Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Czy w Polsce łatwo znaleźć chętnych do pracy?
Aleksandra Rychta, szef biura Grafton Recruitment Polska:
Są stanowiska i branże, do których znalezienie pracownika to prawdziwy problem. Jest praca, a nie ma odpowiednich ludzi. Powód: wyjechali za granicę, albo jest ich mało. Niezmiennie najbardziej poszukiwani są informatycy. Jednak nie absolwenci studiów informatycznych, choć oni też nie mają problemu ze znalezieniem zajęcia, ale doświadczeni specjaliści, którzy znają kilka języków oprogramowania, sami piszą programy i mają doświadczenie. Mogą zarobić do 12 tys. zł brutto. A często oczekują na wiele więcej, jednak firmy nie są gotowe im tyle zapłacić. I to jest ostatnio najważniejszy powód, dla którego tak trudno jest skojarzyć pracodawcę z informatykiem.

Kogo jeszcze szukają pracodawcy?

Inżynierów, chemików, absolwentów budownictwa, automatyki, robotyki z kilkuletnim doświadczeniem. Dla osób z mniejszym doświadczeniem też mamy propozycje: całe mnóstwo miejsc pracy w usługach, biurach obsługi klienta, na recepcjach, posady asystentek. Natomiast dla absolwentów uczelni czy studentów pracę mają zagraniczne firmy, które otwierają u nas call centers, albo wydzielają i umieszczają tu swoje działy obsługi finansowej. W Wielkopolsce, gdzie działa moja firma, lokuje się bardzo dużo takich biznesów. Jednak prawdziwy skarb dla nich to nie studenci, ale osoby ze znajomością nietypowych języków, np. węgierskiego, portugalskiego, duńskiego, szwedzkiego. Bo jeżeli Norwedzy umieszczają dział księgowy swojej firmy w Polsce, to potrzebują do niego człowieka ze znajomością języka norweskiego. Jeżeli absolwent jakiejś filologii nie jest zainteresowany karierą językową, tylko ma ochotę zapoznać się z finansami czy księgowością, może na tym zarobić do 2,5 tys. zł na rękę. I nie musi mieć wykształcenia księgowego.

Jak wynajdujecie firmom tych cennych, trudnych do znalezienia pracowników?

Nie zdradzę naszych tajnych sposobów, bo konkurencja też ich szuka. Powiem jedynie, że nasi konsultanci mają swoje ścieżki. Mamy tę przewagę, że działamy w Polsce już od 10 lat i mamy dużą bazę osobową. O najlepszych pracowników między firmami toczy się prawdziwa bitwa. Proponujemy więc klientowi: musicie zaproponować coś więcej niż pensję - awans, szkolenia, służbowy telefon, samochód, ubezpieczenie zdrowotne. Bo kiedy ci najbardziej poszukiwani kandydaci przychodzą i widzą, że firma nie da im takiej pensji, jakiej by chcieli, ale ma dodatkowy pakiet profitów, są gotowi zejść ze swoich oczekiwań. Spodziewamy się też napływu klientów szukających pracy, którzy wrócą z zagranicy, bo zaczynają się już powroty. Wiemy też, że tam nadal chcą zatrudniać naszych, ale już mniej osób chce wyjeżdżać. Gotowych wyprowadzkę z kraju jest 30 - 50 proc. naszych klientów.

Zachęcacie ich do tego? Znajdujecie im posady w Irlandii?
Choć moja firma jest z Irlandii, powiem szczerze: wyjazd jest bez sensu. Zarobki za granicą nie są aż tak rażąco wyższe niż tu. Pracownicy fizyczni nadal odczują dużą różnicę, ale w branżach specjalistycznych, bankowych, informatycznych, w zarządzaniu personelem, zarobki są podobne, a utrzymanie w Polsce tańsze. Natomiast wysoki jest koszt wyjazdu. Chodzi mi o koszt zawodowy. Kiedy się wróci do kraju po kilku latach pracy w hotelu na Wyspach, to okazuje się, że nie łatwo wejść z powrotem w swoją branżę. Jeśli już jechać, to tylko do pracy w swoim zawodzie, żeby podnieść kwalifikacje. Albo tuż po studiach, poduczyć się języka.

Czy możemy porównać pracę w tej samej branży u nas i na Wyspach?
Mogę porównać swoją branżę, bo ją znam z obu stron. W Polsce jest większa możliwość rozwoju zawodowego. Mam koleżankę, która pracuje w Irlandii. Od lat zajmuje to samo niskie stanowisko - administrative officer. Zbiera CV, selekcjonuje je, umawia rozmowy. Gdyby rekrutowała osobiście pracowników, to byłby awans, ale ona nie awansuje, bo wciąż nie dość dobrze mówi po angielsku. A kolega Irlandczyk nie ma z tym problemów, więc już od dawna rekrutuje sam. W Polsce, nie dość, że odpada problem językowy, to jeszcze firmy nie wymagają aż takiego doświadczenia jak tam. Właściwie zaraz po studiach można zostać młodszym konsultantem rekrutacji czy asystentem działu HR. Pracodawcy częściej pytają o znajomość prawa pracy niż o doświadczenie. Ograniczają oczekiwania, żeby mieć pracowników. Dlatego powtarzam - teraz nie warto wyjeżdżać.









Reklama