Wystrzegaj się towarzystwa biadolącej marudy w pracy, bo przyprawi cię o stres. Okazuje się, że stresem można się zarazić tak samo, jak katarem - przez wystawienie się na kontakt z osobą zestresowaną - twierdzą amerykańscy naukowcy.

Jeśli cierpliwie słuchasz cudzych narzekań na szefów, tarapatów w życiu uczuciowym i nieżyczliwej obsłudze w sklepach, to nie musi to oznaczać, że natura obdarzyła cię niewyczerpanymi pokładami życzliwości dla innych, lecz to, że zaraziłeś się stresem osób narzekających.

Reklama

Według prof. Elaine Hatfield z uniwersytetu na Hawajach ludzie są jak gąbki - wchłaniają emocjonalne stany emitowane przez innych. W miejscu pracy niepokój i stres mogą rozplenić się równie szybko, jak zarazki.

Podobnie jak w przypadku wystawienia na dym z papierosa, gdy mamy do czynienia z paleniem czynnym w postaci zaciągania się lub biernym, tak samo w przypadku stresu cierpi się na stres czynny, gdy jest się samemu zestresowanym i bierny, "załapany" od innych z najbliższego otoczenia.

Reklama

"Zdumiewająco łatwo ludzie są zdolni naśladować wyrazy twarzy, sposób ekspresji i postawę innych. Dlatego tak łatwo udaje im się wczuć w ich stany emocjonalne" - mówi prof. Hatfield cytowana przez "Daily Mail".

"W miarę jak absorbujemy stres innych, sami zaczynamy czuć się zestresowani. Podświadomie koncentrujemy wówczas uwagę na sprawach, które mogą nas zestresować" - dodaje.

Przejmujemy od koleżanek i kolegów stres nie tylko dlatego, że identyfikujemy się z ich życiowymi perypetiami. Ciągły strumień biadolenia z ich strony wlewany nam do ucha pobudza w nas stany depresyjne kierując myśli ku temu, co negatywne - wyjaśnia Hatfield.

Reklama

Jej zdaniem nie tylko przejmujemy negatywne schematy myślowe od innych, ale podświadomie adoptujemy ich zestresowany "język ciała", zapadamy się w sobie i marszczymy brwi, gdy z nimi rozmawiamy.

W ten sposób osiągamy stan "emocjonalnego zarażenia się", na który jesteśmy szczególnie podatni w miejscu pracy. Kobiety są bardziej narażone na załapanie cudzego stresu niż mężczyźni, z natury bardziej gruboskórni.

"W rozmowie z innymi, zwłaszcza wzbudzającymi współczucie, ludzie mechanicznie i podświadomie naśladują i dostrajają swe ruchy do wyrazów twarzy, barwy głosu, postawy i ruchów innych. W ten sposób wczuwają się w przeżywane przez nich emocjonalne stany i sami je przejmują" - wyjaśnia Hatfield.

Skutkiem może być np. to, że kobieta szczęśliwie zamężna zaczyna się krytycznym okiem przyglądać mężowi, dlatego, że jej koleżanka ma trudności w pożyciu.