Marta Jarosz: Czy dziś stresujemy się Świętami bardziej, niż kiedyś i jeśli tak, to dlaczego tak się dzieje?

Marta Kucharska, psycholog, Instytut Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego: Trudno porównać nasilenie stresu kiedyś i dziś, jednak pewne jest, że jego przyczyny są inne. W nie tak odległej przeszłości ludzie martwili się niestabilną sytuacją polityczną, tym, czy będą mieć gdzie te święta spędzić, czy uda im się zasiąść do wspólnego stołu z najbliższymi. Potem sen z powiek spędzało im pytanie, czy będzie co na tym stole postawić, bo sklepy były puste. Święta pachniały ekskluzywnie – szynką i pomarańczami.

Reklama

Obecnie półki uginają się od dóbr, żyjemy we względnie stabilnym kraju, a i tak święta przysparzają wielu powodów do stresu. Obiektywnych stresorów (przyczyn stresu) jest mniej, ale należy pamiętać o tym, że to, czy stres odczuwamy, zależy od naszej subiektywnej oceny sytuacji. Wniosek? Tworzymy je sobie sami. Często do ostatniej chwili nie mamy pomysłu, jakie prezenty wybrać dla najbliższych, prześcigamy się w przygotowywaniu wystawnych potraw, dekorowaniu domu, serwujemy sobie maratony w sprzątaniu, pieczeniu, gotowaniu…

>>> ZOBACZ RÓWNIEŻ!!!

Czy natężenie tego stresu, sposób przeżywania go zależą od płci? Jeśli tak, to jakie są różnice?

Reklama

To, jak silne napięcie emocjonalne odczuwamy, zależy w dużej mierze od tego, jaką rangę nadajemy danemu wydarzeniu. Kobiety - chociażby w odpowiedzi na przypisane im role społeczne i oczekiwania kulturowe, są bardziej obciążone przygotowaniami świątecznymi i przywiązują większą wagę do tego, jaki kształt będą miały święta w ich wydaniu. Można więc przypuszczać, że odczuwany przez nie stres będzie silniejszy. Na szczęcie badania wykazują, że przedstawicielki tej płci lepiej niż mężczyźni radzą sobie z napięciem rozciągającym się w czasie. Natomiast panowie są bardziej odporni na ostry stres, więc obronną ręką wyjdą z sytuacji kupowania prezentu na ostatnią chwilę.

Co ma największy wpływ na doświadczanie świątecznej gorączki? Dlaczego i na czym zależy nam najbardziej - prezenty, sprzątanie, przygotowanie jedzenia?

Reklama

Myślę, że to jest bardzo indywidualna sprawa. Inaczej przygotowania będą odbierać gospodarze, inaczej ci, którzy są goszczeni, itd. Myślę, że znaczenie ma tu natłok obowiązków związany z każdym z tych aspektów. Żyjemy w czasach przeciążenia rolami, ciągle balansując między nimi. Przyczyną świątecznej gorączki jest fakt, że do napiętych grafików dorzucamy nowe obowiązki i sprawunki. Niestety, ciągle jest w tym za dużo zewnętrznego „muszę, bo tak wypada”, niż „chcę, bo sprawia mi to przyjemność”. Dywan naprawdę może być tylko odkurzony, stół nie musi się uginać od przysmaków, bo nikt z nas nie lubi pękać w szwach, a czasem najlepszym prezentem jest czas spędzony z bliską osobą.

Czy niepojawianie się w sklepach na około miesiąc przed 24 grudnia mogłoby być sposobem na uniknięcie szaleństwa?

Tak, pod warunkiem, że zabralibyśmy się za przygotowania odpowiednio wcześniej. Większość prezentów nie ma daty ważności, więc można je kupić z dużym wyprzedzeniem. Na ostatnią chwilę zostawić tylko zakup produktów spożywczych, które muszą być świeże. Dziecinnie proste, ale tylko w teorii, bo wymaga od nas ogromnej samodyscypliny.

A czy jeśli uda nam się spełnić wszystko, na czym tak nam zależy, kiedy przygotowujemy Święta, to czy daje to gwarancję prawdziwego odpoczynku już w czasie ich trwania i tego wymarzonego ich przeżywania?

Przygotowania to jedno, ale przecież „muszę” jeszcze zadbać, by potrawy trafiły na czas na stół, zastanawiam się, czy prezenty były właściwe, czy pod światło nie widać smug na oknach. W takich okolicznościach nie ma mowy o odpoczynku. Jeśli wymagam od siebie bycia perfekcyjnym, to nie mam miejsca na luz. Mogę odetchnąć z ulgą, gdy zmyję ostatni talerz po gościach, ale to oznacza koniec świątecznego czasu.

W którym momencie szaleńczych przygotowań powinno nam się zapalić czerwone światło w głowie?

Kiedy przestajemy odczuwać przyjemność z tych przygotowań i traktujemy je tylko jako niewygodny obowiązek. Jeżeli ogień mnie parzy, to nie wkładam do niego ręki. Jest mi miło, gdy ogrzewam się w jego cieple. Dystans zmienia naszą perspektywę i często pozwala dostrzec to, co ważne. Powiedzenie sobie „stop! Nie o to w tym wszystkim chodzi” jest czasem najlepszym rozwiązaniem.

Jak możemy skutecznie sami sobie pomóc i nie dać wpędzić się w przedświąteczną depresję? Czy to w ogóle możliwe?

Żeby uniknąć narastającej frustracji, należy się zastanowić, na czym nam naprawdę zależy. Warto porozmawiać o tym z osobami, z którymi spędzamy święta. Jeżeli czujemy, że przygotowania spoczywają przede wszystkim na naszych barkach, poprośmy o pomoc, wydelegujmy obowiązki. Listy spraw są świetnym rozwiązaniem. Zastanów się, co chcesz zrobić, co zaserwować, co kupić. Kiedy coś zaplanujesz i odpowiednio przygotujesz, mniej rzeczy zaskoczy Cię w ostatniej chwili, a ubieranie choinki w Wigilię będzie miło spędzonym czasem, a nie nieprzyjemną koniecznością.

Jaki może być możliwy najgorszy skutek nieporadzenia sobie z przedświątecznym stresem?

Niestety, nieumiejętne radzenie sobie ze stresem daje nam bogaty wachlarz negatywnych konsekwencji. Atakuje całe nasze ciało, dając wiele objawów somatycznych (bóle brzucha, głowy, kręgosłupa, problemy ze snem, wrzody żołądka, etc.), powoduje także spustoszenie w układzie nerwowym, może prowadzić do obniżenia nastroju, depresji. Jednym z najgroźniejszych dla naszego zdrowia skutków stresu są choroby układu krążenia, które mogą zakończyć się zawałem, a w ostateczności nawet śmiercią.

Dziękuję za rozmowę.