian związanych o kresem dojrzewania, to jeszcze doświadcza dysonansu pomiędzy tym, co dzieje się w jej psychice i ciele – np. dziewczyna, które czuje się chłopakiem, a zaczyna rosnąć jej biust. Jeśli jeszcze w dodatku żyje w małym mieście i nie ma żadnego wsparcia, to jest naprawdę poważny problem.

O czym Pani marzy w kontekście wymiernych efektów kampanii? Co by Pani chciała, żeby się zadziało?

Żeby jak najwięcej osób przeczytało tę książkę, bo myślę, że osoba, która to zrobi, będzie całkowicie odmieniona. Gwarantuję to.

Dziękuję.